Pierwszy! Znałem wszystkie pytania na pamięć, mało tego, znam je od lat, nie od środy 17 czerwca 2020 roku. Prawda, że to znamienne, zwłaszcza dla stanu ducha sztabu Rafała Trzaskowskiego, że zamiast rytualnych okrzyków: „wygraliśmy”, „zaoraliśmy”, „zmiażdżyliśmy”, usłyszeliśmy szereg zarzutów dotyczących formuły debaty i samej TVP.
Co do telewizji publicznej pod rządami Jacka Kurskiego, to chętnie się przyłączam do uwag krytycznych. Nie da się tego oglądać bez poczucia niesmaku i obrazy dla ludzkiej inteligencji, ale tym razem TVP nie skrytykuję. Zarzut, że Andrzej Duda znał pytania z debaty, jest zwyczajnie żałosny, ponieważ te pytanie były tak przewidywalne, jak to tylko możliwe. Zresztą główna pretensja, jaką kierowano do TVP, opierała się dokładnie na tym, że banalne pytania uniemożliwiły dyskusję na bieżące tematy. Mamy zatem do czynienia z klasyczną i przysłowiową sytuacją: „Jak nie kijem go, to pałką”. Jednak najbardziej ciekawe pytanie dotyczy czegoś innego. Dlaczego sztab wyborczy Trzaskowskiego tak się skupił na krytyce TVP, zamiast triumfować i ogłaszać zdecydowane zwycięstwo swojego kandydata? Odpowiedź dla Trzaskowskiego jest tak przykra, że nawet „Gazeta Wyborcza” występ swojego ulubieńca w kategorii zwycięzca, przegrany, pominęła. Funkcjonariusze z Czerskiej dyplomatycznie napisali, że zwycięzcy i przegranych nie było. Nie jest to prawda, co w przypadku „GW” nie może dziwić. Przegranym, i to wyraźnym, był Trzaskowski, który po debacie nie odrobił milimetra do Andrzeja Dudy i dlatego tak rozpaczliwie zaplecze propagandowe próbowało skrócić ten dystans za Trzaskowskiego. Ataki na TVP w tych okolicznościach to rozpaczliwa próba odwrócenia uwagi od porażki Trzaskowskiego.