Mieszkańcy Nielestna i Pilchowic (Dolnośląskie) zgodnie twierdzą, że takiej wody po wylaniu rzeki Bóbr jeszcze u nich nie było. Trwa wielkie osuszanie, szacowanie strat i zastanawianie się, co dalej. Wiele domów nadal jest w wodzie lub nie ma prądu. - Widać ogrom zniszczeń. Drogi są podmyte, zniszczone. Dużo domów jest zalanych. Do tego ten muł, on przecież tu zostaje po wodzie - relacjonują.
Artur Świder, mieszkaniec Nielestna (gm. Wleń), powiedział reporterom, że to była chyba najwyższa woda w historii tej miejscowości.
"Pamiętam lata 90. W czasie powodzi w 1997 roku woda tutaj inaczej szła, było mniej tej wody. W tym roku było to ok. 20 centymetrów wyżej. Pierwszy raz w życiu widziałem taki żywioł, który niszczy wszystko po drodze. Zapora w Pilchowicach została przelana. Cała woda poszła na Pilchowice i Nielestno. Płynęła rzeka Bóbr szerokości 200 metrów, a z drugiej strony była druga rzeka, bo zrobiła sobie drugie koryto"
- powiedział.
W Nielestnie trwa wypompowywanie wody i wielkie suszenie rzeczy, które przetrwały. Wczoraj nie dało się tam jeszcze dojechać.
- Słyszymy, że mamy tego nie ruszać, bo ubezpieczenia czy takie rzeczy, ale jak tego nie robić. Przecież zaraz będą zarazki i bakterie. Musimy to sprzątać. Ponoć gwarantem odszkodowania mają być filmiki, jak to wyglądało
- mówił Artur Świder.
Dodał, że ludzie wspierają się w sprzątaniu, wynoszeniu zalanych rzeczy. Wśród najbardziej potrzebnych wymienił artykuły chemiczne. "Mamy masę czyszczenia w domach" - podsumował.
W Nielestnie unosi się specyficzny zapach. Tak samo w Pilchowicach. Ludzie mówią, że rzeką płynęła masa śmieci.
"Nie było lodówek jak kiedyś, ale rzeka niosła masę syfu" - powiedział jeden z mieszkańców. Widać to na ścianach. "Były białe, a woda zeszła i teraz są czarne" - powiedział. Razem z żoną czyścili garaż, w którym nadal było pełno wody.
W Pilchowicach wielu mieszkańców nie szczędziło krytyki lokalnym władzom. "Najpierw proszono, żeby nie panikować. Potem na ostatnią chwilę dajecie znać. Teraz pan przyjeżdża? Po co?" - pytała obecnego na miejscu burmistrza jedna z mieszkanek. "Teraz waszej pomocy już nie trzeba" - mówiła zdenerwowana.
Burmistrz Wlenia Artur Zych odpierał zarzuty i mówił, że wszystkie informacje były przekazywane na bieżąco, a miejscowość położona obok samej tamy nie miała przy takiej wodzie szans.
Krzysztof Michalczuk z Nielestna powiedział, że przez wieś poszła o wiele większa fala niż w 1997 roku. "Widać ogrom zniszczeń. Drogi są podmyte, zniszczone. Dużo domów jest zalanych - media, AGD, meble. Do tego ten muł, on przecież tu zostaje po wodzie" - powiedział. Podkreślił, że prądu jeszcze nie ma, ale energetycy pracują w okolicznych miejscowościach. "Wszystkie, które są przy brzegu Bobru, zostały poniszczone" - podsumował.
Mieszkaniec Pilchowic pan Marcin powiedział, że woda w rzece nadal jest wysoka, a fala w jego ocenie była wyższa niż podczas powodzi 27 lat temu. "Dwa tygodnie temu można było dokonać zrzutu wody i nie byłoby takich strat. Największa pomoc przyszła od ochotniczej straży pożarnej. Dziś były wojska obrony terytorialnej. Rzeką płynęły nawet samochody. Obok jest fabryka i im dwa z dziesięciu aut woda zabrała" - przekazał.
Podkreślił, że bardzo liczą na pomoc państwa i minimum formalności przy pomocy doraźnej. "W domach mamy całą tablicę Mendelejewa, takie rzeczy tutaj płynęły rzeką" - ocenił i rozłożył bezradnie ręce.