Polityki energetyczna (omówiona w poprzednim artykule) i klimatyczna UE przenikają się wzajemnie. W zakresie „walki z globalnym ociepleniem” wpływają na ceny energii dla gospodarki polskiej, a zatem na całą naszą gospodarkę. Abstrahując od sporu o to czy klimat się ociepla czy nie, oraz czy i jaki jest w tym udział człowieka, taka, a nie inna polityka UE jest faktem, który wpływa na interesy RP i wobec którego Polska zmuszona jest zajmować jakieś stanowisko.
Gra w „ocieplenie klimatu” – interesy stron
W wymiarze unijnej polityki klimatycznej spór dotyczy dekarbonizacji energetyki polskiej i limitu emisji gazów cieplarnianych. Jego przyczyną są interesy ekonomiczne Niemiec (promujących energetykę gazową i odnawialne źródła energii), Francji (promującej branżę jądrową) i Włoch (odnawialne źródła energii - OZE). Energetyka węglowa jest najtańsza, więc by można było ją wyrugować i przejąć rynek należy obciążyć ją kosztami walki z „globalnym ociepleniem”. Rzecz jest naturalnie stokroć bardziej skomplikowana i nie da się jej omówić w jednym akapicie. Ma swój opisany wyżej wymiar ekonomiczny, ma też wewnątrzniemiecki (Merkel w sposób gospodarczo nonsensowny likwidując po katastrofie w Fukushimie niemiecką energetykę jądrową, odniosła sukces polityczny, przejmując tym samym na rzecz CDU elektorat Zielonych), jak również wymiary rosyjski, chiński, amerykański, skandynawski i wreszcie polski.
Wbrew temu, co twierdzi UE, energetyka oparta na OZE nie jest w stanie zrównoważyć utraty miejsc pracy w przemyśle. Oderwane od realiów rynku nagłe odejście od paliw kopalnych to ryzyko utraty pracy przez 24 mln pracowników sektorów energochłonnych w Europie. Stanowi to 10 proc. rynku pracy w starej Unii i aż 20 proc. w Europie Środkowej.
Decyzje z 2014 r. i 2016 r.
UE w na szczycie w Brukseli w 2014 r. zdecydowała, że do 2030 r. ograniczy emisję CO2 o co najmniej 40 proc. względem 1990 r., a udział OZE w całkowitym zużyciu energii wyniesie co najmniej 27 proc. na poziomie całej Unii, z zachowaniem zróżnicowania limitów dla poszczególnych państw członkowskich. Decyzję tę potwierdziła Komisja Europejska w 2016 r. ale ostatecznie próg podwyższono i obecnie obowiązującym celem jest poziom 32 proc. także na poziomie całej UE z dopuszczalnymi różnicami między poszczególnymi państwami. Cel ten może jednak być jeszcze podniesiony w tym samym horyzoncie czasowym roku 2030, najpóźniej w roku 2023. Komisji Europejskiej przyznano ponadto prawo dokonywania okresowych przeglądów sprawdzających, czy kraje członkowskie wdrażają technologie dojścia do nowego poziomu udziału OZE w końcowym zużyciu energii dla całej UE.
Do 2030 r. kraje UE z PKB poniżej 60 proc. średniej unijnej (w tym Polska) będą miały prawo do darmowych pozwoleń na emisję CO2. Przyjęto także podział celu ograniczenia emisji na sektory objęte systemem handlu pozwoleniami (ETS) i takie, które są poza nim. W pierwszym wypadku redukcja na poziomie unijnym ma wynieść 43 proc., w drugim – 30 proc. w odniesieniu do 2005 r. W sektorach poza systemem ETS (rolnictwo, handel i transport) żaden kraj nie będzie mógł zwiększać emisji, a redukcja wyniesie 0–40 proc. Polska bezskutecznie dążyła do zwiększenia emisji w tym sektorze.
