Koniec 2024 roku i początek 2025 zaskoczył rynki decyzjami banków oraz funduszy inwestycyjnych, które - wiele spośród nich w ostatni dzień 2024 roku - zdecydowały o opuszczeniu Bankowej Grupy Klimatycznej. Niektórzy z komentatorów w zachodnich mediach łączą ten fakt ze zwycięstwem Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Choć Donald Trump jeszcze oficjalnie nie został zaprzysiężony na prezydenta USA, jego zwycięstwo w wyborach już potężnie zatrzęsło światowym ładem. Na ile w tej sytuacji bezpieczny jest europejski Zielony Ład, oczko w głowie Ursuli von der Leyen?
Sześć największych amerykańskich banków zdecydowało się porzucić Bankową Grupę Klimatyczną, czyli porozumienie zwołane przez ONZ, a kierowane przez banki, w ramach którego instytucje przynależne zobowiązały się do dostosowania swoich działań w zakresie pożyczek, inwestycji i rynków kapitałowych do osiągnięcia zerowych emisji gazów cieplarnianych netto do 2050 roku. Są to J. P. Morgan, Goldman Sachs, Wells Fargo, Citi, Bank of America i Morgan Stanley. Wkrótce po tej informacji nadeszła kolejna: BlackRock, przedstawiająca się jako "największa na świecie spółka specjalizująca się w zarządzaniu aktywami", która "doradza inwestorom w budowaniu lepszej sytuacji finansowej na przyszłość", postanowiła wystąpić z tożsamej inicjatywy Net-Zero Asset Managers. Inicjatywa ta "zgodnie ze swoim obowiązkiem powierniczym wobec klientów i beneficjentów zobowiązała się do wspierania celu osiągnięcia zerowej emisji gazów cieplarnianych netto do 2050 r. lub wcześniej, (...) a także do wspierania inwestycji zgodnych z celem zerowej emisji netto do 2050 r. lub wcześniej". To "klimatyczne trzęsienie ziemi" przyniosło kolejne konsekwencje: nowozelandzka Federacja Rolników (ang. Federated Farmers - red.) wezwała banki w Nowej Zelandii i ich zagraniczne spółki macierzyste do jak najszybszego pójścia w ślady banków amerykańskich i pilnego wycofania się z Net Zero Banking Alliance.
Komentatorzy zachodnich mediów łączą te decyzje ze zwycięstwem Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. I choć nie doszło jeszcze nawet do inauguracji prezydentury, już słychać głosy o politycznej presji.
Nowy prezydent USA publicznie opowiada się za inwestycjami w ropę i gaz, a zmiany klimatu nazwał „mistyfikacją”, co wzbudza obawy o to, jak USA wpłyną na globalny zrównoważony rozwój w przyszłości
– donosi Sustainability Magazine.
"Analitycy twierdzą, że wycofanie środków jest próbą zapobieżenia atakom „anty-woke” ze strony prawicowych polityków USA, które prawdopodobnie nasilą się, gdy Trump zostanie zaprzysiężony na 47. prezydenta kraju za niecałe dwa tygodnie" - komentuje The Guardian.
Choć nie powinno dziwić, że amerykańskie banki szybko dostosowują się do nowego klimatu politycznego nowej prezydentury Trumpa — takiej, która celowo ignoruje materialne ryzyko, jakie załamanie klimatu stwarza dla dotychczasowego prowadzenia działalności — stanowi to problem dla każdego, kto wierzy, że inicjatywy takie jak NZBA mogą być siłą napędową dobra
– pisze na swojej stronie The Banker w felietonie pióra Diego Silvy.
Podobnego zdania jest Wojciech Jakóbik z Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego.
Polityka Donalda Trumpa może cechować się większym sceptycyzmem wobec polityki klimatycznej, czego dowodem empirycznym była pierwsza kadencja tego polityka na stanowisku prezydenta. Instytucje, które dziś zmieniają kurs zgodnie z trendami, spodziewają się mniejszego niż dotychczas entuzjazmu co do najbardziej ambitnych rozwiązań na rzecz ochrony klimatu oraz dużo więcej życzliwości wobec paliw kopalnych. O ile wcześniej panował dobry polityczny i społeczny klimat dla zielonych inwestycji, tak teraz nieco się on popsuje, dlatego decyzja wspomnianych banków to nic innego jak działanie praktyczne
– wyjaśnia ekspert.
Jednak podczas gdy USA szykują się od domniemanego odwrotu od zielonej transformacji i wypełniania ambitnych celów klimatycznych, Europa nie zwalnia w tym zakresie tempa. Bankowa Grupa Klimatyczna nadal rośnie, a dołączają do niej kolejne instytucje z Norwegii, Australii, Grecji, Włoch czy Wielkiej Brytanii.
Nie zmienia to jednak faktu, że cele klimatyczne, jakie postawiły przed sobą państwa Europy i ujęte w programie Zielonego Ładu, nawet jego zwolennikom nastręczają wielu problemów.
Ostatnio zauważył to nawet dyrektor operacyjny Europejskiego Banku Inwestycyjnego, Jean-Christophe Laloux. Jak donosi "Berliner Zeitung", wyciekła jego prywatna korespondencja ze współpracownikami instytucji. Laloux ostrzegał w niej, że jeśli EBI zastosuje się do nowych przepisów UE dotyczących sprawozdawczości w zakresie zrównoważonego rozwoju, która wymusza na instytucjach i biznesach europejskich ujawnianie w tabelach zestawień, na ile ekologiczne są ich poszczególne inwestycje - oznacza to "poważne ryzyko dla reputacji banku". Wszystko przez to, że "wskaźnik zielonych aktywów" w EBI wynosi około 1%, chociaż w 2019 roku ogłosił, że ze swojego portfela kredytowego (o wartości ponad 500 mld euro) usunie wszystkie inwestycje w paliwa kopalne.
"Wskaźnik działań klimatycznych”, oparty na kluczowych danych liczbowych ustalonych przez EBI, wynosi „ponad 50 procent”. Czy Europejski Bank Inwestycyjny zmarnował swój wizerunek?
– pyta Berliner Zeitung.
"Pierwotnym założeniem najbardziej ambitnych jeśli chodzi o ochronę klimatu państw - przede wszystkim europejskich - było to, że za ich przykładem pójdzie cały świat. Państwa azjatyckie pokazały jednak w tej materii inne podejście: inwestują w transformację energetyczną, nie rezygnując z paliw kopnych. Na przykład Chiny wydają setki miliardów dolarów na technologie odnawialne, równocześnie inwestując w nowe elektrownie węglowe. To podejście utrudnia prowadzenie skutecznej globalnej polityki klimatycznej" - tłumaczy Wojciech Jakóbik.
Ponieważ światowe mocarstwa niezbyt entuzjastycznie przyjęły ten ambitny pomysł Europy, dlatego też niedługo dojdzie pewnie do rozstrzygnięć, które pokażą nowe podejście. Nie ma jednak mowy o powrocie do przeszłości
– przewiduje jednak Wojciech Jakóbik.