Niemcy są zaniepokojeni energetycznymi planami Warszawy, która zamierza w najbliższych latach postawić zdecydowanie na energetykę jądrową. Deputowana niemieckich Zielonych, choć twierdzi, że "każdy kraj może samodzielnie decydować o tym, jakie źródła energii będzie wykorzystywać", to jednak zaznacza, że nie dotyczy to energii atomowej.
Jak przypomina "Die Welt", prezydent Andrzej Duda na zorganizowanym pod koniec kwietnia przez USA szczycie klimatycznym zapowiedział odejście Polski od energetyki opartej na węglu i całkowite wycofanie się z używania tego surowca do 2049 r.
Wydawało się, że Polska, która obecnie wytwarza 70 proc. energii elektrycznej z węgla (największy procentowy udział w Europie) i jest uznawana za "grzesznika klimatycznego" w końcu zrozumiała potrzebę transformacji energetycznej - pisze niemiecki dziennik.
Jednak później Duda ogłosił, że nowy miks energetyczny będzie się opierał na "energii jądrowej, odnawialnych źródłach energii i gazie", co przez Berlin zostało uznane za szokującą wiadomość - ocenia "Die Welt".
Niepokój niemieckich polityków wzbudza planowana lokalizacja polskich elektrowni w pobliżu granicy z RFN i obawy o bezpieczeństwo przyszłych polskich reaktorów.
Według analizy zleconej przez frakcję Zielonych w Bundestagu, w wypadku najgorszego realnie branego pod uwagę wypadku w polskiej elektrowni skutkami opadu promieniotwórczego dotknięci zostaną m.in. mieszkańcy Niemiec.
- Każdy kraj może samodzielnie decydować o tym, jakie źródła energii będzie wykorzystywać. (...) Ale w razie wypadku energia jądrowa nie jest już kwestią narodową
- podkreśliła deputowana Zielonych Sylvia Kotting-Uhl, która przewodniczy także parlamentarnej komisji ds. środowiska, ochrony przyrody i bezpieczeństwa jądrowego.
"Die Welt" zauważa, że plany rozwoju energetyki jądrowej cieszą się w Polsce ponadpartyjnym poparciem, w tym części parlamentarnej lewicy i ruchów klimatycznych.
W Polsce, w której rośnie zapotrzebowanie na prąd, atom postrzegany jest jako jedyna realna alternatywa dla węgla i sposób na zmniejszenie emisji CO2. Dodatkowo kraj w żadnym wypadku nie chce być zależny od importu energii z Rosji - podkreśla dziennik.
Chociaż takie myślenie może być obce większości niemieckich decydentów, w Warszawie przedstawiany jako wzór niemiecki model transformacji energetycznej postrzegany jest jako narzędzie polityki siły - ocenia gazeta. Zdaniem strony polskiej podstawowym problemem Energiewende jest oparcie energetyki na źródłach odnawialnych, co wymaga importu gazu - dodaje.
Polska sprzeciwia się rozbudowie gazociągów Nord Stream 1 i 2, postrzegając je jako narzędzie wojny hybrydowej, i podkreśla konieczność uniezależnienia się Europy od dostaw z Rosji oraz związane z nimi niebezpieczeństwa - przypomina "Die Welt".
Jak zauważa gazeta, Polska w przeciwieństwie do Węgier odrzuca również możliwość współpracy z Rosją w rozwoju energetyki jądrowej. Kontrakty na budowę elektrowni dostaną najprawdopodobniej firmy z USA, ale szansę na współpracę z Polską w tej dziedzinie widzi również Francja - opisuje dziennik.
- Wydaje się, że obok Nord Stream 2, groźby dochodzenia przez Warszawę reparacji wojennych, demontażu państwa prawa pojawia się kolejny konflikt: rozpoczynający się polsko-niemiecki spór o energię jądrową
- konkluduje "Die Welt".