Mija kolejny tydzień od napaści na kurię biskupią przeciwników ochrony życia, a do tej pory nie słyszałem głosu protestu czy potępienia ze strony środowisk „Tygodnika Powszechnego” i „Więzi”. Wyczuleni na wszelkie przejawy naruszania praworządności, wrażliwi na kwestię stylu i smaku katoliccy intelektualiści nie zdobyli się na krytykę lewackiej burdy pod siedzibą kardynała Nycza. Przypomnijmy: nie była to zwykła, antyklerykalna manifestacja, jakich wiele widziano już na ulicach naszych miast. Tym razem doszło do czegoś bardzo groźnego i dotąd niespotykanego. Kilkudziesięciu demonstrantów z wrzaskiem wtargnęło na teren kurii, zablokowało wejście, łomotało do drzwi, skandując agresywne, antyklerykalne hasła. Niektóre brzmiały jak groźby karalne, wiele to przykłady „mowy nienawiści”. Jak relacjonuje jeden ze świadków: „Gdyby nie śnieg, zamiast śnieżek pewnie leciałyby kamienie”. Niewątpliwie doszło do naruszenia miru domowego, sparaliżowano pracę ważnej instytucji. Ten niestosowany dotąd w konflikcie lewicy z Kościołem rodzaj przemocy przechodzi bez echa. Przypomnijmy – obecność sztandarów ONR w białostockiej katedrze i okrzyki pod murami klasztoru: „Śmierć wrogom ojczyzny!” podczas pielgrzymki kibiców na Jasną Górę wywołały falę oburzenia, listy otwarte, kilkutygodniową wrzawę w mediach. Teraz, wobec napaści antyklerykałów na kurię, sygnatariusze tamtych listów milczą. Mało tego. Nie znalazłem nawet słów wsparcia, solidarności czy wyrazów ubolewania skierowanych do hierarchów. Ksiądz Boniecki wprawdzie napisał, że „było mu przykro”, ale już na stronach „Więzi” Ignacy Dudkiewicz usprawiedliwia agresję: „Manifestując przeciw silnemu, można jednak nieco więcej”, bo przecież „biskupi nie są znowu tacy delikatni i słabi, by trzeba było ich bronić przed manifestacjami”. Brak potępienia i usprawiedliwianie rodzą poczucie przyzwolenia, wręcz zachęcają do eskalacji. Oby nie trzeba było przypominać, skąd pochodziły takie głosy, gdy poleje się krew.