Realizm polityków, którzy odmawiają szybkiej ścieżki przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej i embarga na rosyjską ropę i gaz, ma kolor krwi dzieci zabijanych w czasie bombardowań. Może jestem romantykiem, a może po prostu uważam, że polityka powinna jednak opierać się na pewnych zupełnie podstawowych normach moralnych. Niezależnie od powodu nie potrafię się pogodzić z zimnym realizmem części (nie tylko, ale głównie zachodnich) środowisk politycznych. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta. Gdy widzę zbombardowany szpital położniczy, a zaraz potem czytam, że kanclerz Niemiec Olaf Scholz oznajmia, że on z gazu i ropy z Rosji nie zrezygnuje, to uświadamiam sobie, że polityk ten w istocie uznaje, że tani gaz i tania energia, a także „zielona polityka” może mieć kolor krwi kobiet i dzieci, które zginęły w czasie tych (ale przecież nie tylko tych) nalotów.
Gdy widzę zdjęcie dziewczynki, która zginęła pod gruzami własnego domu, a potem słyszę sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolina, który przekonuje, że on nie chce spierać się o to, czy to jest „zbrodnia wojenna”, ale „z pewnością to rzecz niedopuszczalna” - to mam ochotę krzyczeć, że najpierw jest prawda, a dopiero potem dyplomacja.
I wreszcie gdy widzę rozpacz rodziców, których dziecko zginęło w czasie bombardowań, gdy widzę setki tysięcy ludzi, którym wojna zabrała codzienność i domy - a potem słyszę, że premier Węgier Viktor Orbán nie pozwoli zablokować importu ropy i gazu, a do tego on sam nigdy nie zawiódł się na Putinie, to w ustach pojawiają mi się same brzydkie słowa. I nie inaczej jest, gdy słyszę, że zachodni politycy nie zgodzili się na szybką ścieżkę wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej.
Jaki jest przekaz tych wypowiedzi i decyzji? Co w istocie one znaczą? Odpowiedź jest prosta: to kompletne zaprzeczenie znaczenia wartości życia i uznanie, że od niego istotniejszy jest biznes, dyplomacja, interesy. Słaby to jednak jest realizm, bo tak się składa, że w istocie przyznaje on Putinowi prawo do działania po swojemu, jest ustępowaniem mu, a to go tylko ośmiela do bardziej radykalnych działań, do kolejnych ataków, do niszczenia kolejnych osób i kolejnych państw.
Jednym słowem, tego rodzaju realizm w istocie jest proputinizmem, a także zwyczajnym moralnym nihilizmem. I niczego nie zmieniają słowa oburzenia, które padają z ust polityków, jeśli nie idą za nimi konkretne działania. To trzeba powiedzieć zupełnie jasno.