Żaneta S. * półtora roku temu wyjechała do Wielkiej Brytanii, by rozpocząć nowe życie. Dziś walczy przed sądem o to, by odzyskać swoje dzieci, odebrane jej przez opiekę społeczną i umieszczone w rodzinie zastępczej. – Usiłują mnie zmusić do tego, bym zrzekła się praw rodzicielskich. Jestem w rozpaczy – mówi Polka w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie”.
Kobieta rozstała się w lutym ze swoim partnerem Kamilem R.*, ojcem 6-letniego Wiktora* i 4-letniej Jessiki*. Mężczyzna wyprowadził się z ich wspólnego domu w pobliżu Birmingham, w hrabstwie West Midlands. W marcu u ojca Żanety, który mieszka w Polsce, zdiagnozowano raka płuc, musiał poddać się operacji. 22 marca Żaneta wyjechała więc do ojczyzny. Poprosiła swojego byłego partnera, by na czas jej nieobecności zaopiekował się dziećmi.
Miała wrócić 4 kwietnia, ale termin operacji został przesunięty.
Kamil R. zaczął podejrzewać kobietę o romans.
– Był przekonany, że przedłużyłam pobyt w Polsce, bo kogoś mam, ale nie potraktowałam tego poważnie, nawet kiedy zagroził, że odbierze mi dzieci – twierdzi Żaneta S. Do Wielkiej Brytanii wróciła 16 kwietnia. W Birmingham czekała na nią policja.
– Kamil złożył na mnie doniesienie na policję. Twierdził, że uprawiałam seks z mężczyzną, od którego wynajmuję dom, i to na oczach dzieci, i że zostawiłam je same na czas wyjazdu do Polski, choć przez cały czas z nimi był. Trafiłam do aresztu – opowiada Żaneta S.
Dzieci zostały umieszczone w brytyjskiej rodzinie zastępczej.
Po tygodniu śledztwa Żaneta S. została oczyszczona z zarzutów. Dzieci jednak do dziś nie odzyskała. –
Wiktor i Jessica prawie nie mówią po angielsku. Czują się wyobcowane, tęsknią i płaczą. Mogę się z nimi spotykać trzy razy w tygodniu, ale nie wolno mi rozmawiać z nimi po polsku – skarży się kobieta. Twierdzi też, że dzieci są niedomyte i chodzą w brudnych ubraniach.
Przed sądem rodzinnym w Wolverhampton toczy się obecnie proces, w którego wyniku Żaneta S. może utracić prawo do opieki nad dziećmi. Z trudem śledzi wydarzenia na sali sądowej, słabo zna angielski, a tłumacz, który jej przysługuje, był obecny na zaledwie trzech z pięciu rozpraw. Opieka społeczna podczas ostatniego spotkania podsunęła jej dokumenty adopcyjne.
– Wpadłam w pułapkę – mówi. Zwróciła się do rzecznika praw dziecka oraz praw obywatelskich. Bez skutku.
– Twierdzą, że nic nie mogą zrobić, bo podlegam jurysdykcji brytyjskiej – dodaje.
Problem wymuszonych adopcji w Wielkiej Brytanii jest dobrze znany.
„Co roku 12 tys. dzieci jest odbieranych rodzicom i oddawanych do przymusowych adopcji, z tego co najmniej tysiąc niesłusznie” – napisał w lipcu brytyjski dziennik „Daily Mail”.
Według gazety z powodu tajności decyzji sądów rodzinnych rodzice mają niewielką szansę na obronę. Ci, którzy odważą się mówić otwarcie o tym, co ich spotkało, ryzykują karę za obrazę sądu. Większość rodziców, tak jak Żaneta S., otrzymuje adwokata z urzędu, który niekoniecznie ma interes w tym, by pomóc swojemu klientowi. W lipcu przedstawiciele 34 krajów spotkali się z posłem Johnem Hemmingiem, prowadzącym organizację Justice For Families, by wyrazić zaniepokojenie wobec rosnącej liczby dzieci cudzoziemców żyjących na Wyspach, które są odbierane rodzicom i oddawane do adopcji.
Żaneta S. czuje się opuszczona przez polskie władze. Konsul generalny RP w Londynie Ireneusz Truszkowski twierdzi jednak, że polskie przedstawicielstwo śledzi sprawę.
– Wydział Konsularny Ambasady RP w Londynie podejmuje interwencje w brytyjskich służbach socjalnych oraz pozostaje w kontakcie z pełnomocnikami prawnymi reprezentującymi polskich obywateli w sprawach dotyczących opieki nad małoletnimi. Na wniosek matki dzieci podjęliśmy wiele interwencji, m.in. konsul uczestniczył w dwóch rozprawach sądowych. W zależności od dalszego przebiegu sprawy urząd konsularny nadal będzie podejmował działania na rzecz rodziców zgodnie ze swoimi kompetencjami – powiedział Truszkowski w rozmowie z „Codzienną”.
* Ze względu na wymogi prawne oraz ochronę rodziny, imiona i pewne szczegóły sprawy zostały zmienione.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Aleksandra Rybińska