Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Atomowa praworządność

Na początku tygodnia, gdy w sprawie Ukrainy pytanie „czy” już zmieniło się w „kiedy”, a i odpowiedź „już” była dla wszystkich jasna, w Warszawie wylądowała delegacja Komisji Europejskiej. Delegacja zajęła się tym, co dla Unii w czasie wojny w Europie jest najważniejsze, czyli badaniem polskiej praworządności.

Jak badanie to będzie wyglądać, można było spodziewać się już wcześniej i to nie tylko dlatego, że podczas poświęconej sprawie Pegasusa debacie w PE reprezentującym stanowisko polskich rządzących Joachimowi Brudzińskiemu zwyczajnie, na chama, odebrano głos. Po słowach „Trzeba powiedzieć z całą stanowczością: w Polsce nie było żadnej nielegalnej inwigilacji bez zgody sądu. Tego typu teza formułowana przez polską opozycję jest kłamstwem na potrzeby walki politycznej. Czy poprzez tego typu debaty próbuje się uderzać w nasze służby na forum europejskim, w tak trudnej sytuacji międzynarodowej”, które prowadząca uznała za nie na temat.

I to też przecież nie było niczym nowym, przypomnijmy sobie, jak wcześniej głosu próbowano pozbawić Mateusza Morawieckiego, gdy mowa była o TSUE, traktatach i kompetencjach Unii i państw narodowych. Beata Kempa opowiada, że przewodniczący komisji zwyczajnie na nią wrzeszczał, co uniemożliwiło ostatecznie normalną współpracę. Cóż, tak zapewne eurokrata rozumie równe relacje między państwami członkowskimi a instytucjami UE. Kempa dodaje też, a pisze o tym również Patryk Jaki, że całość spotkań tej unijnej kontroli wskazuje, że chodzi po prostu o znalezienie pretekstu, by nałożyć na Polskę sankcję i nie wypłacać jej żadnych środków. Szukajcie a znajdziecie – to jedyne, co dziś dla polityków europejskich ocalało z Biblii, kij na Polskę znajdzie się zawsze. Jak tymczasem zauważa amerykański ekspert George Friedman (a znajduje tę wypowiedź nieoceniony red. Maciej Kożuszek), Unia Europejska dąży do zabrania Polsce środków akurat wtedy, gdy Polska kupuje czołgi, które znajdą się między Moskwa a Berlinem.

Asymetria reakcji Unii na realny państwowy bandytyzm, a zmyślone na użytek polityki zagrożenia dla praworządności przybiera formy, niedawno jeszcze lepiej czujące się w ironicznych tweetach i felietonach. Niemiecka dziennikarka krzyczy (kolejna osoba, która nie panuje nad emocjami, gdy Polska nie zna swego miejsca w szeregu) na wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, Josepa Borrella, ponieważ nie podoba jej się, że na konferencji poświęconej kwestii Ukrainy nie mówi o Polsce, a nawet, o zgrozo, nie rozumie, czemu ma akurat teraz o tym mówić.

Tymczasem niemiecka minister klimatu w Warszawie zapowiada, że Niemcy zrobią wszystko, by zablokować budowę polskich elektrowni atomowych. Jeśli będzie trzeba – na drodze prawnej. Wychodzi więc na to, że wolne sądy potrzebne są po to, by trzymać nas w energetycznej zależności od Niemców, a co za tym idzie, Rosjan. To nowy trop, lecz jakże oczywisty. Gdyby to był komiks, zapaliła by nam się właśnie żarówka nad głową. Oczywiście – zasilana z niemieckich wiatraków.  

 

 



Źródło: niezalezna.pl

​Krzysztof Karnkowski