Biskup włocławski Wiesław Mering wydał zakaz przewodniczenia liturgii i głoszenia homilii przez arcybiskupa Jana Pawła Lengę. Nie może on także wypowiadać się dla mediów.
Mam świadomość, że działalność arcybiskupa Lengi może budzić kontrowersje. Jego ostra, często niesprawiedliwa i przesadzona krytyka papieża Franciszka trudna jest do pogodzenia z katolicką ortodoksją, a już na pewno z ortopraksją. A jednak zakaz publicznego sprawowania mszy, spotkań, a także wystąpień medialnych zupełnie mnie nie przekonuje. A to dlatego, że jest klasycznym działaniem pozornym. Dlaczego tak uważam? Nie kwestionuję, że biskup miał prawo wydać taki zakaz. Miał, ale dotyczy on wyłącznie jego diecezji. Tak więc arcybiskup Lenga nie może działać publicznie na terenie diecezji włocławskiej. I tylko tyle. Jeśli więc ktoś próbuje przedstawić ten zakaz jako dotyczący całej Polski, to jest w błędzie. Biskup Mehring ma jurysdykcję na terenie swojej diecezji i jedynie tutaj może zakazywać publicznego działania. Z mediami problem jest nieco bardziej skomplikowany, bo arcybiskup Lenga nie podlega władzy biskupa Mehringa, więc nie bardzo wiadomo, dlaczego właśnie on miałby prawo wydać taki zakaz.
Biskup, także emerytowany – jak arcybiskup Lenga – podlega jurysdykcji papieża, a nie innego ordynariusza. Oczywiście można twierdzić, że to sygnał dla innych biskupów, że mogą podejmować podobne decyzje. To prawda, ale na razie zakaz dotyczy jednej diecezji, a w przypadku mediów raczej w ogóle nie może mieć zastosowania, bo nie bardzo wiadomo, na jakiej podstawie prawnej jest wydany. Wszystko razem wygląda tak, że chciano uciszyć arcybiskupa, którego działalność sieje zamęt, ale bez angażowania w to autorytetu Watykanu. W efekcie wydano dokument, który ma znaczenie jedynie medialne, jest klasycznym działaniem pozornym, pozbawionym mocy prawnej.