Zagrożenie sektami jest realne, tysiące młodych ludzi uwikłanych w destrukcyjne kulty porzuciło naukę, rodzinę, często zaginęło.
Anna ma 19 lat. Dwa lata temu zniknęła z domu. Zostawiła kartkę:
"znalazłam sens życia i ludzi, którzy mnie kochają". Rodzice zanalizowali dziwne zachowanie córki: narastającą agresję, dietę ograniczoną do jarzyn, zerwanie z dawnymi przyjaciółmi; uznali, że dziewczyna może być w sekcie. Policja odmówiła pomocy. Anna jest pełnoletnia, a kartka świadczy o tym, że chciała porzucić rodzinę.
- Terminu sekta używać można – czytamy w pracy socjologa Janusza Zawala pt „Co to jest sekta? – dla opisania struktury grupy religijnej lub parareligijnej. Dla otoczenia może być dziwaczna, niezrozumiała, nawet podejrzana, choć w rzeczywistości może nie powodować zagrożenia społecznego.
Często jednak zagrożenie istnieje i to ogromne.
Charyzmatyczni masowi mordercy
Gwatemala, 17 listopada 1987 r. Po południu kongresman Leo Ryan z towarzyszącą mu ekipą opuszcza wioskę Jonestown (nazwa pochodzi od nazwiska Jima Jonesa, założyciela sekty „Dzieci Boga”), skąd przyszła informacja o łamaniu praw człowieka. Na odchodzących spada grad kul. Ginie kongresman, trzech dziennikarzy i uciekinierka z sekty. W kilka godzin później Jones nakazuje swoim wyznawcom wypicie trucizny. Ginie 913 osób, w tym 276 dzieci.
20 marca 1993 r. członkowie sekty „Najwyższa Prawda” (Aum Shinriyo) przeprowadzają atak gazem sarin na metro w Tokio. Ginie 11 pasażerów, a 5000 potrzebuje pomocy lekarskiej. Ofiar byłoby o wiele więcej, gdyby nie błędy w przygotowaniu i rozpyleniu gazu. Grupa przeprowadziła co najmniej 9 ataków biologicznych w Japonii, w tym Pałac Cesarski i na amerykańską bazę wojskową. Aum Shinrikyo działa nadal. Silny oddział tej sekty istnieje w Rosji.
5 października 1994 r. w kilku miejscowościach Szwajcarii i Kanady samobójstwo popełnia 53 członków sekty „Zakon Świątyni Słońca”. Byli nimi ludzie wykształceni, inteligentni, dobrze ustawieni w życiu. Sekta wywodzi swoje pochodzenie od średniowiecznego zakonu Templariuszy, a rytualne samobójstwa mają umożliwić jej członkom podróż do gwiazdozbioru Syriusza. W następnych dwóch rytuałach ginie jeszcze 21 ofiar.
26 marca 1997 r. w miejscowości Santa Fe 39 członków sekty „Heaven’s Gate” (Wrota Nieba) postanawia zdjąć swoje „wirtualne zbroje”, czyli pozbawić się życia. Grupa była wcześniej znana z projektowania udanych stron internetowych. Marshall H. Applewhite „wmówił swoim ofiarom, że śmierć to jedyny sposób na ucieczkę przed zagładą nieuchronnie czekająca ziemię".
W kwietniu 2000 r. doszło do wyjątkowo bestialskich mordów. Policja wykryła, że to liderzy kultu o nazwie „Ruch na rzecz przywrócenia dziesięciu przykazań Bożych” - była prostytutka Credonia Mwerinde i domorosły polityk Joseph Kibwetere z pomocnikami - mordowali swoich wyznawców, gdy głoszone przez nich przepowiednie o rychłym końcu świata okazały się nieprawdziwe.
Większość sekt charakteryzuje się piramidalną strukturą – na czele stoi ktoś podający się za Boga, guru lub jego bezpośredniego reprezentanta - i ma charakter totalitarny: stara się uzależnić wyznawców i mieć nad nimi pełną kontrolę.
"Proszę przyjść do nas i wziąć udział w spotkaniu. Kiedy przeżyjesz – zrozumiesz". To pierwszy krok. Młody człowiek upada w pułapkę. Potem prezentuje się mu obraz świata. Bardzo prosty i wyjaśniający każdy problem. Racjonalne myślenie jest negatywne, demoniczne, nieoświecone. Świat zmierza ku katastrofie i tylko sekta może go uratować. Wszystkie dawne relacje z rodziną, przyjaciółmi, środowiskiem są zakazane – sekta żąda pełnego posłuszeństwa i dyscypliny, bo to jedyna droga do zbawienia. Nie wolno uczyć się czy studiować, bo jedyną prawdziwą wiedzą dysponuje sekta, która przedstawia się członkom jako jedyna, autentyczna rodzina. Członkiem sekty trzeba zostać „od zaraz”. Nie ma czasu do namysłu. Nie ma czasu na refleksję.
