Elitarna jednostka GRU, która w 2014 r. wysadziła magazyny z amunicją w czeskich Vrbieticach, zabijając dwie osoby, uczestniczyła kilka miesięcy później w otruciu Emiliana Gebrewa - bułgarskiego magnata przemysłu zbrojeniowego mającego sprzedać pociski z Vrbietic na Ukrainę. Jak sprawdziła „Gazeta Polska” - w kolacji, którą Gebrew spożył w hotelu w Sofii tuż przed zapadnięciem w śpiączkę, towarzyszyli mu... polscy i rosyjscy biznesmeni. Niektóre bułgarskie media sugerują, że chodzi o przedstawicieli firmy Polit Elektronik, która robiła z Gebrewem interesy, a tuż przed katastrofą smoleńską oddała Tu-154 do remontu ludziom rosyjskich służb.
Informacja o tym, że to GRU - rosyjski wywiad wojskowy - stał za śmiertelnymi eksplozjami w Vrbieticach w październiku 2014 r., wstrząsnęła Czechami. W ostatnich dniach wyszło też na jaw, że elitarna jednostka 29155 operowała też prawdopodobnie w Bułgarii w latach 2014-2015 - gdy doszło do kilku eksplozji w składach amunicji, podobnych do tej w czeskim magazynie. W najtragiczniejszej z nich zginęło 15 osób.
Międzynarodowe śledztwo dziennikarskie portalu Bellingcat dowiodło, że dokładnie ci sami agenci - którzy byli odpowiedzialni za wybuch amunicji należącej do Bułgara Emilia Gebrewa w czeskich Vrbieticach - maczali palce w próbie jego otrucia w kwietniu 2015 r. To jednak nie wszystko. Okazuje się, że kolację - która mogła być jego ostatnią - Gebrew spożył z polskimi i rosyjskimi kompanami biznesowymi.
Pół roku po wybuchu w Vrbieticach to samo ośmioosobowe komando GRU z jednostki 29155, które - co wiemy dopiero dziś - operowało wówczas w Czechach, zjawia się w Sofii. Dowodzi nim gen. Denis Siergiejew, znany m.in. później z nadzoru nad operacją zamachu na Siergieja Skripala w Salisbury - i mający przywilej bezpośredniego łączenia się z szefem GRU i Kremlem. Kilku z nich zatrzymuje się w Hill Hotel Sofia, zlokalizowanym o 4-5 minut piechotą od hotelu „Kempinski”. Ten drugi budynek spec-jednostka GRU też zna dobrze - przynajmniej dwóch oficerów 29155 wynajmowało tam pokój na 15. piętrze w lutym 2015 r., jak wynika ze śledztwa Bellingcat.
Późnym wieczorem 27 kwietnia 2015 roku, bułgarski handlarz bronią Emilian Gebrew poczuł pierwsze objawy tego, co wkrótce miało okazać się zatruciem bliskim śmierci.
Początkowo poczuł pieczenie w jednym z oczu, następnie w drugim. Później tej samej nocy, jak twierdzi, miał zawroty głowy i problemy z widzeniem.
Bułgar trafił do szpitala 28 kwietnia 2015 r. niedługo po tym, jak po raz drugi w ciągu dwóch dni zjadł kolację z partnerami biznesowymi właśnie w restauracji hotelu „Kempinski” (obecnie „Marinela”) w Sofii, położonego zresztą tuż przy biurach EMKO. Wymiotował, miał halucynacje - wreszcie zapadł w śpiączkę, a jego stan oceniano jako krytyczny. Życie Gebrewa zostało uratowane tylko dzięki umiejętnościom lekarzy sofijskiego szpitala wojskowego. Następnego dnia, 29 kwietnia, z tymi samymi objawami do szpitala trafił Walentin Tachcziew, dyrektor ds. operacji produkcyjnych EMKO - czyli koncernu Bułgara. 4 maja 2015 r. do szpitala został przewieziony na szpitalny SOR syn Gebrewa Christo. We wszystkich trzech przypadkach wstępną diagnozą roboczą był udar mózgu, ale po dalszych badaniach i analizach toksykologicznych krwi leczono ich z powodu ciężkiego zatrucia związkami fosforoorganicznymi.
