Dyskusje wokół wypowiedzenia konwencji stambulskiej i unijnych wartości podstawowych, nieprzyznanie niepokornym gminom unijnych środków za uchwały o strefach wolnych od LGBT, szczyt UE w sprawach budżetu, nieustanne debaty o praworządności ujawniają nie tylko to, na ile jej wartości rozmijają się coraz bardziej z wartościami cenionymi przez Polaków, lecz także w jak dużym stopniu Unia odchodzi od wartości, które deklaruje. Zawłaszcza też język, w którym pojęcia zatracają pierwotne znaczenie i stają się własną karykaturą.
A jak aborcja – w unijnej nomenklaturze to jedno z podstawowych praw człowieka. Feministki często określają ją jako prawo do decydowania o własnym ciele. Przy tym nie przeszkadza unijnym liberałom, że w Karcie praw podstawowych UE jest też zawarta ochrona życia. A przecież w niektórych europejskich postępowych krajach aborcji wolno dokonać na życzenie nawet po czwartym miesiącu ciąży. Jak widać, prawo do życia przysługuje tylko przestępcom skazanym za ciężkie zbrodnie, a nie dzieciom z zespołem Downa, co dowodzi, jak barbarzyństwo przywdziewa szaty nowoczesności.
B jak brexit – w czasie kiedy Unia była trawiona przez jeden z poważniejszych kryzysów w swoich dziejach, spowodowany brexitem, Parlament Europejski zajmował się praworządnością w… Polsce. Dziś Unia dwoi się i troi, by się przyczynić do kolejnych „exitów”. Nie tylko nie uczy się na własnych błędach, lecz także próbuje dowieść, że niedemokratyczne praktyki są ucieleśnieniem demokracji.
C jak cywilizacja – życia i śmierci – UE dziś jest areną starcia cywilizacji życia i cywilizacji śmierci. Prawo aborcyjne jest liberalizowane w kolejnych krajach europejskich. Te, które ostatkiem sił chronią życie, są obiektem bezpardonowych ataków. „Oświecona” Europa coraz bardziej zmierza ku cywilizacji śmierci. A wszystko to pod przykrywką pięknych haseł: praw człowieka, godności, szacunku, miłości i tolerancji.
D jak debata – jeden z ulubionych środków walki z niepokornymi światopoglądowo krajami. Debaty w unijnej filozofii służą manifestacji siły państw unijnego mainstreamu: piętnowaniu, straszeniu i szantażowaniu krajów, które realizują politykę zgodną z demokratycznym werdyktem ich obywateli. W Parlamencie Europejskim deputowani środowisk liberalnych podczas debat często nie przyjmują pytań od politycznych adwersarzy, co można uznać za specyficzną próbę redefinicji pojęcia, które wszak pierwotnie oznacza roztrząsanie problemu, czyli jego drobiazgową analizę.
E jak Europejski Parlament – instytucja, w której można przegłosować każdą, najbardziej absurdalną i niezgodną z traktatami uchwałę, bo od lat większość ma w nim opcja lewicowo-liberalna. Parlament Europejski uzurpuje sobie prawo do łączenia władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Poprawność polityczna bierze tam górę nad zdrowym rozsądkiem, a często nad interesem własnego kraju, co niejednokrotnie pokazali eurodeputowani… opozycji z naszego kraju.
F jak feministki – krzykliwa, a jednocześnie odporna na wszelkie racjonalne argumenty grupa pań PE. Wsłuchując się w obrady, najlepiej widać, o zgrozo, jak wyglądałaby rzeczywistość, gdyby zorganizowały ją feministki. Każdy robiłby nie to, co chce i umie najlepiej, ale to, co narzuciłyby mu panie, które podobno walczą o „prawa kobiet”, a w istocie toczą nieustanną wojnę z tradycją, Kościołem, rodziną i rolami społecznymi, które według ich wizji tworzą bezwzględny system opresji.
