Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Grochmalski w "Gazecie Polskiej": Przegrana Ukrainy byłaby katastrofą dla Europy i początkiem agonii NATO

Ukraina może zostać pokonana przez Rosję jedynie wówczas, gdy Zachód poda ją na tacy Putinowi. A to oznaczałoby nie tylko początek agonii NATO, lecz także katastrofę dla całej Europy - pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".

Zbombardowany szpital w Mariupolu
Zbombardowany szpital w Mariupolu
armyinform.com.ua, CC BY 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/4.0> - Wikimedia Commons

Putin wie, że nie ma żadnych szans na zwycięstwo, jeśli nie dokona wielkiego oszustwa. A jednak udało mu się ugruntować, w ramach wielkiej operacji informacyjnej, pogląd na Zachodzie, że tej wojny nie da się wygrać z powodu rzekomej, urojonej dominacji Rosji. Dla Kremla to jest jedyna realna szansa na uniknięcie katastrofy. To jest istota strategii Putina – zmusić Zachód do popełnienia swoistego samobójstwa politycznego i wywarcia presji na Ukrainę, by się poddała, choć to my posiadamy wszystkie kluczowe atuty, by Moskwa poległa. Kreml usilnie dąży do tego, aby Stany Zjednoczone wybrały bierność i zaakceptowały fałszywą nieuchronność zwycięstwa Rosji. Główny ciężar działania Moskwy nakierowany jest na zbudowanie fałszywego obrazu konfliktu, aby w ten sposób wpłynąć na strategiczne decyzje Zachodu i doprowadzić do odcięcia pomocy dla Ukrainy.

Najważniejsza jest mobilizacja

Siergiej Karaganow, jeden z kluczowych strategów z kręgu Putina, już w czerwcu 2023 roku przekonywał, iż Rosja powinna dokonać taktycznego uderzenia atomowego na Poznań, aby otrzeźwić NATO i zmusić je, pod groźbą eskalacji nuklearnego konfliktu, do zaprzestania wsparcia dla Ukrainy.

Był to element owej operacji informacyjnej obliczonej na oddziaływanie na zachodnią opinię publiczną, aby zwiększyła się presja na polityków. Były prezydent USA Bill Clinton rok temu, 4 kwietnia 2023 roku, a więc dokładnie w 74. rocznicę ustanowienia NATO, przepraszał za strategiczny błąd, jakim było nakłonienie przez niego Ukrainy w 1994 roku do przekazania Rosji, będącego w jej posiadani, ogromnego, trzeciego pod względem wielkości na świecie, arsenału atomowego. Słusznie twierdzi dziś, że gdyby Kijów tak nie postąpił, nie byłoby dziś tej wojny. Gwarancje nienaruszalności swego terytorium, jakie Ukraina otrzymała od Rosji, Wielkiej Brytanii i USA, okazały się zwykłym świstkiem papieru. Clinton i John Major, brytyjski szef rządu, dali się dziecinnie ograć. To pokazuje długofalowe skutki naiwnych decyzji. Putin liczy, że także tym razem ogra Zachód.

Ale z tego wynikają jednoznaczne wnioski dla Polski – musimy domagać się objęcia nas, oraz innych państw wschodniej flanki NATO – w tym Finlandii i Szwecji (które coraz bardziej skłaniają się do tego) – taktyczną bronią atomową w ramach Nuclear Sharing. Trzeźwiący głos w dyskusji na temat ukraińskiej wojny przedstawił amerykański Institute for the Study of War (ISW). Jego analitycy: Frederick W. Kagan, Natalia Bugajowa i Katerina Stiepanienko, w artykule z 27 marca 2024 roku „rozebrali do naga” kremlowską strategię. Jak stwierdzają: „Rosja nie może pokonać Ukrainy ani Zachodu – i prawdopodobnie przegra – jeśli Zachód zmobilizuje swoje zasoby, aby stawić opór Kremlowi. Istniejące i ukryte możliwości Zachodu przyćmiewają zasoby Rosji. Łączny produkt krajowy brutto (PKB) krajów NATO, państw Unii Europejskiej nienależących do NATO i naszych azjatyckich sojuszników wynosi ponad 63 biliony dolarów. Rosyjski PKB jest bliski wartości 1,9 biliona dolarów. Iran i Korea Północna niewiele wnoszą w zakresie wsparcia materialnego. Chiny zapewniają ciche wsparcie Rosji, ale (…) jest mało prawdopodobne, że otwarcie to zrobią. Jeśli pochylimy się i przyspieszymy, Rosja przegra”.