Bułgarski prokurator generalny Sotir Cacarow informował wówczas, że w jednym z dań podanych biznesmenowi (a konkretnie w sałatce z rukoli) znaleziono ślady chloropiryfosu - środka owadobójczego używanego do zwalczania szkodników w uprawach rolnych. Ostatecznie stwierdzono jednak, że trujący preparat był w zbyt niewielkich ilościach, by doprowadziłyby do zatrucia, konkludując, że substancja musiała się znaleźć w sałatce w wyniku opryskiwania zieleniny przez producenta... To o tyle dziwne, że warzywa są zwykle myte przed podaniem, a identyczną substancję znaleziono także w kawie przygotowanej przez Gebrewa w jego domu oraz na ubraniach jego syna.
W czerwcu 2016 r. śledztwo jednak umorzono z powodu niewykrycia sprawców. Dopiero dwa lata później - po próbie zamordowania przez rosyjskie służby nowiczokiem Siergieja Skripala - zostało ono wznowione na wniosek samego Gebrewa, który wskazał na podobieństwa między oboma sprawami. Biznesmen za własne pieniądze próbował zidentyfikować trującą substancję, wysyłając próbki swojej krwi do certyfikowanego laboratorium Verifin w Finlandii. Wstępna analiza wykazała obecność pestycydów zakazanych w Unii Europejskiej, ale gdy Gebrew - i naciskana przez niego bułgarska prokuratura - próbowali zapoznać się z finalnymi badaniami, okazało się, że... próbki nie są już dostępne. Zdumiony Gebrew zwrócił się nawet do fińskiej prokuratury o pomoc w ustaleniu, w jaki sposób i dlaczego jego własne próbki krwi - co do których otrzymał zobowiązanie do przechowywania przez 5 lat - zniknęły z laboratorium. W kuriozalnej odpowiedzi, którą otrzymał, prokuratorzy z Finlandii skierowali go do bułgarskich organów ścigania, ponieważ - jak stwierdzono - otruto go na terytorium Bułgarii.
Sprawa odżyła w bułgarskich mediach w lutym 2019 r., gdy wokół Gebrewa zrobiło się głośno z innego powodu - a mianowicie po ujawnieniu dokumentów wskazujących, że jego koncern miał w 2016 r. próbować przejąć (w interesie Rosjan) największy pakiet udziałów w fabryce broni Dunarit. To wówczas prokurator generalny Cacarow na posiedzeniu parlamentarnej komisji ds. służb specjalnych ujawnił, że kolację w dniu hospitalizacji oraz dzień wcześniej Gebrew spożył wraz z zagranicznymi biznesmenami.
Dopytywany o ich narodowość, stwierdził, że chodzi o Polaków i Rosjan. Jednocześnie powiązany z dziennikiem „Monitor” bułgarski portal Europost opublikował tekst pt. „Rosyjski ślad w pieniądzach, które pomogły Gebrewowi przejąć Dunarit (ŚLEDZTWO)”.
W artykule bułgarskich dziennikarzy śledczych znajdujemy niezwykle ciekawy wątek dotyczący zdarzeń z 2016 r.: „Rosyjski ślad i cień Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Rosji można dostrzec wokół pieniędzy, które wspólnik Cwetana Wasiljewa, Emilian Gebrew, zapłacił za próbę przejęcia kontroli nad Dunaritem. [...] Przez ostatnie ponad dwa lata handlarz bronią podejmował kroki, aby zostać zarejestrowanym jako właściciel fabryki wojskowej o szacunkowej wartości blisko 300 mln BGN [lew bułgarski; chodzi o kwotę ok. 700 mln zł - przy. „GP”], wykorzystując różne schematy wymyślone przez zbiegłego bankiera [Wasiljewa], któremu służy Gebrew. Do tej pory jednak Gebrew wpłacił jedynie śmiesznie niską kwotę 12,4 mln BGN, co stanowi zaledwie 4 proc. wartości rynkowej Dunaritu. [...]. Pieniądze, które zapłacił Gebrew, pochodziły, na papierze, z zaciągniętego przez niego kredytu bankowego. Jednak w ciągu kilku tygodni dług został niemal w całości spłacony z polskiego konta. Śledczy nie byli w stanie ustalić pochodzenia tego konta, ale podejrzewa się, że pieniądze na nim zgromadzone pochodzą z lokalnego partnerstwa pomiędzy EMKO a polską firmą Polit-Elektronik, spółką o mieszanym kapitale powiązaną z rosyjskim koncernem RSK MiG - ujawniło dochodzenie przeprowadzone przez «Monitor»”. Dodajmy, że według bułgarskich mediów za Wasiljewem - którego w Sofii nazywa się „bułgarskim Madoffem” (od nazwiska amerykańskiego aferzysty) - stoi Rosjanin Konstantin Małofiejew, zaufany oligarcha Putina, znany m.in. z finansowania terrorystów w Donbasie.
