Heroiczna, choć pozbawiona szans zwycięstwa walka Żołnierzy Wyklętych miała sens. Tak jak sens miały wszystkie polskie powstania: kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, w końcu Powstanie Warszawskie. Prof. Henryk Elzenberg napisał: „Wartość walki tkwi nie w szansach zwycięstwa sprawy, w imię której się ją podjęło, ale w wielkości tej sprawy”. Następca mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, kpt. Zdzisław Broński „Uskok”, zdawał się rozwijać tę myśl: „Życie poświęcić warto jest tylko dla jednej idei, idei wolności! Jeśli walczymy i ponosimy ofiary, to dlatego, że chcemy właśnie żyć, ale żyć jako ludzie wolni, w wolnej Ojczyźnie”. Dziś Żołnierze Wyklęci znów są niszczeni – już nie przez PPR, UB, KBW, ale przez rząd Tuska.
Po aresztowaniu, brutalnych na ogół śledztwach i haniebnych procesach przed krzywoprzysiężnymi sądami komuniści skazywali ich na drakońskie kary (za bandytyzm, szpiegostwo czy faszyzm), a po wymierzeniu wyroku śmierci mordowali, na ogół na terenie więzień i aresztów. Następnie zwłoki wrzucali do bezimiennych dołów na terenie lub obok miejscowych cmentarzy. W Warszawie była to Łączka obok Powązek Wojskowych, we Wrocławiu cmentarz Osobowicki, w Krakowie cmentarz Rakowicki, w Lublinie cmentarz przy ul. Unickiej.
Pamiętać trzeba, że polskich niepodległościowców trudno było komunistom pokonać – czy w pierwszych latach po wojnie w walce, czy później wyłapać w trwających nawet wiele miesięcy obławach. Dlatego powszechnie stosowaną metodą był podstęp. Od instalowania w oddziałach agentów, tajnych współpracowników, po operacje specjalne. Do największych należała operacja „Lawina” – od pseudonimu Henryka Wendrowskiego, AK-owca, który przeszedł na stronę komunistów. Przedstawiony oficjalnie plan zakładał, że wobec trudności z prowadzeniem dalszej walki na Śląsku Cieszyńskim żołnierze kpt. Henryka Flamego „Bartka”, dowódcy partyzantki VII (Śląskiego) Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych, zostaną konspiracyjnie przerzuceni na ziemie zachodnie, a stamtąd do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. I tak, mimo pewnych obaw, NSZ-owcy podporządkowali się wytycznym swoich przełożonych, którzy w istocie byli 85 funkcjonariuszami bezpieki. Żaden z żołnierzy „Bartka” nie dotarł na Zachód. Wszyscy (prócz jednego uciekiniera) zostali brutalnie zamordowani. W sumie w trzech kolejnych transportach ciężarówkami ze Szczyrku i z Wisły komuniści wywieźli między 5 a 25 września 1946 r. w rejon Opolszczyzny co najmniej 90 uzbrojonych żołnierzy po ok. 30 w każdym. Zlikwidowano ich na terenie Starego Grodkowa i na granicy woj. opolskiego i śląskiego na polanie koło Barutu (zwanej także uroczyskiem Hubertus, a później ciężarówkami ze Szczyrku i z Wisły komuniści wywieźli między 5 a 25 września 1946 r. w rejon Opolszczyzny co najmniej 90 uzbrojonych żołnierzy – po ok. 30 w każdym. Zlikwidowano ich na terenie Starego Grodkowa i na granicy woj. opolskiego i śląskiego – na polanie koło Barutu (zwanej także uroczyskiem Hubertus, a później – w związku ze śmiercią naszych żołnierzy – Śląskim Katyniem) oraz w okolicach Łambinowic.
Kolejna, którą trzeba przypomnieć, to operacja „Cezary”, która polegała na stworzeniu przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego fikcyjnego V Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, a w konsekwencji na ostatecznym zniszczeniu zorganizowanego podziemia niepodległościowego, również delegatur zagranicznych, aresztowaniu konspiratorów, przejęciu archiwów i środków na działalność.
W ramach operacji „Cezary” nieświadomi prowokacji Dionizy Sosnowski i Stefan Skrzyszowski po przeszkoleniu w Niemczech zostali zrzuceni z samolotu na Pomorzu. Tu przejęli ich, razem ze sprzętem i pieniędzmi, podający się za członków WiN funkcjonariusze bezpieki. Przez ponad miesiąc nieświadomi mistyfikacji spadochroniarze, umieszczeni w „konspiracyjnych mieszkaniach” w Radości i Warszawie, pisali raporty z przebiegu kursu i konspekty szkoleniowe. Podający się za konspiratorów ubecy pozwolili Sosnowskiemu na spotkania z narzeczoną Danutą. Wiedzieli, że obaj skoczkowie wyjawią więcej swoim „przełożonym” z WiN niż podczas nawet najbardziej morderczego przesłuchania. 6 grudnia 1952 r. Sosnowski i Skrzyszowski zostali aresztowani, a następnie skazani na karę śmierci. Dionizego bezskutecznie próbowała ratować Danuta, docierając nawet do ministra bezpieczeństwa. W liście, do dziś przechowywanym przez rodzinę Sosnowskiego, napisała: „Dyziek – to dla mnie rana nigdy nie zagojona, to dla mnie świętość”. Dionizy Sosnowski i Stefan Skrzyszowski zostali zamordowani 15 maja 1953 r. W 2013 r. ich szczątki na Łączce Powązek Wojskowych odnalazł IPN.
