Przeciąganie dyskusji nad Funduszem Kościelnym nie wynika z niezdecydowania strony rządowej, ale z głębszego planu politycznego. I dlatego wierzący powinni dążyć do jak najszybszego, nawet za cenę strat finansowych Kościoła, jego zakończenia.
Zacznę od sprawy oczywistej. Fundusz Kościelny nie jest przywilejem, jakiego państwo udziela Kościołowi katolickiemu i innym związkom wyznaniowym, ale absolutnym wymogiem sprawiedliwości. Jest to bowiem rekompensata za to, co przez lata komunizmu Kościołom ukradziono. Oddawanie kradzionego nie ma nic wspólnego z klerykalizacją, tylko stanowi fundament państwa prawa.
Zmiana jakichkolwiek przepisów w tej sprawie wymaga świadomości tego, z jakich powodów Fundusz w ogóle powstał. A w debacie publicznej można odnieść wrażenie, że wszyscy już o tym zapomnieli, i dyskutuje się wyłącznie na temat tego, czy Kościół powinien dostawać pieniądze od państwa, a nie o tym, czy państwo powinno zwracać to, co zostało rozmaitym instytucjom i obywatelom ukradzione.
O co chodzi PO
Ta prosta konstatacja, choć moralnie sprawę ustawia zupełnie jasno, nie rozwiązuje niestety wszystkich problemów związanych z Funduszem Kościelnym. Pozostaje kwestia miejsca, które Fundusz zajmuje w strategii politycznej Platformy Obywatelskiej i jej medialno-politycznych partnerów. O co zatem chodzi PO, gdy z podziwu godną konsekwencją przesuwa rozwiązanie Funduszu (ostatnio takie decyzje podjęły komisje senackie), lawiruje, a jednocześnie nieustannie powraca do tematu „równego obciążenia Kościoła kosztami kryzysu”.
Najprostsza odpowiedź jest taka, że
chodzi tu o temat zastępczy (gdy nic się nie dzieje, zawsze można skupić uwagę obywateli na Kościele), a także przysłowiowe niezdecydowanie polityków PO, którzy swoje decyzje uzależniają od słupków sondażowych (a te wciąż dają Kościołowi mocną pozycję). Ale odpowiedź ta nie wyjaśnia wszystkich aspektów sprawy. Ograniczenie środków przekazywanych Kościołowi znalazłoby przecież poparcie elektoratu PO. A silny protest Kościołów i związków wyznaniowych oraz ich konflikt z rządem byłby dla obozu rządzącego opłacalny. Jeśli więc PO tego nie robi, to prawdopodobnie ma jakiś inny niż czysto finansowy powód takiego zachowania.
Osłabić partnera dialogu społecznego
O co więc może chodzić? Pierwszy powód, dla którego debata wciąż jest podtrzymywana, to nadzieja, że gdy kryzys rzeczywiście mocno uderzy w Polskę, łatwo będzie można wskazać kozła ofiarnego, którego „pazerność” skazuje nasz budżet na problemy. Skłonni do antyklerykalizmu Polacy zaś chętnie kupią taką wersję, szczególnie jeśli będzie ona propagowana przez usłużne media. Ale i to nie wyjaśnia wszystkiego. Według mojej tezy, podstawowym powodem, dla którego PO nadal utrzymuje kwestię Funduszu Kościelnego na tapecie, jest chęć utrudnienia Kościołowi zajmowania mocnej pozycji w kluczowych obecnie sprawach moralnych.
Dzięki temu Platforma może szantażować Kościół, gdyby ten usiłował skrytykować obóz rządzący i jego posunięcia. Potępienie polityków PO za propagowanie zapłodnienia in vitro, jasne wskazanie, że radny, poseł czy minister, który wspiera refundacje takiej metody czy też jej wprowadzenie do systemu prawnego, wyklucza siebie z Kościoła, jest w tej sytuacji trudniejsze, może bowiem skończyć się przykręcaniem finansowej śruby. Moje słowa zawierają sugestię, że część hierarchii może poddać się takiemu swoistemu finansowemu korumpowaniu, ale... trudno udawać, że takie sytuacje nie występują. Szczególnie g
dy widzimy, że mimo faktu, iż kolejne samorządowe struktury PO zaczynają popierać refundowanie zapłodnienia pozaustrojowego, a rząd otwarcie zapowiada łamanie konstytucji w tej sprawie, to na jasne potępienie działań obozu rządzącego zdecydował się tylko metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga. Pozostali, w tym metropolita krakowski, milczą. Powody oczywiście mogą być różne, ale nie można wykluczyć, że hierarchom nie jest łatwo potępiać tych, z którymi prowadzi się obecnie trudne dyplomatyczne rozmowy.
Nowy rok, nowe wyzwania
Trzeba mieć świadomość, że ten rok przyniesie także nowe tematy, z którymi Kościół jako wspólnota, ale także jako instytucja, będzie musiał się zmierzyć. Debata nad eutanazją, a może bardziej szczegółowo „testamentem życia”, którą zapoczątkowała wypowiedź Jerzego Owsiaka i którą podjęli parlamentarzyści Ruchu Palikota, jest na pewno jedną z nich. Tak samo jak próby (tym razem platformerskie) wprowadzenia do systemu prawnego rejestrowania konkubinatów. W debatach tych niezwykle istotne będzie mocne i zdecydowane stanowisko Kościoła, które nie powinno ograniczać się tylko do słów, ale w razie konieczności także do konkretnych działań.
Kościół ograniczony debatą w sprawach finansowych będzie łatwiejszym partnerem. I dlatego mam coraz silniejsze przekonanie, że być może warto zrezygnować z pewnych – w pełni należnych Kościołowi – praw i bardziej skupić się na obronie nie tyle pieniędzy i własności, ile zasad. Kiedyś arcybiskup Józef Michalik powiedział mi, że Kościół poradzi sobie bez pieniędzy, ale nie bez autorytetu moralnego.
Warto o tym pamiętać, także debatując nad Funduszem Kościelnym, który stał się wygodną metodą rozgrywania instytucji Kościoła. I to w momencie, gdy jego głos ma tak fundamentalne znaczenie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Tomasz P. Terlikowski