Rosyjskie oszustwo

Jak zauważają autorzy: „Manipulacja percepcją to jedna z podstawowych zdolności Kremla, obecnie wykorzystywana z pełną siłą wobec zachodniej opinii publicznej jako jedyna strategia Kremla pozwalająca na zwycięstwo na Ukrainie”. Ma ona zdumiewające podobieństwa do tworzenia owej rzeczywistości urojonej przez ekipę Donalda Tuska w Polsce. Według analityków ISW, Kreml stara się narzucić Zachodowi dwa fałszywe twierdzenia.

Po pierwsze, że oczywiste jest, iż Ukraina nie może wygrać tej wojny, a jej wspieranie odwraca jedynie uwagę od „prawdziwych” problemów USA. Nie ma to sensu, bo Kijów i tak prędzej czy później polegnie, a Stanom Zjednoczonym, jeśli się z tym nie pogodzą, grozi ugrzęźnięcie w kolejnej „wiecznej” wojnie. Po drugie, ryzyko wspierania Ukrainy, aby ją obronić, nie mówiąc już o doprowadzeniu do jej zwycięstwa, jest zdecydowanie wyższe dla USA od kosztów porażki Kijowa. Poza tym Ukraina nie jest tego warta.

Tymczasem w obu przypadkach jest akurat odwrotnie. Zachód jest skazany na zwycięstwo. Ma gigantyczną przewagę gospodarczą. W czasach zimnej wojny zasoby ZSRS stanowiły około połowę amerykańskiego PKB. Dziś jest to kolosalna przepaść. Zwycięstwo jest jedynie kwestią woli i determinacji Zachodu. Poza tym przegrana wywołałaby katastrofę regionalną i globalną, bo suwerenna Ukraina jest kluczem do europejskiego bezpieczeństwa, ale jest też ściśle powiązana ze strategicznym dylematem tajwańskim w relacjach amerykańskio-chińskich. 

Rosjanie w budowie owego obrazu zakłamanej rzeczywistości mają stosować metody „kontroli refleksyjnej”, sowieckiej wersji teorii gier, wypracowanej przez psychologa matematycznego Władimira Lefewra w Związku Sowieckim, który w 1974 roku wyemigrował do USA. Przykładem takich fałszywych stwierdzeń jest forsowanie narracji, iż dyskurs na temat przyjęcia Ukrainy do NATO stanowi bezpośrednie zagrożenie dla Rosji. Połączone zostało ono z innym kreowanym „pseudofaktem”, iż Ukraina nie jest prawdziwym krajem, ale stanowi jedynie część FR. Dlatego Kreml ma prawo do inwazji na to terytorium, bo jest to swoisty „problem wewnętrzny”. Innym kłamstwem forsowanym w ramach kontroli refleksyjnej jest stwierdzenie, że Rosja ma rzekomo prawo do samodzielnego określania swojej strefy wpływów, w obrębie której może robić wszystko, co chce – od mordów i czystek etnicznych po totalne niszczenie infrastruktury i jej grabież. Analitycy ISW dekonspirują rosyjską strategię wojny informacyjnej. Podkreślają, iż Kreml „zmusza (…) Zachód do poświęcenia energii na równie nieistotną dyskusję na temat tego, czy Ukraina ma »prawo« do bycia państwem, czy narodem. Żaden kraj mający siedzibę w Organizacji Narodów Zjednoczonych i uznawany przez przeważającą większość państw na świecie nie ma obowiązku udowadniania swojego prawa do istnienia, niezależnie od tego, jak małe lub etnicznie podobne byłoby do innego państwa. Zasada ta ma kluczowe znaczenie dla obecnego porządku światowego, a jej zniszczenie otworzyłoby wrota wojny na całym świecie, ponieważ drapieżniki wykorzystywały takie rozumowanie do usprawiedliwiania ataków na potencjalną ofiarę. Jednak zalew fałszywych rosyjskich narracji zmusza nas do angażowania się w takie nieistotne kwestie, zamiast skupiać się na strategiach wygrywających wojnę i naszych interesach”.