Tu warto wspomnieć o księżach współpracujących z Żołnierzami Wyklętymi. Ze zgrupowaniem Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryka Flamego „Bartka” związał się ks. Rudolf Marszałek, członek Sodalicji Mariańskiej, we wrześniu 1939 r. obrońca Warszawy, więzień hitlerowskich katowni. Aresztowany 12 grudnia 1946 r. po donosie agenta UB Henryka Wendrowskiego. Po brutalnym śledztwie w katowickim UB, a potem na warszawskim Mokotowie ks. Marszałka oskarżono o szereg „zbrodni”, m.in. ujawnianie tajemnic państwowych i działalność wywiadowczą. 10 marca 1948 r. stanął przed plutonem egzekucyjnym. W rzeczywistości w tył głowy strzelał metodą katyńską jeden morderca – Piotr Śmietański. Ten sam kat zamordował rtm. Pileckiego... A Henryk Wendrowski został potem ambasadorem PRL w Danii, zmarł w Warszawie w 1997 r. jako zasłużony, dobrze opłacany z naszych podatków emeryt.
Żołnierze Wyklęci oprócz walki prowadzili również działalność propagandową, edukacyjną. W ulotkach, gazetkach czy większych wydawnictwach przestrzegali rodaków przed podstępnym i zbrodniczym okupantem i prosili, aby Polacy pozostali przy wartościach, które przyświecały ich przodkom.
Oto fragment chyba najsłynniejszej jego ulotki (z marca 1946 r.) sygnowanej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, dowódcę 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej: „Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. [...] My chcemy, by Polska była rządzona przez Polaków oddanych sprawie i wybranych przez cały Naród, a ludzi takich mamy, którzy i słowa głośno nie mogą powiedzieć, bo UB wraz z kliką oficerów sowieckich czuwa. Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości”.
Rotmistrz Witold Pilecki w odezwie „Do działaczy młodzieżowych!” apelował: „Sytuacja obecna stawia nas wobec zagadnienia bytu lub niebytu naszego Narodu, Jego przetrwania i życia lub zagłady i śmierci. Nawet w najczarniejszej nocy ucisku niemieckiego nie byliśmy tak zagrożeni w naszym istnieniu, jak to ma miejsce teraz, gdy występujemy w rządzie »wolnych« narodów świata. (...) Staczamy się na krawędź przepaści, w której czeka nas upodlenie i śmierć. Proces zwyrodnienia Narodu postępuje szybko naprzód i obejmuje coraz to nowe ofiary. Nie mamy tu na myśli tylko tych, którzy jawnie lub tajnie przeszli do obozu wroga, lecz tych również spośród mających się za dobrych Polaków, którzy dają się opanować powszechnemu schamieniu, polegającemu na tym, że wyrzekają się ideałów, jako zbytku, w których zamiera świadomość odpowiedzialności społecznej, a altruizm i zdolność wyjścia poza granice własnych doznań i związania ich z doznaniami innych głębokim współczuciem, ustępuje miejsca zatwardziałemu egoizmowi i sobkostwu. Obok tego indywidualnego egoizmu występuje społecznie również niebezpieczny egoizm zbiorowy: zawodowy, klasowy czy rodzinny. Człowiek zapomina, że wokół niego żyją i równie silnie żyć pragną inni”.
Nie można zapomnieć, że Żołnierze Wyklęci bili się o wolność, ale też o wartości. „Bądź Polakiem, to znaczy całe zdolności zużyj dla dobra Polski i wszystkich Polaków. (...) Bądź katolikiem, to znaczy pragnij poznać Wolę Bożą, przyjmij ją za swoją i realizuj w życiu” – grypsy tej treści z celi śmierci do synka Andrzejka pozostały po prezesie IV Zarządu Głównego WiN ppłk. Łukaszu Cieplińskim. Żegnał się także z żoną: „W ostatnich godzinach życia Bogu dziękuję za to, że mogę umierać za Jego wiarę świętą, za moją Ojczyznę oraz za to, że dał mi tak dobrą Żonę i wielkie szczęście rodzinne. Łukasz”. I jedne z ostatnich słów: „Zrobili ze mnie zbrodniarza. Prawda jednak wkrótce zwycięży. Nad światem zapanuje idea Chrystusowa, Polska niepodległość – a człowiek pohańbioną godność ludzką – odzyska”.
„My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej! (...) Tak jak walczyliśmy w lasach Wileńszczyzny czy na gruzach kochanej stolicy – Warszawy – z Niemcami, by świętej Ojczyźnie zerwać pęta niewoli, tak dziś do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów. Święcie będziemy stać na straży wolności i suwerenności Polski i nie wyjdziemy dotąd z lasu, dopóki choć jeden Sowiet będzie deptał Polską Ziemię” − tak cel powojennej walki przedstawiał kpt. Władysław Łukasiuk „Młot”, dowódca 6 Brygady Wileńskiej AK, legenda Podlasia.