Dotychczasowy układ sił w Europie odchodzi do lamusa. Kolejna zmiana geopolityczna od upadku ZSRS powoduje, że rośnie rola Stanów Zjednoczonych, spada Rosji i Niemiec. To dobra wiadomość dla Polski.
Do 1989 r. sytuacja była bardzo klarowna –
świat podzielony był na blok demokratyczny, z dominującą rolą USA, i bolszewicki, okupowany przez czerwoną Rosję. Z tego podziału wyłamały się Chiny, które choć komunistyczne, weszły w ostry zatarg z ZSRS. Rozpad Sowietów doprowadził do tego, że strefa demokracji przesunęła się na Europę Środkową, z Polską i krajami bałtyckimi włącznie. W tym czasie zaczął się proces wycofywania USA z Europy. Po 11 września 2001 r., kiedy Stany Zjednoczone potrzebowały rosyjskiego wsparcia w wojnie z terroryzmem, Moskwa wykorzystała okazję i zaczęła otwarcie powracać do polityki imperialnej. Wprawdzie w pierwszej połowie ubiegłej dekady zaskoczyły ją kolorowe rewolucje w krajach posowieckich, ale był to ostatni przebłysk wolności w nowym podziale Europy. Miejsce opuszczone przez USA zaczęły zajmować Niemcy, które jednak nie były w stanie wchłonąć całej poamerykańskiej strefy. Dlatego też powstała przestrzeń, dogodna dla ekspansji Moskwy.
Za pomocą nacisków ekonomicznych, agentury i swojego lobby na Zachodzie Kreml doprowadził do upadku niektórych niepodległościowych rządów – szczególnie dobrze widać tę działalność Rosji na Ukrainie. Odrębną sprawą była słabość i skłócenie tych rządów. Jednak bez agresywnych działań Moskwy nie doszłoby do powrotu neo-ZSRS.
Moskwa święciła triumfy, jednak przeoczyła dwa najistotniejsze zagrożenia. Pierwszym były zmiany geopolityczno-cywilizacyjne w USA. Drugim pęd do wolności społeczeństw Europy Wschodniej.
USA przez kilka dziesięcioleci prowadziły politykę zabezpieczenia własnych interesów w Zatoce Perskiej i krajach arabskich. Było to na tyle angażujące, że traciły perspektywę europejską. Kilka lat temu rewolucja technologiczna w wydobywaniu gazu i ropy zamieniła się w rewolucję ekonomiczną. USA przestają potrzebować innych krajów do importu źródeł energii, a coraz bardziej potrzebują rynków zbytu. Największym jest rynek europejski. Wprawdzie prezydent Obama nie pozwolił na razie na eksport gazu do Europy, wykorzystując tanie źródła energii do obniżenia kosztów produkcji amerykańskiej, ale i tak amerykańskie wydobycie wpływa na ogólne obniżenie cen paliw. Jest tylko kwestią czasu, kiedy amerykański gaz – a być może i ropa – dotrą do naszego kontynentu.
Dla Rosji taka polityka oznacza gospodarczą śmierć. Jedynym sposobem obrony było uzależnienie państw importerów rosyjskiego gazu od dostaw paliw. Przy rosnącej konkurencji to uzależnienie można było uzyskać tylko poprzez polityczne podporządkowanie.
Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Tomasz Sakiewicz