Mapa rozbiorowa i „pokojowa” propozycja Miedwiediewa

Taki jest rzeczywisty powód owych operacji informacyjnych co rusz odpalanych przez Kreml. Tak było choćby w przypadku Dmitrija Miedwiediewa, byłego prezydenta FR, a teraz wiceszefa Rady Bezpieczeństwa, który 4 marca 2024 roku podczas Rosyjskiego Światowego Dnia Młodzieży wygłosił wykład o granicach geograficznych i strategicznych Rosji na tle rzekomo przyszłej mapy Europy Wschodniej (jest ona dostępna na jego kanale Telegram od lipca 2022 roku). Według Miedwiediewa, zachodnia Ukraina ma znaleźć się pod kontrolą Węgier, Polski i Rumunii – co ma utrwalać budowaną przez Kreml narrację, że rzekomo te państwa NATO toczą „spory terytorialne” o te ziemie. Na tej mapie Ukraina ma być zredukowana do obwodu kijowskiego. Pozostałe jej ziemie mają być wchłonięte przez Moskwę. Wykorzystanie przez Miedwiediewa mapy z pierwszego okresu wojny wskazuje, że Kreml nie rezygnuje z maksymalnych celów terytorialnych. Przy czym powtórzył on wówczas stwierdzenie Putina, iż tak naprawdę „granice Rosji nigdzie się nie kończą”. Zaznaczył przy tym, iż koncepcja suwerennego państwa ukraińskiego i ukraińskiej tożsamości narodowej, która nie jest rosyjska, muszą „zniknąć na zawsze”.

A 14 marca Miedwiediew zaproponował „formułę pokojową” zakończenia wojny, która w istocie była ofertą całkowitej kapitulacji Ukrainy. Przedstawił siedem punktów tej „formuły pokojowej”, którą określił jako „ludzką” i „miękką”. Siedem punktów obejmuje: uznanie przez Ukrainę swojej porażki militarnej, całkowitą i bezwarunkową kapitulację Ukrainy oraz pełną „demilitaryzację”; uznanie przez całą społeczność międzynarodową „nazistowskiego charakteru” Ukrainy i „denazyfikacji” ukraińskiego rządu; oświadczenie Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) pozbawiające Ukrainę statusu suwerennego państwa na mocy prawa międzynarodowego oraz oświadczenie, że żadnym państwom-następcom Ukrainy nie będzie wolno przyłączać się do jakichkolwiek sojuszy wojskowych bez zgody Rosji; dymisja wszystkich władz ukraińskich i natychmiastowe tymczasowe wybory parlamentarne; Ukraińskie reparacje wypłacone Rosji; oficjalne uznanie przez parlament tymczasowy, który zostanie wybrany po rezygnacji obecnego rządu Ukrainy, że całe terytorium Ukrainy jest częścią Rosji i przyjęcie aktu „zjednoczenia”, włączającego terytorium Ukrainy do Federacji Rosyjskiej; i wreszcie rozwiązanie tego tymczasowego parlamentu i akceptacja przez ONZ „ponownego zjednoczenia” Ukrainy z Rosją. Uderza podobieństwo pierwszych punktów owej „propozycji pokojowej” do treści wystąpienia Putina, gdy ogłaszając inwazję 24 lutego 2022 roku, jako główne cele Rosji na Ukrainie określił pełną „demilitaryzację” i „denazyfikację” .