Następnie bułgarscy dziennikarzy powoływali się na ustalenia „Gazety Polskiej” dotyczące biznesowych kontaktów EMKO i Polit Elektronik. W maju 2014 r. - rok przed zamachem na Gebrewa - „GP” ujawniła bowiem, że rząd Donalda Tuska wydał prawie 120 mln zł na bułgarskie rakiety sowieckiej konstrukcji z lat 50. „Sprzedawcą jest polsko-bułgarskie konsorcjum, którego członkiem jest Polit Elektronik - firma odpowiadająca za remont rządowego Tu-154. Drugim członkiem zwycięskiego konsorcjum jest bułgarska spółka Emko EOOD, której założycielem jest Emilian Gebrew. Według bułgarskiej prasy wcześniej pracował on w Kinteksie - koncernie zbrojeniowym kierowanym i kontrolowanym przez komunistyczne służby specjalne” - pisaliśmy.
Odnosząc się do słów prokuratora Cacarowa o kolacji w hotelu „Kempinski”, portal Europost wprost sugerował, kim mogli być Polacy towarzyszący Gebrewowi i jaki mógł być geopolityczny kontekst zamachu:
Wkrótce potem, także w lutym 2019 r. bułgarski dziennik „Monitor” pisał: „Sprawdzane są kontakty Emiliana Gebrewa z osobami, z którymi jadł kolację tego samego i poprzedniego wieczoru. Są to osoby pochodzenia rosyjskiego i polskiego [...] Według prokuratora nr 1 [Cacarowa], z dotychczasowych danych wynika, że gdzieś w tych kontaktach można doszukiwać się związku z otruciem Gebrewa. Dwa dni temu śledztwo «Monitora» wykazało, że Gebrew miał bliskie związki biznesowe z firmą Polit-Elektronik. Spółka jest polska, ale można za nią dostrzec cień rosyjskich służb specjalnych”. I dalej:
„Konto, z którego Gebrew wypłacił 12,4 mln BGN, aby zapłacić zastępcy Cwetana Wasiljewa - Iwanowi Ezerskiemu - w celu przejęcia kontroli nad Dunaritem, również pochodzi z Polski”.
Z powyższych ustaleń wyłania się następujący obraz zdarzeń: 1) otrucie Gebrewa, które poprzedziły dwie kolacje z Polakami (a wcześniej: wysadzenie przez GRU czeskich magazynów z amunicją Gebrewa), nastąpiło w czasie, gdy Bułgar sprzedawał broń Ukrainie broniącą się przed agresją Rosji, 2) po zamachu na życie handlarza i jego syna, w 2016 r., nagle zmienia on geopolityczny front i próbuje przejąć przy pomocy prorosyjskiego Wasiljewa strategiczną bułgarską fabrykę broni Dunarit - w tle zaś znów, przynajmniej według portalu Europost, pojawia się firma od remontu tupolewa, czyli Polit Elektronik.
24 kwietnia 2021 r. Christo Grozew z portalu śledczego Bellingcat stwierdził, że motyw próby zabójstwa Gebrewa jest dla niego jasny: Rosja w latach 2014-2015 próbowała zastraszyć wszystkie kraje i podmioty, które mogłyby eksportować broń na Ukrainę.
Kim byli Polacy i Rosjanie towarzyszący Gebrewowi podczas feralnej kolacji (a raczej dwóch kolacji w ciągu dwóch dni)? Czy mieli związek z przebywającymi wówczas w Sofii oficerami jednostki 29155? W lutym 2020 r. bułgarska prokuratura oskarżyła o próbę zabójstwa Gebrewa oraz jego syna i partnera biznesowego trzech obywateli Rosji będących w 2015 r. w Bułgarii i posługujących się fałszywymi paszportami. To członkowie wspomnianego już speckomanda GRU.
Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania skierowane do bułgarskiej Prokuratury Generalnej oraz do samego Emiliana Gebrewa i jego firmy EMKO. Bułgar zresztą do tej pory zachowywał dziwne milczenie na ten temat - choć przecież to on najlepiej wie, z kim biesiadował. Skontaktowaliśmy się telefonicznie z biurem spółki Polit Elektronik; poproszono nas o pozostawianie numeru telefonu i przedstawienie tematu artykułu. Choć prośbę spełniliśmy, nikt nie oddzwonił.
