Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Komisja M. Sroki zwróci się do Sądu Okręgowego w Warszawie o ukaranie b. szefa CBA Ernesta Bejdy za niestawiennictwo oraz o doprowadzenie go na posiedzenie • • •

Wróg u bram, a bramy otwarte. Teluk: Dobrze zorganizowanego społeczeństwa nikt nie odważy się zaatakować

Od 35 lat klasa polityczna nie potrafiła na ogół dbać nie tylko o bezpieczeństwo narodowe, lecz także o obronę cywilną. Dziś każdy wie, że w ciągu kilku lat, które dzielą nas od możliwej wojny z Rosją, niczego dodatkowego zbudować się już nie da.

Wzmożony ruch pojazdów wojskowych
Wzmożony ruch pojazdów wojskowych
@SztabGenWP - twitter.com

W schronach i miejscach ukrycia może się schować niecałe 4 proc. mieszkańców naszego kraju – tak wynika z ostatnich kontroli NIK. W 6 z 32 skontrolowanych gmin nie było nawet jednego miejsca, w którym obywatele mogliby się schronić w przypadku bombardowania czy ostrzału rakietowego. W ponad 2/3 przypadków dostępne miejsca nie spełniały żadnych wymogów technicznych. Gdy NATO oraz służby wywiadowcze krajów wschodniej flanki alarmują, że na przygotowania do starcia z wrogiem zostało kilka lat, w naszym kraju nie ma nawet przepisów, które definiowałyby podstawowe budowle obronne, takie jak schrony. Funkcjonujące prawo dotyczące obrony cywilnej powstało w czasach PRL i liczy już 60 lat! Współczesne zagrożenia na serio traktuje mniej niż połowa samorządów. 

Nie ma gdzie się ukryć 

Na Opolszczyźnie, w Kędzierzynie-Koźlu czy Zdzieszowicach, nie ma ani jednego miejsca do ukrycia się w razie niebezpieczeństwa. Na ochronę ze strony państwa nie mogą liczyć także mieszkańcy Żagania, Suwałk czy Gliwic. W Gliwicach, rządzonych przez polityków Platformy Obywatelskiej, obywatele pozostawieni są sami sobie. Za komuny każdy dzieciak bawił się w poniemieckich schronach. Co z nimi zrobiono? Zabetonowano albo bezpowrotnie zniszczono. W Warszawie w doraźnych miejscach ukrycia schroni się teoretycznie ponad milion osób. Ale faktycznie może być to ochrona złudna. Jak wyjaśnił były dowódca GROM gen. Roman Polko, metro w stolicy nie tylko nie spełnia żadnych wymogów bezpieczeństwa, ale stałoby się nawet pułapką dla ukrywających się. Nie dość, że jest płytkie, to jeszcze nie posiada odpowiednich urządzeń filtrujących i wentylacyjnych. Na etapie projektu nie przewidziano takiego zastosowania. Jest to nie tylko miejsce niebezpieczne, ale także pozbawione rotacji powietrza, toalet, dróg ewakuacyjnych czy zaopatrzenia. 

NIK nie zgodziła się ponadto z raportem dotyczącym bezpieczeństwa obywateli sporządzonym przez Państwową Straż Pożarną. Inwentaryzacja PSP wykazała, że miejsc do schronienia się jest więcej niż mieszkańców naszego kraju – 49 mln. NIK twierdzi, że są to dane wyssane z palca, a jedynie 4 proc. populacji może liczyć na należytą ochronę. Żadnych schronów nie ma w województwie lubuskim, natomiast w granicznych – podlaskim czy lubelskim – funkcjonują odpowiednio 22 i 24 schrony. Zresztą, może to sprawdzić każdy w aplikacji, którą promowała straż. Schronów po prostu nie ma, a miejsca doraźnego schronienia to np. budynki straży, szkoły czy kościoły. Bezpieczniej więc jest po prostu zostać w domu, a nie ryzykować przebrnięcie drogi do miejsca, które może okazać się przepełnione i niespełniające swojej roli. 
Schrony natomiast, jeśli w ogóle istnieją, są archaiczne, niedoinwestowane, z poprzedniej epoki. Pomieszczenia są zdewastowane, instalacje nie działają i nie są poddawane przeglądom i konserwacji. Innymi słowy, gdyby Polska została zaatakowana, Polakom pozostaje patrzeć w niebo i modlić się, aby ominęło ich nieszczęście.

Samorządy o obywatelach zapomniały.