NATO i Rosja w „bezpośredniej konfrontacji”

W ramach „kontroli refleksyjnej” idą kolejne fale uderzeń informacyjnych, które mają pogłębiać fałszywy obraz rzeczywistości. Nagle 4 kwietnia, a więc dokładnie w dzień 75. rocznicy powstania NATO, szczekacz Kremla Dmitrij Pieskow ogłosił na cały świat, że NATO i Rosja znajdują się już w „bezpośredniej konfrontacji” i że Sojusz „jest już zaangażowany w konflikt wokół Ukrainy” (zaledwie 18 marca Putin stwierdził, że wojna na pełną skalę pomiędzy NATO a Rosją jest niepożądana, ale możliwa). W ten ton narracji wpisał się szef Sztabu Generalnego, gen. Walerij Gierasimow, który na spotkaniu szefów sztabów generalnych państw członkowskich WNP ostrzegał, iż Zachód konsekwentnie niszczy „fundamenty strategicznej stabilności i instytucji bezpieczeństwa międzynarodowego”. Finansuje też międzynarodowy terroryzm. A Siergiej Szojgu, szef resortu obrony, który także 4 kwietnia odbył telefoniczną rozmowę z ministrem obrony Francji Sebastien Lecornu, miał w jej trakcie zagrozić, że potencjalne rozmieszczenie wojsk francuskich na Ukrainie „stworzy problemy samej Francji” w odpowiedzi na oświadczenie francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona z 16 marca, że „być może w pewnym momencie” konieczne będzie działanie wojsk francuskich na Ukrainie.

Według analityków ISW, Christiny Harward, Nicole Wolkov, Angeliki Evans, Rileya Baileya i Karoliny Hird: „Próby Szojgu grożenia Francji i powstrzymania dalszego wsparcia Zachodu dla Ukrainy przy jednoczesnym udawaniu zainteresowania negocjacjami pokojowymi są częścią szerszej rosyjskiej operacji informacyjnej, mającej na celu przekonanie krajów zachodnich do wepchnięcia Ukrainy w (...) nierówne negocjacje na warunkach rosyjskich”. Elementem tej gry, która miała rzekomo ukazać gotowość Rosji do negocjacji, było wystąpienie tego samego dnia, 4 kwietnia, Siergieja Ławrowa, szefa putinowskiego resortu spraw zagranicznych, na spotkaniu z grupą niezachodnich ambasadorów. Ten notoryczny kłamca stwierdził, że Moskwa jest gotowa siadać do rozmów pokojowych w każdej chwili, ale na własnych warunkach. Zgodnie z założeniami owej „kontroli refleksyjnej” ogłosił , że to Ukraina rozpoczęła wojnę w 2014 roku, a teraz była zaangażowana w niedawny atak terrorystyczny na przedmieściach Moskwy.

W rosyjskiej strategii wojny informacyjnej szczególne znaczenie ma pojęcie pokoju, który w interpretacji Kremla ma oznaczać poddanie się Ukrainy według formuły Miedwiediewa. Wspomniani wcześniej analitycy ISW: Frederick W. Kagan, Natalia Bugajowa i Katerina Stiepanienko, zwracają uwagę, jak prymitywnie skuteczna jest owa rosyjska metoda przejmowania pojęć i nadawania im innego znaczenia, korzystnego dla Moskwy. Jak podkreślają: „Zachód, w sposób naturalny i zrozumiały, skłania się ku pokojowi. Naszym domyślnym instynktem jest wykorzystanie pierwszej okazji w każdym konflikcie, aby »zaprzestać walki«. Kreml opanował umiejętność wykorzystywania zachodnich skłonności do pokoju jako ratunku w wojnach prowadzonych w Rosji – od Syrii po Ukrainę”. Tę metodę „pokojowej nienawiści” czy „zabójczego uśmiechu” zapożyczył Tusk właśnie od putinowskiej propagandy. W przypadku Tuska ów deklarowany pokój społeczny ma nastąpić po wyniszczeniu opozycji, jej totalnej kapitulacji, a więc podobnie jak w ideologii Kremla – od początku wojny w 2022 roku zawsze „pokój” zawiera żądanie zniszczenia suwerenności Ukrainy. Analitycy ISW zwracają uwagę: „Używanie przez Kreml terminu »pokój« jest niezgodne z jego działaniami, w tym z kampanią Rosji na rzecz wykorzenienia ukraińskiej tożsamości na okupowanych terytoriach. Wykorzystywanie przez Kreml zachodniego argumentu na rzecz »powstrzymania rozlewu krwi« kryje w sobie jeszcze jeden krytyczny niuans. Zaprzestanie walk nie powstrzymuje zabijania, jeśli chodzi o Rosję. Zabijanie trwa w rosyjskich izbach tortur na terytorium okupowanym przez Rosję – jest to proces mniej widoczny dla zachodniej opinii publicznej”. 

