Półtora roku temu nadzieja Francuzów, cudowne dziecko polityki, „otwarty” na ludzi Emmanuel Macron został prezydentem Francji. 14 maja 2017 r. został zaprzysiężony na swój urząd przy chóralnych ochach i achach europejskich lewicowo-liberalnych elit oraz wyczekiwaniu Francuzów na zmianę rządów. Minęło półtora roku. Emmanuel Macron zapełnia czołówki gazet niemal tylko w związku z wybuchającymi wokół Pałacu Elizejskiego różnorodnymi skandalami, jego sondaże poparcia spadły na dno, a Francja, co dobitnie pokazały ostatnie wydarzenia, pogrąża się w totalnym chaosie.
„Cudowne dziecko” polityki okazało się tylko wydmuszką elit. Człowiekiem niezdolnym do działania w warunkach kryzysowych, kojarzącym się z… zakupem zastawy stołowej za pół miliona euro. W sumie nie powinno nas to obchodzić, ale zauważyłem pewną asocjację pomiędzy Macronem i jednym z polskich czołowych polityków. Mowa tu oczywiście o Rafale Trzaskowskim, budzącym dziś zachwyt polskiej opozycji prezydencie Warszawy. Jego pierwsze decyzje, pokazujące totalny brak wyczucia, pozwalają mieć nadzieję, że za półtora roku będzie on pośmiewiskiem nie tylko prawej strony sceny politycznej. Tylko stolicy szkoda.