Mali radzą sobie lepiej

Wzorowym państwem, które wie, jak sobie radzić w sytuacjach ekstremalnych, odparło już bowiem raz sowiecką inwazję, jest Finlandia. Czujność Finów to dziedzictwo wojny zimowej i umiejętności oparcia się armii Stalina w latach 1939−1940. Finlandia, mimo że straciła dużą część swojego terytorium, ochroniła niepodległość. Obronę przed Rosjanami ma więc w swoim DNA. W tym kraju funkcjonuje 54 tys. schronów, które są w stanie pomieścić 4,4 mln z 5,5 mln mieszkańców. Resztę dopełniają inicjatywy prywatne, które są niezarejestrowane. Z tych rejestrowanych 85 proc. ma charakter prywatny. Mogą być one gotowe do użycia w ciągu 72 godzin od ogłoszenia stanu alarmowego. Finowie dmuchają na zimne. Mają strategiczne zapasy, które pozwolą im przetrwać krytyczne 6 miesięcy. Dotyczy to paliw, zbóż, żywności, energii czy leków. Koordynuje je Narodowa Agencja Dostaw Awaryjnych – ­NESA. W razie czego w centra ewakuacyjne są przekształcane w parkingi, lodowiska, stadiony i baseny. W kwestii obrony narodowej regularnie współpracują politycy, liderzy biznesu, przedstawiciele kościołów, media i organizacje pozarządowe. Finowie są jednością w tej kwestii. Obowiązki związane z obroną cywilną są też zrzucane na deweloperów. Każda większa budowla musi zawierać w projekcie pomieszczenia ochronne. Niewielka Finlandia ma 280 tys. żołnierzy i aż 900 tys. wyszkolonych rezerwistów. Sprawnie funkcjonuje obrona terytorialna, a survival czy myślistwo to narodowe pasje. 

Podobnie dba o bezpieczeństwo obywateli nowy członek NATO – Szwecja. Tamtejsze władze od lat sugerują mieszkańcom, aby każdy przemyślał swoją rolę w społeczeństwie, gdy wybuchnie wojna. Ten kraj skandynawski także posiada rozwiniętą sieć schronów – z tym że należą one głównie do sektora publicznego. 65 tys. schronów zapewnia ochronę 70 proc. populacji. Łatwo je znaleźć. Rządowa strona internetowa została bowiem zrobiona dla ludzi, a nie dla zadowolenia polityków. Połowa ludności znajdzie także schronienie w Norwegii. 

Do roboty wzięły się kraje bałtyckie. Litwa, Łotwa i Estonia przygotowują się na obronę totalną, angażującą wszystkich zdolnych do walki i pomocy walczącym. Dobrze wiedzą, że jeśli nie oprą się Rosji, ich narody czeka zagłada. Na granicach z Rosją i Białorusią budowane są bunkry, ogrodzenia, a niektóre obszary będą zaminowane. Budowa sieci 600 bunkrów będzie kosztować Estończyków 60 mln euro. Bałtowie wiedzą, że będą mogli liczyć na pomoc Skandynawów, a zapewne także innych państw Sojuszu Północnoatlantyckiego, w tym Polski. Jeśli Rosja zaatakuje nad Bałtykiem, Polska niechybnie zostanie wciągnięta w bezpośrednią konfrontację z Rosją. 

Nie ma czasu do stracenia

Ochrona ludności cywilnej to najważniejsze zadanie władz w czasie konfliktu zbrojnego. Mówią o tym analizy NATO powstałe zwłaszcza po agresji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. Tylko po 100 dniach walk 5 mln Ukraińców uciekło z kraju, a kolejne 7 mln stało się uchodźcami wewnętrznymi. Od czasu wybuchu wojny zginęło już kilkanaście tysięcy cywilów i co najmniej dwa razy tyle zostało rannych. Straty infrastruktury szacowane są na ponad 160 mld dol. Państwa NATO muszą więc traktować ochronę ludności jako priorytet. Zaniedbania w tej materii grożą ludobójstwem ze strony agresora. Zaangażowanie społeczności stanowi podstawowy element odporności kraju. Może też być elementem łagodzenia skutków konfliktu, a nawet fundamentem odstraszania. Dobrze zorganizowanego społeczeństwa nikt nie odważy się zaatakować. Słabo zorganizowane jest zaś łatwym łupem. 

Osoby zajmujące się zawodowo kwestiami bezpieczeństwa nie pozostawiają złudzeń. Trzeba się szykować na wojnę. Według gen. Rajmunda Andrzejczaka, byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, na przygotowanie się do konfliktu mamy tylko dwa, trzy lata. Według niego tylko dysponowanie bronią nuklearną w formacie Nuclear Sharing mogłoby odstraszyć Rosję. W innym przypadku będziemy borykać się z niedoborami amunicji oraz niezorganizowaniem państwa, nieprzygotowanego do prowadzenia wojny. 

Z kolei szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera potwierdza, że Europa boryka się z deficytami produkcji uzbrojenia. Mimo milowego kroku, który uczyniła Polska w kwestii polityki zbrojeniowej, wciąż robimy zbyt mało, aby spać spokojnie. Wojna na Ukrainie pokazała, że współpraca logistyczna z zachodnimi partnerami jest kluczowa, ale w przypadku prowadzenia bezpośrednich działań wojennych najlepiej liczyć wyłącznie na siebie. 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tomasz Teluk