Po raz pierwszy o Polit Elektronik zrobiło się głośno w sierpniu 2005 r., po zdobyciu przez tę firmę pierwszego rządowego kontraktu. Chodziło o dostawę nowych części elektronicznych do samolotów bojowych Mig-29 będących na wyposażeniu Wojska Polskiego. Części te spółka Polit Elektronik miała oczywiście pozyskać od Rosjan. Umowa zawarta między Kamińskim a Russian Aircraft Corporation „MiG” opiewała na 18 mln rubli, czyli 637 tys. dol. Afera wybuchła, gdy rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa wykryła, że dostarczone Polit Elektronik części są przestarzałe i nielicencjonowane, a dokumentacja jest podrobiona. Kamiński uchronił się jednak przed kompromitacją i możliwymi stratami, bo do gry wkroczyła rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa. Jej agenci zapobiegli transakcji, a wkrótce moskiewska prokuratura postawiła zarzuty dyrektorowi współpracującej z Migiem prywatnej rosyjskiej firmy Aviaremsnab. FSB - co może zastanawiać - stanęła więc w obronie polskiej firmy („Kommiersant” pisał: „Polska nie straciła tylko dzięki FSB”).
Według autorów raportu smoleńskiego zespołu parlamentarnego z 2013 r. - jesienią 2008 r. przedstawiciele polskiej firmy Polit Elektronik, która pół roku później wygrała przetarg na remont tupolewów, poinformowali zakłady „Awiakor” w Samarze o swoim zwycięstwie w nieogłoszonym jeszcze nawet konkursie ofert. Dokument opracowany przez zespół parlamentarny podaje nazwiska osób, które to potwierdzają: mowa o dyrektorze generalnym "Awiakoru" Aleksieju Wiktorowiczu Gusiewie i dyrektorze departamentu kontroli jakości Iwanie Anatoljewiczu Markowie.
16 lutego 2009 r. polski resort obrony oficjalnie ogłosił przetarg. Już sześć dni później (a parę tygodni przed rozstrzygnięciem przetargu) startujący w nim Polit Elektronik podpisał porozumienie z przyszłym rosyjskim wykonawcą i podwykonawcami remontu: z „Awiakorem” z Samary, „Tupolewem” z Moskwy, „Saturnem” z Rybińska i „Hydrauliką” z Ufy. I tu nowy, uderzający fakt - zakłady podpisujące umowę z Polit Elektronik zobowiązały się „nie brać udziału w jakichkolwiek innych umowach dotyczących remontu samolotów TU-154M nr 90A837, 90A862 [tj. 101 i 102], silników D-30KU, WSU-TA-6A należących do Ministerstwa Obrony Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej i nie dostarczać elementów remontowych do remontu wyżej wymienionych wyrobów”.
Mówiąc krótko: Rosjanie wyraźnie dali do zrozumienia, że Tu-154 musi trafić do spółki „Awiakor” w Samarze, a przetarg powinna wygrać polska firma Polit Elektronik. Inaczej nie dostarczyliby nawet części do samolotu.
Ostatecznie w 2009 r. firma Polit Elektronik (wraz z MAW Telecom) zdobyła wart 70 mln zł kontrakt na remont dwóch rządowych tupolewów, choć nie miała nawet strony internetowej i nie była zarejestrowana w Krajowym Rejestrze Sądowym. Jej właściciel prowadził wówczas zwykłą działalność gospodarczą. Dwa samoloty Tu-154 zostały przez Polit Elektronik skierowane do zakładów kontrolowanych przez ludzi powiązanych z dawnymi sowieckimi służbami specjalnymi albo obecną elitą władzy w Rosji (więcej w ramce).
Należy dodać jeszcze, że Dariusz Kamiński wypowiadał się w niesławnym materiale rosyjskiej telewizji, nakręconym podczas remontu Tu-154M nr 101. Nagranie to wywołało skandal, bo dziennikarze z Rosji swobodnie przemieszczali się po maszynie, która miała wozić najważniejsze osoby w polskim państwie, i bez najmniejszych przeszkód filmowali wnętrze samolotu. Według radia RMF, które powoływało się na informację z MON - zgodę na wejście do tupolewa rosyjskich dziennikarzy podpisał właśnie Kamiński.
29 czerwca 2011 r. podpisano umowę rejestrującą w KRS Polit Elektronik sp. zoo. Prezesem nowej spółki został Dariusz Kamiński, dotychczasowy właściciel Polit Elektronik. Stanowiska wiceprezesów objęli Rosjanin Aleksiej Biełow oraz Janusz Zdeb, dyrektor generalny MAW Telecom, czyli firmy, która wraz z Polit Elektronik zwyciężyła przetarg na remont Tu-154.