G jak gender – jeden z etapów na drodze walki przeciwko rodzinie. Ojcowie/matki duchowi/we (język nie nadąża) tej ideologii próbują wmówić wszystkim naokoło, że między płciami nie ma różnic biologicznych. Dla wyznawców gender kupowanie dla chłopców zabawek samochodów, a dla dziewczynek lalek lub przyborów kuchennych to wyznaczanie stereotypowych ról społecznych. I lepiej z tym poglądem nie zadzierać. Gdy znana z liberalnych poglądów pisarka J.K. Rowling poparła badaczkę twierdzącą, że transpłciowe kobiety nie mogą zmienić swojej płci biologicznej, wylało się na nią prawdziwe morze hejtu ze strony środowisk LGBT za „transfobiczne” poglądy. Czekamy z niecierpliwością, kiedy Unia zadekretuje mężczyznom zachodzenie w ciążę i karmienie piersią.
H jak homofobia – ulubiona pałka językowa europejskiej nowomowy. Koronna figura retoryczna każdego postępowca, który w dowolnym momencie może jej użyć przeciw osobie o prawicowych lub konserwatywnych poglądach. Homofobem jest każdy, kto w jakikolwiek sposób poważy się skrytykować ideologiczne dogmaty lewicowo-liberalne, jak „prawa kobiet” czy LGBTQ+. A nie daj Boże, ktoś nieśmiało przypomni definicję małżeństwa z polskiej konstytucji, wnet przetoczy się po nim antyhomofobiczny walec.
I jak ideologia – UE to organizacja zideologizowana, w której obowiązuje zespół poglądów i wartości, które należy przyjąć i wyznawać. Od dawna w imię wolności, demokracji i tolerancji europejskie elity liberalne narzucają innym swój świat wartości. Jeśli ktoś ośmiela się myśleć inaczej, to jest to nic innego, jak orwellowska myślozbrodnia. A za tę, przypomnijmy, grozi kara ewaporacji.
J jak język – oręż w rękach dominującego w UE nurtu. Dzięki odwróceniu znaczeń pojęć, takich, jak małżeństwo, wolność, człowiek, miłość, godność, tolerancja, usiłuje budować na nowo rzeczywistość według własnej lewackiej wizji. To właśnie w języku toczy się jedna z najważniejszych batalii między światem konserwatywnym a liberalnym. W Europie szala przechyla się coraz bardziej ku temu ostatniemu.
K jak konwencja stambulska – w teorii dokument, który ma chronić kobiety przed przemocą. W praktyce uderza w rodzinę, tradycję i religię. Europejskie elity w swojej naiwności wierzą, że przyjęcie dokumentu faktycznie zagwarantuje kobietom lepsze życie. Gdyby tak było, kraje, w których od dawna obowiązuje, byłyby na szarym końcu niechlubnych rankingów przemocy wobec kobiet. W istocie jest zupełnie inaczej.
L jak LGBT – trudno dziś znaleźć środowisko, które mogłoby liczyć na większy parasol ochronny dużej części mediów. W dobie wolności słowa i myśli można krytykować wszystkich i wszystko z wyjątkiem mniejszości seksualnych. To podpada pod najcięższy grzech w ortodoksji UE – homofobię.
M jak miłość – nie chodzi bynajmniej o popularny serial, ale słowo, które zatraciło swoje znaczenie, w czym niepoślednią rolę odegrały organizowane w Niemczech parady miłości, które z miłością nie miały wiele wspólnego.
N jak Niepodległości Marsz – jeden ze sztandarowych przykładów na obecność podwójnych standardów oraz szerzących się w PE niewiedzy i uprzedzeń wśród elit europejskich. Prominentny europoseł Guy Verhofstadt określił jego uczestników „faszystami, neonazistami i białymi suprematystami”. Nie poniósł za to żadnych konsekwencji. Nie było też słychać medialnego oburzenia na to obrażanie naszych rodaków. Najwyraźniej, jak ktoś jest przywiązany do wartości narodowych, można do woli jeździć po nim jak po łysej kobyle.