Rezultat dla Polski
Szczyt UE 11 grudnia 2008 r., zatwierdził Pakiet klimatyczny 2020, na mocy którego, wprowadzał zasadę 3x20 (do 2020 r. w odniesieniu do poziomu z 1990 r. miała nastąpić redukcja CO2 o 20 proc., 20 proc. energii miało pochodzić z OZE, a efektywność energetyczna miała być podniesiona o 20 proc.). Uzgodniono też ograniczenie emisji w systemie ETS do 21 proc. w odniesieniu do 2005 r.
W 2014 r. na kolejnym szczycie wydłużono horyzont czasowy osiągnięcia zapisanego celu klimatycznego do 2030 r., ale nakazano ograniczyć emisję CO2 do 40 proc. (wzrost zobowiązań o 100 proc.), a udział OZE podnieść do 27 proc. (wzrost o 35 proc.). W sektorze objętym ETS skala redukcji wzrosła do 43 proc. (wzrost o 204,7 proc.). Lata odniesienia (1990 r. dla ogółu i 2005 r. dla ETS) nie uległy zmianie. O efektywności energetycznej nie wspomniano. Warunki finansowe uzyskane wówczas przez Polskę (31 mld zł w puli darmowych pozwoleń na emisję CO2 i – jeśli zgodzi się Europejski Bank Inwestycyjny – 7,5 mld zł – tzn. ok. 469 mln zł rocznie na modernizację energetyki) mają charakter propagandowy, wyliczone bowiem zostały na bazie wskaźników z 2014 r., których wartości w perspektywie 16 lat nie da się przewidzieć. Koszt jednej elektrowni jądrowej o mocy 1000 MW wynosi ok. 4,68 mld euro (nie złotych!). Przyznane rekompensaty w żaden sposób nie pozwolą więc Polsce zastąpić energetyki węglowej, jądrową. Odmienne warunki klimatyczne i geograficzne naszego kraju, od warunków panujących we Włoszech czy w Skandynawii, uniemożliwiają zaś uzyskanie znaczących ilości energii z OZE.
Rola USA i zadania dla Polski
Odbyty w grudniu 2015 r. światowy szczyt klimatyczny w Paryżu, wobec zgody USA i Chin na ograniczenie emisji, wydawał się dodatkowo utrudniać sytuację. Ta zmieniła się jednak rok temu w chwili wycofania przez prezydenta Trumpa Stanów Zjednoczonych z przyjętych ustaleń. Decyzje paryskie w znacznej mierze straciły sens.
Polska w ciągu ostatniego trzydziestolecia dokonała redukcji emisji gazów cieplarnianych o 30 proc. Obecnie dla istotą zadania stojącego przez naszym krajem jest minimalizacja kosztów gospodarczych redukcji emisji CO2 (wszak nikt nie chce emitować zanieczyszczeń, chodzi o zachowanie rozsądnych proporcji, między ochroną środowiska, a wydolnością gospodarczą) i takie oddziaływanie na reguły UE, by nakładane na nas zobowiązania uwzględniały skalę redukcji emisji zanieczyszczeń, osiągniętą przez Polskę w ostatnich 30 latach. Punktem kluczowym jest tu przyjęty jako podstawa obliczeń rok odniesienia. Wynika to z gwałtownego upadku, generującego najwięcej zanieczyszczeń starego przemysłu, co nastąpiło w latach 1988-1990 – tzn. w chwili załamania się komunizmu. Jeśli zatem rokiem odniesienia byłby rok 1988, emisja CO2 w Polsce w 2020 r. byłaby o 34 proc. niższa niż w tymże roku, co wypełniałoby wymogi UE. Gdyby rokiem odniesienia był rok 1990, redukcja wynosiłaby tylko 19 proc., w stosunku do roku 2005, nawet najbardziej optymistyczny scenariusz sprawiłby, że w roku 2020 emisja obniżyłaby się tylko o 3 proc.. Podobne skutki byłyby w odniesieniu do horyzontu czasowego 2030 r. Wokół tej kwestii koncentrowały się dotąd polskie wysiłki negocjacyjne, generalnie rzecz ujmując – bez powodzenia. Lepiej wygląda kwestia wliczania lasów jako pochłaniaczy CO2 do bilansu emisji gazów cieplarnianych. Polska, jako kraj jak na warunki europejskie silnie zalesiony, dysponuje w tym względzie poważnymi atutami.