Tusk a Putin

Istnieje zdumiewająca zbieżność techniki narracyjnej realizowanej przez reżim 13 grudnia w Polsce a strategią „kontroli refleksyjnej” Putina. W przypadku ekipy Tuska owym przejętym i zmanipulowanym pojęciem jest rzekome „przywracanie praworządności”, a w przypadku Kremla – owa manipulacja pojęciem „pokój”. Putin chce rękoma Zachodu wymusić kapitulację Ukrainy, bo ma świadomość, iż nie jest w stanie tego samodzielnie osiągnąć militarnie. Jak zauważają analitycy ISW: „Kiedy Kreml »sygnalizuje pokój«, w rzeczywistości sygnalizuje żądanie kapitulacji Ukrainy i Zachodu. Niemniej zachodnia debata w dalszym ciągu toczy się wokół fałszywych propozycji Kremla na rzecz »pokoju«; pomimo całkowitego braku dowodów potwierdzających jakąkolwiek rozsądną ocenę, że pozwolenie Kremlowi na zamrożenie linii na Ukrainie może prowadzić raczej do pokoju niż do dalszej wojny”. Równie niebezpieczna jest manipulacja, jakiej dokonuje Putin, forsując przekonanie, iż ukraiński opór wobec rosyjskiej agresji jest przyczyną eskalacji wojny (i znów ten sam mechanizm wykorzystał Tusk do obciążania PiS odpowiedzialnością za eskalację politycznej nienawiści do przeciwnika). 

Oczywiste jest, iż Rosja napadła na Ukrainę, która postanowiła bronić swej państwowości. Jak zwracają uwagę analitycy ISW: „Działania Ukrainy polegają na przeciwstawianiu się śmierci, okupacji i okrucieństwom ze strony sił rosyjskich. Jednak w zachodniej debacie okresowo oskarża się Ukrainę (lub sam Zachód) o »eskalację« lub »przedłużanie wojny«”. Kreml ogromnie zainwestował w ukazywanie Ukrainy – i każdego, kto ośmieli się stawić opór Kremlowi – jako agresora (i Rosji jako ofiary). Legitymizacja przez Zachód Rosji, strony wojującej na Ukrainie od 2014 roku, jako mediatora w porozumieniach mińskich dała także Kremlowi osiem lat na fałszywe określanie wszelkich ukraińskich działań w ramach samoobrony lub niechęci do podporządkowania się woli Kremla jako „ukraińską agresję”. Zwraca uwagę podobieństwo do mechanizmu zastosowanego przez Berlin wobec proniemieckiej opcji w Polsce. Długoletnia legitymizacja Tuska jako człowieka, który ma rzekomo „przywracać praworządność”, pozwala mu na totalną masakrę instytucji państwa polskiego. W przypadku Putina jedno wydaje się oczywiste – Ukraina może zostać pokonana przez Rosję jedynie wówczas, gdy Zachód poda ją na tacy Putinowi. A to oznaczałoby nie tylko początek agonii NATO, lecz także katastrofę dla całej Europy.

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Grochmalski