Poseł PO Michał Szczerba rozkręcił kolejną aferę. Rzekomo w tramwaju pobito mężczyznę za lekturę „Gazety Wyborczej”. Bohater tego zdarzenia postanowił zabrać głos. Opowiedział, co naprawdę wydarzyło się owego dnia.
Szczerba alarmował, że tak właśnie wygląda nienawiść w „państwie PiS”. Sprawę podjęła oczywiście „Wyborcza”. Poseł PO w rozmowie z Dorotą Wysocką-Schnepf mówił, jak to teraz zachowuje się społeczeństwo wobec obywateli, tylko dlatego, że trzymają w ręku „GW”.
Nietęgie musieli mieć miny, gdy usłyszeli opowieść „pana Jana”. Oj, nie tak zapewne wyobrażali sobie finał tej historii.
Poseł Platformy Obywatelskiej znany jest z zamiłowania do rozkręcania afer. Wpadł na trop kolejnej. Michał Szczerba opisał mrożącą krew w żyłach historię na swoim Twitterze. Zgodnie z relacją polityka, pewien mężczyzna miał zostać pobity w tramwaju za czytanie „Wyborczej".
Policja twierdzi, że zgłoszenia o takim zajściu nie dostała, nie wiadomo kim jest opisywany przez polityka mężczyzna, ani czy owa sytuacja w ogóle się wydarzyła. A Szczerba tłumaczył się dość zawile.
Zadzwonili do rzekomego poszkodowanego. Mężczyzna opowiedział, że „po prostu było mu przykro” po tym co go spotkało. Dodał, że przestał czytać w tramwaju „GW”.
Zapytano pana Jana jak wyglądało całe zajście. Mężczyzna opowiedział:
Po prostu tłok dosyć duży w tramwaju, kobiety jadące z targu, starsze panie i w pewnym momencie usłyszałem komentarz: „siedzi coś takiego i czyta „Gazetę Wyborczą” i się nie rozgląda, myśli że w salonie jest. Ja wtedy podniosłem głowę i okazało się, że jakaś starsza pani o kuli wsiadła, ja też nie jestem młodzieniaszkiem. Ustąpiłem, ale komentarze były dalej. No to ja mówię, jakbym miał gazetę „Gość Niedzielny” to byłoby w porządku – zapytałem. I zaczęły się epitety, ktoś tam mnie szturchnął i to panie oczywiście, ktoś tam pociągnął i tak to mniej więcej wyglądało
– powiedział.
Jak mężczyzna czuł się w tej sytuacji?
Spowodowało to tylko wściekłość i wysiadłem z tramwaju ze łzami w oczach. Potem się zacząłem śmiać, no bo człowieku, babcie zmusiły cię do wyjścia. Nie było sensu dyskusji dalej. Nikt nie stanął w obronie
– stwierdził.
Pan Jan podziękował za telefon, a poważna rozmowa na temat „takich sytuacji” trwała dalej. A nas śmiech ogarnął.