Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz dwoi się i troi, aby zaoszczędzić na leczeniu Polaków. W resorcie powstał projekt zakładający, że pacjenci ambulatoryjni będą czekali na zabiegi w hotelach. Nie wiadomo, kto za to zapłaci. Do tej pory NFZ nie chciał zwracać pieniędzy za usługi hotelarskie - pisze "Gazeta Polska Codziennie".
Narodowy Fundusz Zdrowia znajduje się w coraz trudniejszej sytuacji finansowej. W kasie brakuje 2 mld zł, bo coraz mniej ludzi płaci składki. Przyszłość wygląda jeszcze gorzej. A chorych nie ubywa. Leczenie szpitalne kosztuje NFZ prawie 30 mld zł rocznie. Kwota ta stanowi niemal połowę wszystkich kosztów Funduszu. Można by ją łatwo pomniejszyć. Wystarczy wyprowadzić z lecznic pacjentów, którzy nie muszą leżeć, a mogą przyjeżdżać na zabiegi ambulatoryjne, i umieścić ich w obiektach hotelarskich. Rachunek jest prosty.
Dzień spędzony przez chorego w szpitalu kosztuje Fundusz ok. 500 zł. Za tę kwotę można wynająć na trzy dni pokój w średniej klasy hotelu. Pytanie, kto za to zapłaci?
Do tej pory NFZ nie chciał zwracać szpitalom pieniędzy za noclegi w prowadzonych przez nie hotelach. Bydgoskie Centrum Onkologii wybudowało przed kilku laty obiekt hotelowy. Miał on służyć oczekującym np. na radioterapię. Chodziło o obniżenie kosztów leczenia.
Niestety Fundusz odmówił zwrotu pieniędzy za pacjentów umieszczonych w hotelu. Dlatego placówka musi działać na zasadach wolnorynkowych. Za dobę trzeba zapłacić 150 zł. Większości chorych na to nie stać.
– Umieszczanie pacjentów ambulatoryjnych w hotelach nie jest złym pomysłem. Tak jest np. w Niemczech. Tylko że tam płaci za to Kasa Chorych – mówi Leszek Borkowski, były szef Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych.
Podkreśla, że hotele dla pacjentów muszą spełniać określone warunki. Podlegają kontroli. Nie może to być pierwszy lepszy obiekt, który zaproponuje niskie ceny.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Wojciech Kamiński