Wojny oraz epidemie powodują, że tysiące dzieci tracą rodziców i stają się łatwym celem dla przestępców. Ci z kolei cenią sobie nieletnich, którzy nie mają dokąd uciec, nie znają uczucia strachu i w dodatku nie trzeba im płacić. Tania i relatywnie łatwa w obsłudze broń sprawia, że lokalni watażkowie niewielkim kosztem mogą stworzyć swoje prywatne dziecięce oddziały wojskowe.
Dzieci biorące udział w konfliktach zbrojnych nie są zjawiskiem nowym. Już podczas wojny napoleońskiej oraz wojny secesyjnej nieletni byli zaciągani do oddziałów młodzików. W czasie II wojny światowej członkowie nazistowskiej organizacji młodzieżowej Hitlerjugend uczestniczyli m.in. w obronie Berlina, a podczas wojny iracko-irańskiej z powodu olbrzymich strat teokratyczny irański rząd ajatollaha Chomeiniego zdecydował się wysłać tysiące dzieci do walki z wojskami Saddama Husajna.
Nieletni od zawsze pełnili na froncie zróżnicowane funkcje – sprawdzali się w roli posłańców, szpiegów, strażników, majtków okrętowych czy służących, a dziewczynki nierzadko były wykorzystywane seksualnie. Bardzo często dzieci walczyły również ramię w ramię z dorosłymi, a niektóre były zatrudniane do oczyszczania pól minowych. Mimo to dopiero od lat 90. ubiegłego wieku i wybuchu licznych wojen domowych na świecie można mówić o masowym wykorzystywaniu nieletnich w konfliktach zbrojnych.Wykorzystywani jako mięso armatnie
Tak duża liczba dzieci-żołnierzy biorących udział we współczesnych konfliktach zbrojnych wynika z tego, że wojskowym łatwiej jest kontrolować i indoktrynować młode osoby podatne na manipulacje – wyjaśnia w rozmowie z „Codzienną” Jo Becker z organizacji Human Rights Watch (HRW). – Łatwiej jest zastąpić nieletnich niż zawodowych żołnierzy, dlatego dzieci często wykorzystywane są jako mięso armatnie – mówi ekspertka.
Jak wskazuje raport amerykańskiej Rady Stosunków Międzynarodowych, równie częstą przyczyną zaciągania nieletnich do walki jest ich trudna sytuacja rodzinna.
Krwawe wojny oraz epidemie powodują, że wiele dzieci i nastolatków zostaje sierotami, które nie mogą liczyć na pomoc ze strony państwa, automatycznie stając się łatwym celem dla bojowników i przestępców. Ci z kolei cenią sobie nieletnich, którzy nie mają dokąd uciec, nie znają uczucia strachu i którym w dodatku nie trzeba płacić. Tania i relatywnie łatwa w obsłudze broń sprawia, że lokalni watażkowie niewielkim nakładem pieniędzy mogą utworzyć swoje prywatne oddziały bojowe złożone z dzieci.
Większość walczących nieletnich jest wcielana do bojówek siłą. Zdarzają się jednak takie wypadki, w których młodzi ludzie z własnej woli związują się z militarnymi organizacjami, upatrując w nich możliwości podniesienia swojego statusu społecznego czy też szybkiego przypływu gotówki. Innymi motywami pchającymi nieletnich w ramiona terrorystów jest chęć zemsty na swoich katach lub przetrwania w ogarniętym wojną kraju. – Ze zjawiskiem dzieci-żołnierzy najczęściej stykamy się w krajach słabych i upadłych. Tam, gdzie nie ma państwa, a system edukacyjny nie funkcjonuje. Czasami jedyną alternatywą dla dzieci jest dołączenie do zbrojnych band – zauważa Jo Becker.
„Kalifat Jugend”
Tzw. Państwo Islamskie (IS) rekrutuje dzieci, którym następnie zleca nagrywanie egzekucji jeńców IS lub kręcenie filmów propagandowych. Jedynie 3 proc. nieletnich żołnierzy bierze udział w atakach na cywilów, podczas gdy 63 proc. angażuje się w zamachy na obiekty wojskowe. Poza walką zbrojną i przeprowadzaniem samobójczych ataków nieletni są zmuszani do noszenia amunicji, oddawania krwi, a pojmane dziewczynki (głównie jazydki, chrześcijanki i szyitki) są wykorzystywane seksualnie. W ubiegłym roku instytut Combating Terrorism Center przy amerykańskiej Wojskowej Akademii West Point opublikował raport, z którego wynika, że IS werbuje coraz więcej młodych bojowników. Obecnie w szeregach islamskich ekstremistów działa ok. 1500 nieletnich, głównie z Syrii oraz z Iraku.
Dżihadyści upatrują w dzieciach przyszłych kadr kalifatu – wyjaśnia ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych (NCSS) dr Wojciech Szewko.
