Kolejne błędy Stanów Zjednoczonych w sprawie konfliktu w Syrii mogą doprowadzić do upadku Baracka Obamy, co leży w naszym interesie. Upadek ten trudno jednak oddzielić od spektakularnej porażki USA, która będzie groźna także dla Polski.
Sekretarz stanu USA John Kerry 9 września w trakcie konferencji prasowej zasugerował, że pozbycie się przez reżim Baszara al-Asada broni chemicznej mogłoby doprowadzić do powstrzymania amerykańskiego uderzenia na Syrię. Deklarację tę podchwycili Rosjanie i przekształcili w oficjalną, proponowaną przez Moskwę metodę rozwiązania zaistniałego kryzysu. Barack Obama poprosił Kongres o odłożenie głosowania w sprawie Syrii, by dać Rosji czas na przekonanie Asada do tego planu. MSZ Syrii nie dało się długo prosić i przyjęło rosyjską propozycję. Taki rozwój wydarzeń, jak sobie to zapewne wyobraża prezydent USA, miałby umożliwić mu wyjście z twarzą z sytuacji, w jakiej się znalazł, i stać się wstępem do odnowienia resetu w relacjach z Kremlem.
To jednak bardzo naiwny scenariusz. Po kolejnych błędach dyplomacji amerykańskiej trudno sobie wyobrazić, by Waszyngton zdołał uniknąć poważnej kompromitacji.
Groźba – pierwotny błąd Obamy
Obama popełnił błąd, grożąc, że użycie broni chemicznej w Syrii wywoła zbrojną reakcję USA.
Waszyngton nie ma żadnego interesu (poza podtrzymaniem swojej wiarygodności) w wikłaniu się w wojnę. Oznaczałaby ona fiasko miękkiej linii prezydenta USA wobec Iranu i załamanie stosunków z Rosją. Model amerykańskiej polityki zagranicznej wypromowany przez 44. prezydenta poniósłby spektakularną porażkę. Waszyngton, uderzając na Asada, miałby do wygrania jedynie kwestie prestiżowe, ryzykowałby zaś uwikłanie w konflikt zbrojny o nieokreślonym rozmiarze, zasięgu, kosztach i celach politycznych. Interwencje w Afganistanie i Iraku od 12 lat wiążą ręce Stanom Zjednoczonym, wysysają ich zasoby materialne, osłabiają morale i gotowość amerykańskiej opinii publicznej do angażowania się w kolejne wojny. W konsekwencji zdolność Waszyngtonu do przyciągania sojuszników do udziału w tego typu ekspedycjach jest nadwerężona, czego przykładem jest Londyn.
Tymczasem
wojny chcą Turcja i sunniccy wrogowie alawickiego reżimu Asada, wspieranego przez szyicki Iran.
Arabia Saudyjska, Kuwejt, Katar, Bahrajn, Oman i Zjednoczone Emiraty Arabskie obiecały pokryć w całości koszty zaangażowania amerykańskiego w Syrii. Obalenia Asada (co nie jest celem USA), a przede wszystkim końca próby resetu amerykańsko-irańskiego pragnie Izrael. Wojny w Syrii chce także Rosja. Oczywiście wojny bez rozstrzygnięcia, tlącej się w nieskończoność. Chce jej dokładnie z tych samych powodów, dla których nie chce jej Obama. Nie jest ważne, co Putin mówi na ten temat. Ważne jest, co robi. Eskalacja konfliktu i ugrzęźnięcie w nim USA to wymarzony scenariusz Moskwy. Nic tak nie wzmocniło Rosji w ostatnich latach, jak amerykańskie zaangażowanie wojskowe w Iraku i Afganistanie. Wojna w Syrii z udziałem USA obiecuje jej wzrost wpływów do budżetu z drożejącej ropy naftowej i upływ krwi głównego rywala. Putin złapał Obamę w pułapkę. Cokolwiek by ten drugi uczynił, korzyść odniesie Rosja, czy to poprzez erozję prestiżu Stanów Zjednoczonych, czy poprzez wciągnięcie Amerykanów w kolejną wojnę, czy też, jak słusznie napisał Jerzy Targalski („Gazeta Polska Codziennie”, 7–8.09.2013 r.), przez polityczny handel interesami krajów trzecich (Polski, Ukrainy, państw bałtyckich, Gruzji itd.) w zamian za obiecane Amerykanom poparcie Kremla, który potem zawsze może się schować za chińskim wetem w Radzie Bezpieczeństwa i „nie ze swojej winy” nie dotrzymać umowy. Zaradzić temu scenariuszowi mogłoby (choć wcale nie musiałoby) tylko powodzenie pierwotnego wojennego planu Obamy – tzn. krótkie karne uderzenie, potwierdzające powagę gróźb Waszyngtonu, przy jednoczesnym uniknięciu zaangażowania się amerykańskich sił w niekończącą się wojnę.
