Boże Narodzenie to takie ciepłe, rodzinne święta. Jest św. Mikołaj, prezenty i nawet dodatkowy talerz na Wigilię. Jest dzieciątko w żłóbku, są rzewne kolędy i opłatek w dłoniach. A potem, jak uderzenie obuchem, przychodzi wspomnienie świętych młodzianków, czyli dzieci zamordowanych przez Heroda
Trudno, przynajmniej mnie, w tym dniu nie myśleć o tych wszystkich dzieciach, dla których nie było miejsca – jak dla Jezusa – w gospodzie. Tyle że Jezus został przyjęty przez Matkę i otoczony miłością przez Opiekuna. A dla tych dzieci nie ma nawet miejsca w łonie i sercu ich własnych mam. Niechciane, zapomniane przez społeczeństwo, zdehumanizowane, określane mianem płodów, zarodków, tkanek ciążowych itd. itp., stały się najbardziej odrzuconymi istotami naszych czasów.
Mocno, bardzo mocno, choć bez niepotrzebnego epatowania okrucieństwem, pokazują to autorzy filmu (do obejrzenia na YouTube) „To Be Born”.
Jest w nim wszystko, co o aborcji wiedzieć powinniśmy, podane jak na tacy. Jest kobieta i mężczyzna; on zachowuje się jak gnojek – zapowiada, że jeśli ona nie usunie ciąży, to zostanie sama. I jest wreszcie dziecko. Odrzucone, odtrącone, pozbawione miłości i żebrzące o nią. Dziecko, którego nikt nie chce, podobnie jak na samym początku nikt nie chciał bohaterki innego amerykańskiego filmu, „October Baby”. To odrzucenie miłości, uczynienie z najbezpieczniejszego miejsca świata – kobiecego łona – przestrzeni mordu, jest istotą naszych czasów. Z tej perspektywy warto też przyjrzeć się Bożemu Narodzeniu, temu, o czym przez to święto Bóg mówi do nas, współczesnych.
„Na świecie było [Słowo], a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” – pisze św. Jan Apostoł. A św. Łukasz uzupełnia, że dla Jezusa nie było miejsca w gospodzie. I w istocie nic się nie zmieniło. Nadal w naszych gospodach, naszym wygodnym życiu nie ma miejsca dla Chrystusa. I to zarówno w przenośni, jak i dosłownie.
„Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” – nauczał Jezus. Rozerwanie na strzępy naszych najmniejszych braci, ich odrzucenie, obojętność wobec tego, co się dzieje, jest rozerwaniem na strzępy samego Chrystusa, odrzuceniem Go, pozbawieniem miejsca w naszych sercach.
To odrzucenie Boga przychodzącego do nas w najsłabszych. Widać to najwyraźniej we wspomnienie Świętych Młodzianków, męczenników, czyli dzieci zamordowanych przez Heroda.
„W Rama daje się słyszeć lament i gorzki płacz. Rachel opłakuje swoich synów, nie daje się pocieszyć, bo już ich nie ma” – czytamy u Jeremiasza. Ta opowieść z Herodem w roli głównej także nie powinna nas gorszyć. Nasza cywilizacja, ba, nawet nasze chwalone przez wielu państwo, także godzi się na grzech Heroda. Ono także morduje Boga. I to codziennie. Herod zamordował kilkadziesiąt, może setkę dzieci, a w Polsce ginie ich rocznie 500–600, na świecie, także rocznie, 42 mln.
A świat przygląda się temu z obojętnością albo walczy o
„prawo do wyboru”, dzięki któremu matki, ojcowie, lekarze i personel medyczny mogą stać się współczesnym Herodem. I wziąć udział w masowym mordzie.
Nie oszukujmy się, że ta sprawa nas nie dotyczy. My także będziemy z niej rozliczeni. Na Sądzie Ostatecznym, kiedy ci współcześni męczennicy staną przed nami i zadadzą pytanie: co zrobiłeś, bym żył? Ale i w przyszłości, gdy nasze dzieci i wnuki spytają nas, czy brałeś udział w mordzie? Czy ratowałeś życie? Czy byłeś po stronie morderców czy mordowanych? Czy próbowałeś stworzyć miejsce dla przychodzącego Pana w gospodzie,
czy próbowałeś Go przyjąć w postaci tych najmniejszych, czy wybrałeś spokojną obojętność? Milczenie w obliczu zbrodni?
Co możemy zrobić, by ograniczyć skalę tego przestępstwa? Pierwsza rzecz jest absolutnie oczywista. Możemy, musimy się modlić. Za ofiary, za zbrodniarzy, za tych, którzy są na pierwszej linii frontu w walce o życie (ale też przeciwko niemu). Za kapłanów, lekarzy, prolajferów, dziennikarzy, etyków, którzy mają odwagę iść pod prąd. Ale też za Magdalenę Środę czy Kazimierę Szczukę, by Dobry Pan dał im łaskę nawrócenia ku Życiu. Adwent i Boże Narodzenie powinny być czasem szczególnie wzmożonej modlitwy w tej intencji.
Po drugie, nie możemy dłużej milczeć. Mamy obowiązek nie tylko pracować nad zmianą ustawy, ale też nad przemianą opinii publicznej. A do tego potrzebne są nasze słowa, nasze koszulki, nasza odwaga w organizowaniu wystaw i nieustannym przypominaniu o zbrodni, jaka dokonuje się na naszych oczach. I wreszcie kwestia ostatnia.
Musimy sami nawrócić się ku życiu. Odkryć i zrozumieć, że dziecko jest zawsze darem Boga. Jego pochodzenie, stan zdrowia czy miejsce urodzenie (nie wspominając już o liczbie rodzeństwa) nie ma i nie może mieć znaczenia.
I tego na ten czas świąt sobie i Państwu życzę.
Źródło: Gazeta Polska
Tomasz P. Terlikowski