– Specyfika żołnierzy wykorzystywanych przez IS polega na bardzo dużej profesjonalizacji procesu dydaktycznego. Dzieci posyłane są do szkół będących połączeniem standardowej szkoły koranicznej i obozu wojskowego, w których uczą się od dobrze wykształconych nauczycieli – tłumaczy dr Szewko. – W przeciwieństwie do innych armii i organizacji militarnych wykorzystujących dzieci-żołnierzy nieletni walczący po stronie IS najczęściej są dziećmi bojowników lub sierotami po nich – dodał ekspert NCSS. Szacuje się, że walcząc po stronie IS, zginęło ok. 50–60 tys. islamskich żołnierzy, którzy osierocili setki tysięcy dzieci.
Jak zaznacza Wojciech Szewko, w odróżnieniu od większości dziecięcych armii na świecie nieletni nie są dla dżihadystów jedynie mięsem armatnim, lecz stanowią element projektu ideologicznego, podobnego do oddziałów Hitlerjugend za czasów III Rzeszy. Zdaniem eksperta dzieci stanowią nie tyle siłę bojową, co kadry przyszłego kalifatu, zdolne do odbudowania jego struktur po nieuchronnej utracie przez IS terytorium w Syrii i Iraku.
Haniebny sekret Afryki
Chociaż obecnie odnotowujemy mniej przypadków dzieci-żołnierzy niż w latach 90. ubiegłego wieku i na początku obecnego stulecia, kiedy Liberia, Sierra Leone, Somalia i Kongo były owładnięte wojną, liczby wciąż są niepokojące. 40 proc. wszystkich dzieci-żołnierzy na świecie pochodzi z Czarnego Lądu, głównie z Sudanu Południowego, Nigerii i Somalii – informuje prof. Wiesław Lizak z Uniwersytetu Warszawskiego. Społeczeństwo afrykańskie jest bardzo młode, a osoby przed ukończeniem 24. roku życia stanowią aż kilkadziesiąt procent społeczeństwa, przez co w obecnych konfliktach zbrojnych nieletni mogą stanowić nawet połowę żołnierzy. Sytuację wzmaga również brak kontroli ze strony rządu, wykorzystywany przez terrorystów do rekrutowania dzieci do grup zbrojnych.
– Organizacje fundamentalistyczne zapewne częściej wykorzystują dzieci do zamachów terrorystycznych. Przykładem jest m.in. Boko Haram, które organizuje w Nigerii samobójcze zamachy, wykorzystując nieletnich – mówi prof. Lizak. – Poza tym dzieci grupowane są w bojówki, które mają siać terror wśród przeciwników politycznych oraz zastraszać cywilów. Podobną strategię obrała islamska organizacja Al-Shabab, w której szeregach zgodnie z raportem ONZ-etu walczyło w ostatnich latach ok. 6 tys. nieletnich – dodaje ekspert.
Nieletni przemytnicy kolumbijskiej kokainy
Jednym z wielu przestępstw, jakiego dopuścili się bojownicy partyzanckiej organizacji terrorystycznej Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC), było uprowadzenie i włączenie tysięcy nieletnich do wojny domowej, która od 52 lat pustoszy Kolumbię. Raport Uniwersytetu im. Sergia Arboledy w Bogocie wskazuje, że 47 proc. obecnych bojowników wstąpiło w szeregi organizacji, nie ukończywszy 18. roku życia. – Dzieci stanowią przede wszystkim tanią siłę roboczą, którą wykorzystuje się do pracy w kopalniach lub do przemytu narkotyków, co zapewnia dorosłym bojownikom stałe źródło dochodów – tłumaczy w rozmowie z „Codzienną” ekspert z kolumbijskiej fundacji Pomysły na rzecz Pokoju (FIP) Génica Mazzoldi Díaz.
– Niestety, w oczach nastolatków przynależność do takich grup stanowi szansę na lepsze jutro, a rekruterzy postrzegają ich jako osoby bez rodziny, które nie mają nic do stracenia – wyjaśnia Mazzoldi Díaz. Według danych zebranych przez kolumbijski Instituto del Bienestar Familiar między rokiem 1999 a 2015 w szeregi terrorystów zaciągniętych zostało 5923 nieletnich. Statystyki wskazują, że średnio 33 proc. z nich stanowią dziewczynki.
W marcu ubiegłego roku oddziały FARC zadeklarowały, że zwolnią pojmane dzieci. Jak informuje Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, ostatecznie pierwsza grupa nieletnich opuściła baraki terrorystów 3 marca br. Ze względu na dobro ofiar organizacja nie podaje liczby ani wieku zwolnionych, jednak zapewnia, że w niedalekiej przyszłości przewiduje przyjęcie kolejnych nieletnich zakładników FARC.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#dzieci
#terroryzm
#wojna
Joanna Kowalkowska,Paweł Kryszczak