Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Piszczyk, Danielak, Ryba… Jerzy Stuhr

Bycie aktorem zakłada pewną podwójność istnienia. Przez spory czas bywa się bohaterem roli, postacią fikcyjną, a w życiu… jest się po prostu tym, kim się jest.

Kiedy mój bliski znajomy, świętej pamięci znakomity aktor Wiesław Wójcik, wspominał Jerzego Stuhra, przez jego twarz przebiegał grymas, który dobrze znałem – tak, bez słów, Wiesiek wyrażał swój brak atencji wobec wspominanej postaci… Potem następowała kaskada wspomnień, w których nie było opowieści o honorowych czynach i postawach bliźniego. 

Drugi obraz rysuje mi się z czasów, gdy dowodziłem krakowskim oddziałem TVP i wymyśliłem duży, ogólnopolski konkurs na scenariusz filmu fabularnego „Trzy Korony Małopolski”. Konkurs kończył się wielkim koncertem w krakowskiej operze i uroczystym wręczeniem laurów. Główna nagroda… 100 tys. złotych. Wtedy na scenie wręczałem wyróżnienia m.in. z ówczesnym rektorem krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej, panem Jerzym Stuhrem. Prezentował się nader dystyngowanie i z pełną godnością. Zupełnie nie pasował do barwnych i niezbyt pochlebnych wspomnień Wiesia Wójcika. 

Wreszcie obrazek trzeci, w krakowskiej tv zdarzyło mi się realizować duże i ambitne przedsięwzięcia. I tak na zamku w Pieskowej Skale tworzyliśmy pełne rozmachu telewizyjne przedstawienie „Szkoły żon” Moliera. Tu Jerzy Stuhr grał główną rolę i czynił to z wielką profesjonalną wprawą, więc w mojej ekipie fachowcy wypowiadali się o nim tylko w superlatywach. Był zresztą miłym i koleżeńskim człowiekiem na planie. 

Który z tych obrazów w pełni opisuje tego, było nie było, bardzo zasłużonego dla polskiej sceny aktora?

Prawdopodobnie nigdy nie rozpisywałbym się o perypetiach Jerzego Stuhra, gdyby nie fakt, że ostatnio się o to prosił. Wszedł bowiem prywatnie w całkowicie nie swoją rolę „moralnego autorytetu”, który z wyżyn swoich aktorskich osiągnięć jął oceniać wydarzenia w kraju i etykietować polityków, oczywiście zgodnie z poglądami większości swojego środowiska. Nagle Jerzy Stuhr – dotąd zdolny imitator postaci niewyposażonych w większy asortyment moralny – stał się Katonem rozdzielającym polityczne i społeczne fawory. Niestety taką rolą – nie wiem czy świadomie, czy tylko pewny nietykalnego poklasku – pan Stuhr wystawił się pod społeczny pręgierz. Po prostu żona Cezara musi być poza wszelkim podejrzeniem. Tu nie da się meandrować pomiędzy prawdą i kłamstwem, szukać wygodnych życiowych wytrychów, jak choćby Danielak z „Amatora”. Każdy poślizg oceniany jest z wielokrotnie większym natężeniem niż w sytuacji człowieka nieszukającego poklasku na niwie postawy obywatelskiej i politycznego ferowania wyroków.

Dodam, że podobną ocenę powinien dostać także każdy inny artysta, który lokuje swoje sympatie na biegunie przeciwstawnym do poglądów pana Stuhra. Po prostu tu nie ma wyjątków. Chcąc być kimś więcej niż aktorem, należy spełniać dużo większe standardy niż popularny komediant.

Seria niefortunnych ocen wypowiadanych przez pana Stuhra tonem arbitralnym i nawet apodyktycznym tym bardziej podniosła wobec niego moralne wymagania.

Tymczasem aktor zachowuje się tak, jakby nieprzerwanie grał w kolejnej komedyjce typu „Uprowadzenie Agaty”. Niestety, panie Stuhr, życie nie niesie tak rozmytych znaczeń jak propagandowy film pana Piwowskiego, który zresztą doprowadził do całkiem realnych dramatów rodzinnych w rodzinie pana Kerna.

Jerzy Stuhr nigdy nie powinien usiąść za kierownicą w stanie nietrzeźwym, nigdy też nie powinien uciekać z miejsca spowodowanego przez siebie wypadku drogowego.

Tymczasem uczynił oba te hańbiące mężczyznę czyny. Tu nie ma co dywagować – jest winny i tym zachowaniem zaprzeczył wszelkim odgrywanym przez siebie (z pewnym talentem) postawom moralnego trybuna i autorytetu społecznego.

Szokująca jest postawa krakowskiego prokuratora, który ucieczkę z miejsca wypadku usprawiedliwia, dając wiarę bajeczkom pana Stuhra o tym, że przestraszył się poszkodowanego w wypadku motocyklisty i stąd jego chęć „oddalenia się” (a nie ordynarnej ucieczki). Zarzuty sprowadzające się tylko do prowadzenia samochodu po spożyciu alkoholu także urągają społecznemu poczuciu sprawiedliwości. Pan Stuhr chciałby być kimś więcej niż zwykłym „obywatelem Piszczykiem”, jednak rzeczywistość powinna mu boleśnie przypomnieć o fakcie, że w dojrzałym i stabilnym społeczeństwie nie ma „świętych krów” .

Krakowska prokuratura potraktowała Jerzego Stuhra ulgowo i z nienależnymi względami. Czas, aby sprawą zajął się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Od rozstrzygnięcia tej sprawy zależy bowiem zaufanie obywateli do swojego państwa.

Pan Stuhr natomiast nie może narzekać teraz na wzmożone zainteresowanie jego osobą i jednoznaczne komentarze dotyczące jego postawy. Wszak usilnie starał się zdobyć rozgłos nie tylko w dziedzinie, gdzie radzi sobie nie najgorzej – czyli w odgrywaniu losów cudzych postaci, lecz pragnął zainteresować sobą jak najszerszą rzeszę widzów.

Teraz zatem wypija koktajl emocji, nad którego przyrządzeniem pracował przez wiele lat.

My natomiast po raz kolejny, po na przykład wypadkach pana Daniela Olbrychskiego, doświadczyliśmy faktu, że nieczęsto aktor odgrywający ciekawe postaci jest w stanie prywatnym życiem osiągnąć choćby poziom bohaterów swoich ról – choć przy panu Stuhrze wypadałoby się zastanowić, czy kilku jego bohaterów nie nosi jednak jego indywidualnych cech osobowości.

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski