Kwestie bezpieczeństwa, ochrona granic, polityka energetyczna, podatki, ochrona zdrowia, leśnictwo, a nawet edukacja – to tylko kilka obszarów, w których kompetencje od państw członkowskich chce przejąć Unia Europejska. Dziś w jednej z komisji Parlamentu Europejskiego miało się odbyć głosowanie w tej sprawie, ale w ostatniej chwili zostało ona przełożone na 26 października. Źródła „Codziennej” w PE mówią wprost, że data została zmieniona, aby pomóc polskiej opozycji i „nie zmuszać jej do jasnych deklaracji przed wyborami parlamentarnymi” - czytamy dziś w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Komisja Konstytucyjna Parlamentu Europejskiego miała dziś zagłosować nad raportem PE ws. zmian traktatów UE. Prace nad dokumentem trwały ponad rok, a zainicjowane zostały przez lewicowo-liberalne środowiska głównie z Niemiec i Francji. Raport ma być pierwszym krokiem na drodze do przekształcenia UE w superpaństwo, gdyż zakłada masowy transfer kompetencji na rzecz UE kosztem państw członkowskich.
Unijni urzędnicy chcą mieć decydujący głos m.in. w sprawach bezpieczeństwa i ochrony granic, co oznacza, że w przypadku nasilenia się ataków hybrydowych na Polskę musielibyśmy czekać na polecenia z Brukseli. Także polityka zagraniczna miałaby być kształtowana nie przez każde państwo oddzielnie, ale przez najbardziej wpływowych graczy we Wspólnocie, czyli Berlin i Paryż. Kolejnym szokującym wnioskiem z raportu jest ten dotyczący odebrania kompetencji krajom członkowskim w obszarze leśnictwa. Lasy stanowią blisko 30 proc. terytorium Polski i godząc się na pomysły eurokratów, skazalibyśmy 1/3 kraju na ich widzimisię. Ponadto Bruksela miałaby decydować również o edukacji, co w przyszłości skutkowałoby tym, że o tym, jak w polskich szkołach uczyć np. o drugiej wojnie światowej, decydowaliby m.in. niemieccy politycy. Podobnych kwestii, w których eurokraci domagają się zmian, jest blisko 300. Jednak to nadal nie wszystko, bo autorzy raportu postulują też rezygnację z zasady jednomyślności w głosowaniach dotyczących kluczowych kwestii w Radzie UE, czyli najważniejszym organie decyzyjnym UE, w skład którego wchodzą szefowie państw wszystkich krajów UE.
Głosowanie nad całym tym pakietem miało się odbyć dziś w Komisji Konstytucyjnej PE, ale w ostatnim momencie zostało ono przełożone na 26 października. Od naszych źródeł w PE dowiedzieliśmy się, że głównym powodem zmiany terminu jest chęć uchronienia polskiej opozycji przed niewygodnym dla niej głosowaniem. Dotychczasowe działania europosłów PO, Lewicy i innych ugrupowań z bloku anty-PiS jasno wskazywały, że są oni za odebraniem kompetencji krajom członkowskim w wielu obszarach, a także dalszą federalizacją UE.
– Europosłowie polskiej opozycji reprezentują w Komisji Konstytucyjnej PE ugrupowania Europejskiej Partii Ludowej i Sojuszu Socjalistów i Demokratów. Te formacje są za centralizacją UE i przekazywaniem kolejnych kompetencji z poziomu państwowego na poziom europejski. Głosowanie polskiej opozycji zgodnie z wolą swoich szefów w UE mogłoby być źle odebrane tuż przed wyborami parlamentarnymi i dlatego też postanowiono pójść na rękę tym ludziom i zmienić termin z 12 października na 26 października. Oczywiście nikt oficjalnie tego nie powie, ale taki jest rzeczywisty powód całego zamieszania
– mówi „Codziennej” źródło z PE.
"GPC" dowiedziała się również, że środowiska liberalno-lewicowe mają zamiar ruszyć pełną parą z ofensywą polityczną ws. zmiany traktatów UE zaraz po wyborach w Polsce, ponieważ chcą realnie rozpocząć ten proces jeszcze w obecnej kadencji europarlamentu, która kończy się wiosną 2024 r.
Polecamy czwartkowe wydanie #GPC. Czytaj więcej od 00:00 na » https://t.co/1HYRtWiDJA
— GP Codziennie (@GPCodziennie) October 11, 2023
Sprawdź ofertę » https://t.co/5oUNtNfQBb pic.twitter.com/hVnYUrO3x2