O jak ochrona – „praw kobiet”, życia… UE osobliwie pojmuje ochronę praw kobiet, do czego szczególnie uprawniona ma być wąska grupa feministek, choć te są nie tyle głosem kobiet, ile grupką sfrustrowanych pań, które chcą walczyć ze wszystkim i wszystkimi, a najbardziej z rodziną, małżeństwem, macierzyństwem, tradycją i Kościołem. Nie mniej kuriozalne jest rozumienie ochrony życia, które pochyla się nad przestępcami, a nienarodzone dzieci traktuje jako kawałek ciała kobiety.
P jak praworządność – słowo, które w ostatnich latach zrobiło na europejskich salonach prawdziwą furorę. Unia niczym współczesny Don Kichot próbuje „bronić” Polaków przed ich własnymi, demokratycznie podjętymi decyzjami. Nie dostrzega absurdalności swojego postępowania i szkód, które sama sobie wyrządza. Pozatraktatowe praktyki arbitralnej ingerencji w wewnętrzne sprawy takich krajów, jak Polska czy Węgry, określa mianem troski o praworządność. Skutki tego niebawem mogą być… patrz – B jak brexit.
R jak równość – jedna z najważniejszych wartości stawianych na piedestale unijnych praw i wartości podstawowych. Jak wiele pojęć w unijnym słowniku doprowadzona do granic szaleństwa. W europejskiej narracji równi mają być wszyscy we wszystkim, w praktyce UE dzieli kraje, poglądy na równe i równiejsze. Do równiejszych należą te, które podążają z głównym nurtem liberalnym. Polska i Węgry są tu jakby nierówniejsze.
S jak szacunek – kolejne pojęcie, które Unia dumnie wypisuje na swoich sztandarach. Jest to jednak szacunek reglamentowany dla wyznawców tych samych, co elity europejskie, poglądów. W europarlamencie szanuje się tylko poglądy lewicowo-liberalne i zbliżone. Każde odstępstwo od unijnej ortodoksji jest dobrym powodem, by przykleić komuś łatkę homofoba, traktować z poczuciem wyższości i gardzić nim.
T jak tolerancja – rację miał profesor Legutko, który blisko 30 lat temu uznał to słowo za jedno z najbardziej „antypatycznych”, przede wszystkim dlatego, że zatraciło ono swój pierwotny sens. Odkąd tolerancja stała się „życzliwą otwartością”, stała się narzędziem terroryzowania tych wszystkich, którzy nie dają świadectwa miłości do mniejszości seksualnych, ciemnoskórych itp.
U jak uchodźcy – jeden ze znaków rozpoznawczych polityki Angeli Merkel, który obnażył słabość UE. Kanclerz Niemiec najpierw gościnnie zaprosiła uchodźców pod swoje skrzydła, by potem próbować się ich pozbyć. Jak słusznie zauważył jeden z europosłów, UE przypomina władzę ludową, która najpierw tworzy sobie problemy, bo potem móc je rozwiązać.
W jak wolność – jedna z najważniejszych wartości europejskich. Pojęcie, którego znaczenie zostało wywrócone do góry nogami. Europejscy liberałowie traktują aborcję czy eutanazję jako najwyższy wyraz wolności. Podobnie jak wybór upodobań seksualnych, a nawet płci. Wolnością słowa jest też obrażanie katolików. Nie jest nią natomiast krytyka np. mniejszości seksualnych i wszystkich grup z katalogu politpoprawnej szczególnej troski.
Z jak zniewolenie – intelektualne zaczadzenie od dawna trawi główny nurt polityczny UE. Polega na rezygnacji z krytycznego myślenia, rzeczywistej wymiany myśli na rzecz pielęgnowania tych samych liberalnych poglądów. Każda próba rzeczywistej dyskusji wywołuje histeryczne reakcje środowisk lewicowo-liberalnych.