Zwłoka – drugi błąd Obamy
Upływ czasu działa na niekorzyść Amerykanów. Rosja wysłała ku wybrzeżom Syrii własne okręty, które mają zdolność monitorowania jednostek US Navy i w razie odpalenia przez Amerykanów rakiet byłyby w stanie ostrzec o tym Asada. Czas lotu pocisku z Morza Śródziemnego do celu w Syrii jest znacznie dłuższy niż sygnału radiowego. Amerykanie zaś, ze względów politycznych, nie mogą zniszczyć jednostek rosyjskich i tym samym „oślepić” Syryjczyków
. Zwłoka dała Asadowi okazję ukrycia co cenniejszego sprzętu, ewakuowania sztabów i centrów dowodzenia lub obstawienia potencjalnych celów amerykańskich uderzeń żywymi tarczami – cywilami. Teheran wezwał organizacje terrorystyczne, by w odwecie za ewentualne uderzenie amerykańskie atakowały siły i placówki USA na Bliskim Wschodzie, zagroził też porwaniem córki Obamy. Nie wiemy, jakie systemy uzbrojenia dostarczyli lub dostarczą Asadowi Rosjanie, by zwiększyć ewentualne straty Amerykanów. Nie wiemy też, czy i jakie akcje terrorystyczne zostałyby z inspiracji Iranu, Syrii czy Rosji przeprowadzone w odwecie na terytorium bliskowschodnich i europejskich sojuszników Waszyngtonu.
Przedmiotem decyzji Obamy było rozstrzygnięcie między dwoma złymi scenariuszami. Miał on do wyboru: potwierdzić powagę swoich słów czynem i uderzyć, ryzykując eskalację konfliktu i ugrzęźnięcie w kolejnej kosztownej wojnie ze wszystkimi znanymi z Iraku i Afganistanu konsekwencjami tej sytuacji, albo uchylić się od akcji zbrojnej i ponieść koszt takiej decyzji. Wszystko wskazuje na to, że wybrał to drugie.
Efektem będzie upadek powagi USA jako mocarstwa wojskowego. Powstrzymanie się od ataku będzie sygnałem wysłanym do wszystkich wrogów i sojuszników Stanów Zjednoczonych. Tym pierwszym przekazane zostanie, że gróźb i ostrzeżeń amerykańskich nie trzeba traktować poważnie, tym drugim, iż na gwarancjach Waszyngtonu nie ma co polegać, gdyż nie jest on w stanie poprzeć deklaracji realnym zaangażowaniem wojskowym. Takie przesłanie zaś grozi testowaniem skali ustępliwości USA przez wszystkie skonfliktowane z nimi państwa, które mogą zacząć sprawdzać, jak daleko można się posunąć w ignorowaniu interesów amerykańskich bez reakcji ze strony US Army i US Navy.
Oferta – trzeci błąd Obamy
Oferta złożona ustami Johna Kerry’ego i podchwycona przez Rosję to błąd. Propozycja poddania syryjskiej broni chemicznej kontroli międzynarodowej jest fizycznie niewykonalna. Jak to zrobić w kraju ogarniętym wojną domową? Jest to pułapka, w którą Amerykanie wchodzą na własne życzenie. Asad naturalnie przekaże część swojego arsenału chemicznego i będzie się zarzekał, że to całość, ale kto i jak to sprawdzi? Ile czasu będzie to trwało? Łatwo sobie wyobrazić, że gdy broń chemiczna zostanie już oficjalnie oddana pod nadzór międzynarodowy, nastąpi kolejny atak z jej użyciem, który będzie ogłoszony jako oczywisty dowód na to, że broni tej używają rebelianci. Wówczas Amerykanie nikogo już nie zmobilizują do wspólnej akcji, nikt im bowiem nie uwierzy, że naprawdę jej chcą.
Będą też bez pardonu atakowani przez propagandę rosyjską, syryjską i irańską, strojącą Asada w piórka pokrzywdzonego, który za namową Rosji się rozbroił i którego zaufania nadużyto. Moskwa zaś wystąpi w roli oszukiwanego przez Waszyngton poręczyciela. Wypada tylko zacytować komentarz Winstona Churchilla do „triumfu” Neville’a Chamberlaina w Monachium w 1938 r.:
„Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę i tak będą mieli”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Przemysław Żurawski vel Grajewski