Dwa spotkania prezydenta Dudy – to z Joe Bidenem wspólnie z Donaldem Tuskiem, i to z Donaldem Trumpem mogą się okazać kluczową częścią dziedzictwa tej prezydentury i być niezwykle istotne dla przyszłości Polski i naszej części Europy.
O sukcesie spotkań prezydenta Dudy w USA najlepiej może świadczyć fakt, że sprzyjające obecnej koalicji rządzącej media musiały sięgnąć samego dna gara medialnych narracji, by prezydenta skrytykować. A na dnie tego gara są Tomasz Piątek i eksperci… od mowy ciała. Tomasz Piątek, za którego oskarżenia „niemające podstaw w faktach” musiało ostatnio przepraszać Radio Zet, stwierdził, że prezydent „spotkał się z agentem Putina”. Z kolei ekspert od gestów przekonująco oświadczył, że Biden był „znudzony Dudą i zaciekawiony Tuskiem”, a na spotkaniu z Trumpem „ekspert nie dopatrzył się znamion przyjaźni pomiędzy politykami”. Aż dziw bierze, że nikt nie prosi jeszcze ekspertów o analizę mowy ciała ajatollahów z Teheranu, mielibyśmy twardą wiedzę na temat ich przyszłych zamiarów.
Żarty na bok. Ale miałkość tych argumentów pokazuje, że strona uśmiechniętej Polski nie wie do końca, jak poradzić sobie z faktem, że wizja prezydenta Dudy jako śmiesznego strażnika żyrandola, czekającego pod gabinetem Jarosława Kaczyńskiego w „Uchu prezesa”, jakoś nie przyjęła się za oceanem. Fakty są bowiem takie: to Andrzej Duda, a nie Donald Tusk, ani żaden z jego ministrów, podczas poprzedniej wizyty w USA opublikował kluczowy tekst w sprzyjającym administracji Bidena „Washington Post”. To koncepcja prezydenta: 3 proc. PKB nakładów na obronność wywołała zainteresowanie po obydwu stronach amerykańskiej sceny politycznej. Wreszcie, to prezydent Duda jest, być może, jedynym aktywnym politykiem w Polsce, który może poważnie rozmawiać z obecnym prezydentem i z jego republikańskim kontrkandydatem.
A to jest po prostu w interesie Polski. Minister Radosław Sikorski, sam chyba w delikatnym szoku, że jego czar i wpływy jego żony nie przełożyły się na ciepłe reakcje Waszyngtonu, próbował dwuznacznie sugerować, że samo spotkanie z Trumpem było czymś wstydliwym, a prezydent Duda oddał w ten sposób byłemu prezydentowi przysługę. „Proszę sobie wyobrazić, jednego dnia musi się pan tłumaczyć z opłacania się jakiejś gwiazdce porno, a następnego urzędujący prezydent średniej wielkości kraju wpada na kolację. Myślę, że to były bardzo mile spędzone dwie godziny przez Donalda Trumpa” – mówił Sikorski w TVN24. Obraz, że Trump jest skończony i na dnie, może dostarczać satysfakcji liberalnym elitom w Waszyngtonie, Berlinie i Brukseli, a polscy politycy, jak premier Tusk i minister Sikorski, chętnie zaśpiewają z nimi we wspólnym chórze. Ale ten obraz jest kompletnie fałszywy. Droga Trumpa do prezydentury nie będzie łatwa, ale to samo dotyczy Joego Bidena. Jeśli w styczniu 2025 roku będziemy po drugiej inauguracji miliardera, a polskie elity polityczne będą ten fakt wypierać, mając w zanadrzu jedynie żarciki i poczucie wyższości, to takiej strategii nie sposób nazwać inaczej niż samobójczą. Bo czym innym jest stwierdzenie, że rządzącym dzisiaj w Polsce blisko jest mentalnie i politycznie do Berlina i Brukseli, a czym innym zrozumienie prostego faktu, że ewentualne wycofanie się USA z Europy będzie miało zupełnie inne koszty dla Paryża i Berlina, a zupełnie inne dla Warszawy i państw wschodniej flanki NATO. A póki co, buńczuczne zapowiedzi Macrona o wsparciu Ukrainy czy deklaracje ambasadora Niemiec o braniu przez Berlin „odpowiedzialności za wschodnią flankę NATO” są składane równie poważnie co palce Donalda Tuska, wymierzone w plecy ówczesnego prezydenta USA Donalda Trumpa.
W tym sensie rozważania, czy tym spotkaniem złamane zostało jakieś dyplomatyczne decorum, są drugorzędne. Nie zostało. Nawet liberalne media w USA, niechętne Donaldowi Trumpowi, podkreślały, że w takich relacjach nie ma nic bezprecedensowego. Mitt Romney, jak i Barack Obama w czasie gdy byli tylko kandydatami, a nie sprawowali urzędu, spotykali się z szeregiem światowych przywódców. A jak zauważył portal Politico, trudno mieć pretensje do prezydenta Dudy, skoro Sekretarz Stanu Antony Blinken często odbywa spotkania z przedstawicielami opozycji różnych krajów.
