Jako wielki fan filmów science fiction zawsze wysoko stawiałem pierwsze odcinki „Gwiezdnych wojen”. Wśród bajkowych scen i pełnych „mocy” rycerzy toczył się zasadniczy spór dotyczący mieszkańców różnych planet: czy przed zagrożeniami obronić ich może Republika czy też prężne, lecz totalitarne Imperium. Republika okazała się zbyt skłócona i za słabo zorganizowana, by natychmiast zatrzymać Imperium. Jednak Imperium zamiast rozwiązać problemy, stało się jednym wielkim udręczeniem dla planet i ich mieszkańców. Ostatecznie więc przegrało kosztem wielu ofiar i jeszcze większego wysiłku wszystkich kochających wolność.
Czy Państwu ta historia czegoś nie przypomina? To przecież opowieść o ścierającej się tradycji I Rzeczypospolitej i moskiewskiego imperium. Narody I RP długo broniły się przed zagrożeniami, żyjąc we względnym dobrobycie i wolności. Takiej wolności, jaką wtedy potrafiono sobie wyobrazić. Kłótnie doprowadziły do upadku Republiki. Jej miejsce zajęło najpierw imperium carskie, potem bolszewickie i na koniec znowu postbolszewicko-imperialne. To trzy postacie podobnego systemu.
Po raz pierwszy marsz imperium został powstrzymany w 1918 roku, kiedy odrodziły się niepodległa Polska i kilka krajów Europy Środkowo-Wschodniej, i w 1920 roku, gdy czerwoną nawałę rozbito, zatrzymując zajęcie całego kontynentu. Powstrzymano nawałę, lecz nie zniszczono jej. Na Wschodzie do 1939 roku dominowało jednak imperium, a federacja republik nie odrodziła się. Moim zdaniem była to najbardziej długofalowa przyczyna wybuchu II wojny światowej. Po prostu Hitler nie ryzykowałby napadu na Polskę, gdyby nie obietnica wsparcia ze strony Kremla. II wojna światowa zlikwidowała na 50 lat resztki republiki, ale nie przekreśliła marzenia o niej i o wolności. I to marzenie zaczęło się odradzać w 1980 roku. W 1989 roku imperium implodowało, co było powodem jego kolejnego przeobrażenia, tym razem na postbolszewicko-imperialne. Imperium nie przestało zagrażać odradzającym się republikom. Utrzymało też kontrolę nad ich sporymi obszarami: głównie Ukrainą i Białorusią. Ukraińcy od piętnastu lat organizują bunty, by zrzucić dominację imperium i mimo strat ludzkich i terytorialnych odnoszą sukces. Teraz przyszła pora na Białoruś. Słabość Rosji spowodowała, że Łukaszenka zaczął umizgiwać się do Zachodu, a to ośmieliło Białorusinów do buntu. Rosja nie zrezygnuje łatwo z tej swojej ostatniej, dużej europejskiej kolonii. Niemniej cena za otwartą interwencję dla Rosji może być zabójcza. Imperium nie ma już zdolności utrzymania buntujących się Republik, ale ma ciągle wielki potencjał destrukcji. I po to są dzisiaj wojska amerykańskie, by Rosja widziała cenę każdego rodzaju agresji.
Kiedy wspierałem niepodległość Ukrainy, to nie dlatego, że zapomniałem o Wołyniu czy innych zbrodniach ukraińskich nacjonalistów. To wsparcie zawsze wynikało z najgłębiej pojętych polskich interesów. Polska, leżąca w sercu współpracujących ze sobą republik, jest bezpieczna i staje się największym beneficjentem tej współpracy. Polska granicząca z imperium jest stale zagrożona utratą niepodległości i wielkimi ofiarami. Nasz wybór jest więc prosty i wynika nie tylko z rozumu, lecz przede wszystkim z miłości do własnej Ojczyzny.
A co do Rosjan? Może nie będą mieli poczucia kontroli nad innymi narodami, ale korzystając z tradycji republikańskiej, mogliby żyć wreszcie w dobrobycie i pokoju. To już chyba zadanie dla następnych pokoleń.