Po pierwszym zrywie zostało zarazem dużo i bardzo niewiele. Mamy kolejne sankcje, kolejne firmy wycofują się z Rosji, wydłuża się też lista osób, których dotykają na Zachodzie różnorakie nieprzyjemności… Zarazem jednak wciąż szerokim strumieniem w jedną stronę płynie gaz, a w drugą – pieniądze, za które morderca z Kremla kupi sobie kolejne dni napaści na Ukrainę, kolejne bomby i więcej amunicji.
Równie dobrze syci Niemcy mogliby mieszkania ogrzewać bezpośrednio płonącymi blokowiskami, gdyby tylko mieli odpowiednią technologię. Być może nawet udałoby się wpisać ten sposób na listę dopuszczonych przez Unię źródeł energii okresu przejściowego. Być może później, na opustoszałej i wykrwawionej Ukrainie Putin pozwoliłby nawet postawić niemieckim korporacjom trochę wiatraków?
Szefowa niemieckiej dyplomacji, jeszcze niedawno wielka przeciwniczka NS2 i bliskiej współpracy z Rosją, już na stanowisku rządowym mówi, że wstrzymanie dostaw paliw ze wschodu spowodowałoby zamieszki na ulicach. Według Piotra Wójcika, odejście od rosyjskiego gazu spowodowałoby spadek niemieckiego PKB o 3 proc., według najbardziej pesymistycznych wyliczeń. Okazuje się, że to zbyt wielka cena za zakończenie wojny. To też odpowiedź na pytanie o naszą własną przyszłość, jeśli potoczy się ona niefortunnie.
Niemcy i zdominowana przez nie Unia potrafi być jednak surowa, pod warunkiem, że karanym i strofowanym nie będzie Rosja. Nasze media przypomniały, że nie tak dawno, w chwili, gdy wojna była już całkiem realną perspektywą, rosyjski kandydat do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka bez problemu został zaakceptowany przez tę międzynarodową organizację. Równocześnie, od wielu miesięcy, odmawia się uznania jej trzech członków, zgłoszonych przez polski rząd, ponieważ procedura ich powołania budzi u europejskich sędziów wątpliwości. Cóż, Europa nie od dziś chce nas uczyć praworządności, jednak jako metodę wychowawczą najwyraźniej wybrała zawstydzanie nas, że lepiej od nas sprawuje się nawet reżim Putina.
W środę w PE trwała dyskusja o kolejnych sankcjach wobec Polski i dalszym blokowaniu funduszy dla naszego kraju, w czwartek przyjęto stosowną rezolucję. Wojna na Ukrainie okazała się być ważnym argumentem przeciwko Warszawie, uzmysłowiła europosłom jeszcze bardziej, jak ważne są europejskie wartości. Kto je kwestionuje, nie dostanie ani eurocenta.
Ponieważ jednak pośrednim beneficjentem tego wsparcia okazują się być uciekający przed wojną sąsiedzi, proponuję, by Unia pytała każdego Ukraińca, co myśli o jej postawie w obliczu napaści na jego kraj i jak podoba mu się polityka Niemiec. Powie, że Berlin i Bruksela robią za mało, że finansują zbrodnie i odmawiają potrzebnej pomocy. Nie rozumie europejskich wartości!