Z precyzją służb specjalnych sekty stosują techniki manipulacyjne. Często w sekcie podaje się narkotyki bądź leki psychotropowe, lecz nie jest to konieczne, by liderzy takich grup mogli wpływać na pracę mózgów swoich ofiar. Odpowiednio dobrane ćwiczenia gimnastyczne, kontrola oddechu, postawa medytacyjna, mantry potrafią wywołac odmienne stany świadomości. Wiele relacji osób uratowanych z sekt świadczy też o stosowaniu hipnozy. Psychiatrzy przyznają, że aby manipulować cudzym umysłem, wystarczą dość prymitywne środki – wystarczy wywabić werbowanych na parodniowe sesje, ograniczyć im sen i zasypać nadmiarem informacji. Dla werbowników sekt każde miejsce jest dobre: festiwale, dyskoteki, uliczne imprezy, nawet pielgrzymka…
Sekty mają swoje autorytety – inkarnacje Boga, boskich guru, proroków. Członkowie ulegają im tak bardzo, że nie tylko wydają majątek czy zarobione pieniądze, ale też składają fałszywe zeznania, kradną, mogą się posunąć do zabójstwa. Sekty bazują na podstawowych potrzebach emocjonalnych: przynależności, akceptacji, miłości. Nowy członek szybko odkrywa, że wszyscy słuchają go bardzo uważnie, potakują mu, okazują sympatię i przywiązanie. Technika ta nazywana jest przez psychologów „bombardowaniem miłością”.
Ocalenie
Z sekty można jednak uciec, chociaż jest to ogromnie trudne. Robert wpadł w ruch Hare Kryszna, gdy miał 16 lat. W sekcie spędził 6 lat. Nie skończył szkoły. Podupadł na zdrowiu, gdyż pozwalano mu jeść tylko niektóre warzywa i często musiał pościć. W końcu upadł na ulicy, złamał sobie nos i szczękę, wybił zęby. Lekarze wręcz napadli na rodziców, że doprowadzili chłopaka do takiego stanu, chociaż ci robili, co mogli, by wyciągnąć dziecko z sekty. Tłumaczyli przywódcom sekty, że syn nie ma kondycji fizycznej, ale słyszeli w odpowiedzi, że ruch jest oficjalnie zarejestrowany, a chłopak pełnoletni. Jednak gdy Robert znalazł się w szpitalu – odwrócili się od niego. Nawet tam nie chciał jeść. Dopiero pobyt na oddziale psychiatrycznym coś zmienił. Zaczął przyjmować półpłynne pokarmy, ale minęły dwa lata zanim wrócił do normalności, chociaż ta droga wciąż jeszcze trwa. Kontynuuje terapię, zawód zdobył w szkole specjalnej, a przecież był taki zdolny…
- Zetknąłem się z misją Czai Tani parę lat temu – opowiada Patryk –
zobaczyłem ogromny plakat, który zachęcał do poznania kultury Indii, ale wykłady mówiły tylko o wierze w Krysznę. Połknąłem haczyk. Zacząłem coraz więcej czasu poświęcać misji. Każde zajęcia trwały od 2 do 4 godzin. Opuszczałem lekcję, choć byłem w ostatniej klasie technikum. Musiałem pracować, sprzedając proszek do prania, i wszystko oddawać sekcie.
Wywieziono go z Warszawy, żeby nie miał kontaktu z rodziną. Razem z paroma kolegami mieszkał w lokalu, gdzie nie było ogrzewania, a zimą woda zamarzała w szklance. Gdy ktoś zachorował, nikt nie poświęcał mu uwagi. Guru tłumaczył, że jeżeli szybko nie dochodzi do zdrowia, to dlatego, że dopuszcza do siebie „stare”. Tak Patryk przeżył trzy lata. Pewnego wieczoru, gdy wyjątkowo był sam (członkowie sekty poza miejscem zamieszkania chodzą zazwyczaj parami), przechodził koło Kościoła. Akurat ksiądz celebrował Mszę, zacząłem płakać – opowiada - a potem poprosiłem tego księdza o spowiedź. Coś się we mnie otworzyło. Wiedziałem, że do sekty już nie wrócę, ale nie miałem pieniędzy na bilet do domu. Ten ksiądz mi dał i nakarmił przed drogą. Gdy zobaczyłem rodziców, nie mogliśmy przez długą chwilę nic mówić ze wzruszenia. Z trudem uwierzyli, że odzyskałem rozum.
Sytuacja Patryka jest ciężka. Nie skonczył szkoły, szuka wciąż pracy, stracił kontakt z dawnymi kolegami, ale nie traci nadziei: w końcu jest wolny.
Źródło: niezalezna.pl
Kaja Bogomilska