Oczywiście na stole jest ciągle scenariusz, w którym prezydentura Trumpa okaże się, z punktu widzenia interesów Polski, czymś bardzo nieprzewidywalnym i niekorzystnym. Warto tu jednak zwrócić uwagę na dojrzały charakter polityki samego prezydenta Dudy i jego otoczenia. Spotkanie z Trumpem nie odbyło się kosztem relacji z prezydentem Bidenem, a podczas swojej pierwszej wizyty prezydent Duda spotkał się z Republikanami, na przykład Spikerem Izby Mike’iem Johnsonem, który odegra kluczową rolę w decyzji o dalszym wspieraniu Ukrainy. Trumpowi, a szczególnie jego politycznym lojalistom w rodzaju kongresmen Marjorie Taylor-Greene, można wytykać wypowiedzi na temat Ukrainy, Rosji i Putina, które jeżą włos na głowie, ale kluczowy jest inny fakt: nie padły one przy okazji albo w okolicy wizyty polskiego prezydenta.
„Kluczowy jest timing” – lubią mówić specjaliści od show-biznesu, a timing spotkania Trump–Duda może się okazać taki, że trudno byłoby mówić o nim inaczej niż w kategoriach ogromnego triumfu. Po spotkaniu Trump mówił z entuzjazmem o projekcie 3 proc. PKB na obronność. To w sumie nic dziwnego, bo propozycja jest w dużej mierze skrojona pod jego preferencje, ale kluczowy jest fakt, że kandydat na prezydenta USA nie mówił o wyjściu z NATO czy zwinięciu sojuszu. Co jednak jeszcze ważniejsze, spotkanie z prezydentem Dudą zbiegło się w czasie z wyraźną zmianą podejścia Trumpa i sporej części lojalnej wobec niego Partii Republikańskiej do wspierania Ukrainy. Mówiąc o wsparciu Kijowa, Trump musiał oczywiście zaznaczyć, że jego stosunek jest nastawiony na „lepszy deal” i tym różni się od prezydenta Bidena, ale krótko po wizycie prezydenta Dudy stwierdził: „Jak wszyscy się zgadzają, ukraińskie przetrwanie i siła powinny być o wiele ważniejsze dla Europy niż dla nas, ale są też ważne dla nas! RUSZ SIĘ, EUROPO!”. Waga tego stwierdzenia, że Ukraina jest ważna dla interesu USA w sytuacji, gdy spora część wyborców Trumpa, idąc śladem Tuckera Carlsona, lubi powtarzać jakąś wersję popularnego w Polsce hasła: „To nie jest nasza wojna”, nie powinna być lekceważona.
Choć można byłoby marzyć o Trumpie, który mówi, że artykuł 5 jest „żelaznym zobowiązaniem”, a USA będzie z Ukrainą „tak długo, jak będzie trzeba”, to warto się pogodzić z faktami. Takiego Trumpa nie ma, a obecny prezydent, który te zobowiązania składał, zrobił niejedno, by zwątpić w ich wagę. Ale to, co mówi Trump, ma też swoje realne konsekwencje. Spiker Izby Mike Johnson, który długo trzymał pakiet wsparcia dla m.in. Ukrainy i Izraela w zamrażarce, jak się mówiło – na prośbę Trumpa – zdecydował się go odmrozić, ryzykując nawet to, że spotka go los poprzednika – Kevina McCarthy’ego.
Dwa dni po spotkaniu Duda–Trump Izba Reprezentantów przegłosowała długo blokowany pakiet pomocowy dla Ukrainy. Krytycy powiedzą, że rola prezydenta Dudy, który spotykał się i rozmawiał o Ukrainie zarówno z Johnsonem, jak i Trumpem, była żadna, a eksperci od kierunku, w jaki układają się włosy Trumpa, potwierdzą to swoimi analizami. Ale warto im wszystkim przypomnieć zasadę „kluczowy jest timing”. Pod koniec swojej drugiej kadencji prezydent Duda zrobił coś bardzo ważnego dla Polski.
📢 UWAGA!
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) April 29, 2024
📰 Nowy numer "Gazety Polskiej" trafi do sprzedaży już we wtorek 30 kwietnia❗️
Nie zwlekaj z zakupem - czeka na Ciebie mnóstwo interesujących artykułów, analiz i wywiadów!
🔥 Nie przegap - więcej na https://t.co/ZvUGL4Jq7k 🗞️ #GazetaPolska #media #wtorek pic.twitter.com/HKjO4bf6NU