Emmanuel Macron zniknął z życia publicznego, gdyż jego sojusznicy nie chcą, by uczestniczył w kampanii wyborczej – pisze w czwartek portal Politico. Francuski przywódca „nie docenił faktu, jak bardzo ludzi odstręcza jego osobowość(...) – ujawnił portalowi anonimowo przedstawiciel prezydenckiej partii Odrodzenie. Zaznaczył on, że prezydent został zmuszony do zaprzestania uczestniczenia w kampanii. To jeden z trików, który ma powstrzymać prawicowy ruch od zwycięstwa w drugiej turze wyborów, a tym samym możliwości weta mniejszości w ustawodawstwie UE.
Politico zauważa, że od prawie dwóch tygodni Macrona nie widziano publicznie, zaś po pierwszej turze wyborów parlamentarnych, wygranej przez prawicę, nie wystąpił w telewizji. Pałac Elizejski wydał tylko jego krótkie oświadczenie. To tylko jeden z chwytów, które stosują partie lewicowe i centrum, by nie oddać większości w parlamencie. Jakie są na to szanse?
W ocenie analityka paryskiego think tanku ECFR Pawła Zerki wspólny front wyborczy, jaki we Francji utworzyły partie lewicy i centrum, okazał się sprawny. Poprzez wycofanie się ich kandydatów, prawica raczej nie osiągnie większości bezwzględnej w parlamencie.
"Nie spodziewałbym się, aby partia Marine Le Pen (Zjednoczenie Narodowe, RN) w tej chwili mogła zdobyć większość absolutną w parlamencie. Wydaje mi się, że nawet gdyby chciała osiągnąć taką większość w koalicji z politykami partii Republikanie (LR), to w tej sytuacji będzie jej trudno to osiągnąć"
- powiedział PAP ekspert Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR).
Przypomniał, że tego rodzaju postawa, gdy wyborcy partii proeuropejskich, mainstreamowych i prodemokratycznych mobilizują się przeciw skrajnej prawicy, tradycyjnie nazywana jest we Francji "frontem republikańskim". Sojusz partii lewicowych - Nowy Front Ludowy (NFP) i partie centrowe skupione wokół prezydenta Emmanuela Macrona utworzyły taki alians po pierwszej turze wyborów parlamentarnych. Celem jest to, by uniemożliwić RN, faworytowi wyborów, zdobycie w drugiej turze 7 lipca większości bezwzględnej.
W ocenie Zerki partie lewicy i centrum "sprostały próbie", wycofując swoich kandydatów w tych okręgach, gdzie zakwalifikowali się do drugiej tury, zajmując trzecie miejsca. – To była zupełnie nowa sytuacja dla francuskiej sceny politycznej, wymagająca od partii politycznych umiejętności taktycznego podejścia (...). – powiedział politolog.
Zerka zaznaczył, że w wielu okręgach rywalizacja między blokiem partii centrowych i lewicowych a ugrupowaniem Marine Le Pen idzie "łeb w łeb".
Zwrócił uwagę, że oznacza to "dużą niepewność". "Ta niepewność jest związana również z tym, że jedną sprawą jest wycofanie się polityków z wyścigu o fotel parlamentarzysty, a drugą sprawą jest to, jak zachowają się wyborcy" – podkreślił.
Jako szczególny przypadek wymienił sytuację, w której w drugiej turze w danym okręgu wyborczym rywalizowaliby tylko kandydat RN i polityk skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej (LFI). Z sondażu ośrodka Ifop dla telewizji LCI wynika, że w takiej sytuacji "wyborcy, przede wszystkim centrowi, byliby mocno podzieleni i nie wiedzieliby, na kogo głosować. Połowa z nich zagłosowałaby na tego kandydata skrajnej lewicy, a druga połowa na kandydata Marine Le Pen"– powiedział Zerka.
Ogółem jednak - dodał - z sondażu wynika, że wyborcy lewicy są gotowi głosować na kandydata centrum i odwrotnie, "po to, żeby uniemożliwić zwycięstwo kandydatom partii Marine Le Pen".
Gdy bowiem RN nie uzyska większości, to nie uzyska jej też prawdopodobnie żadna inna partia. –To będzie oznaczało bardzo podzielony parlament, trudność w wyłonieniu stabilnego rządu" – podkreślił Zerka. – Być może to premiuje rozwiązanie (w postaci) rządu technicznego – choćby na rok, a później (nastąpią) kolejne przedterminowe wybory za rok" - podsumował ekspert ECFR.
Gdyby jednak blok sił prawicowych zdobył nawet niewielką przewagę we francuskim parlamencie wówczas mógłby się również zmienić układ sił przy podejmowaniu decyzji o ustawodawstwie UE.
„Konserwatyści zablokują superpaństwo UE? Saryusz-Wolski: Jest nadzieja!”
— Jacek Saryusz-Wolski (@JSaryuszWolski) July 3, 2024
@niezaleznapl
⬇️ https://t.co/AGsrNvHgKX
W ten sposób zagrożona byłaby m.in. idea europejskiego superpaństwa, lansowana przez lewicę i liberałów. Jak przyznaje eurodeputowany Pascal Canfin, powszechnie uważany za człowiek prezydenta Macrona, jeśli co najmniej cztery państwa członkowskie reprezentujące 35 procent ludności UE wstrzymają się od głosu lub zagłosują przeciwko ustawie w PE, wówczas akt legislacyjny nie może przejść.
Wraz z Włochami, rządzącymi przez konserwatywny rząd Giorgii Meloni, węgierską prawicę Viktora Orbana, równie eurosceptyczny rząd słowacki, nowy rząd holenderski i możliwy sukces Rassemblement National we Francji, europejska prawica zyskuje 35,7 proc. ludności, co daje z nadwyżką możliwość blokowania ustaw przez mniejszość.