Prawie dekadę?! Czyli dwie kadencje rządów Prawa i Sprawiedliwości, kiedy Reynders jako komisarz ds. sprawiedliwości walił w nas jak w bęben? On dziesięciu lat miał nieprzebrane ilości gotówki, tylko nie mógł pokazać, skąd je ma? - dopytywał w #Jedziemy Michał Rachoń.
We wtorek belgijska policja pojawiła się w kilku miejscach związanych z pełniącym jeszcze do niedawna funkcję komisarza ds. sprawiedliwości Didierem Reyndersem. Służby przekazały, że zachodzi podejrzenie prania pieniędzy przy polityka. Chodzi o organizację National Lottery, na czele której stał w przeszłości. Przez blisko dekadę Reynders miał za pieniądze niejasnego pochodzenia kupować losy loteryjne, a potem zyski - już przeprane - przelewać na swoje konto.
Doniesienia wokół byłego unijnego komisarza przeanalizował Michał Rachoń w porannym programie Telewizji Republika „Jedziemy”.
- Kiedy tylko jego kariera w Komisji Europejskiej się zakończyła, to służby antykorupcyjne zwróciły się bezpośrednio do swoich funkcjonariuszy, by przeszukać jego dom. Nie mogli tego zrobić wcześniej, by musieliby poinformować kolegium komisarzy unijnych, w którym zasiadał Reynders. Mogłoby się okazać, że nic nie mogą znaleźć
- zasugerował brak zaufania służb do unijnych struktur.
Reynders przez około dekadę kupował losy na loterię z wątpliwymi pieniędzmi, aby wyprać zyski z powrotem na swoje konto. Okresu obejmującego proceder nie sposób nie powiązać z dwoma poprzednimi kadencjami w Polsce:
„Zaraz zaraz… prawie dekadę? Czyli dwie kadencje rządów Prawa i Sprawiedliwości, kiedy Reynners jako komisarz ds. sprawiedliwości walił w nas jak w bęben? On dziesięciu lat miał nieprzebrane ilości gotówki, tylko nie mógł pokazać, skąd je ma?”.
- Za każde euro niewiadomego pochodzenia, Reynders po „wygranej” miał otrzymywać 65 centów czystych pieniędzy. Koszt przepraszania miał wynosić więc 35 centów z każdego euro - przekazał Rachoń.