1 marca 2017 r., obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Środowiska patriotyczne organizują wystawy, rekonstrukcje i marsze, które odbywają się nawet w najmniejszych miejscowościach. To nie podoba się spadkobiercom komuny, którzy nawet za cenę kłamstwa chcą zohydzić pamięć o tych, którzy ginęli w kazamatach stalinowskiej bezpieki. Przez część mediów przelewa się fala nienawiści wobec Wyklętych.
„Jak to się stało, że jest o nich głośno?” – zastanawiał się na głos na przystanku autobusowym 30 maja 2014 r. jeden z uczestników pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego, na którym pojawili się młodzi ludzie z wizerunkami Żołnierzy Wyklętych. „
Przecież wyrzuciliśmy ich z historii, nikt nie miał prawa o nich publicznie mówić, nie mieli swoich grobów. Miało ich nie być” – kontynuował starszy mężczyzna, zwracając się do swojego towarzysza, z którym czekał na autobus. Ta scena, zaobserwowana przez dziennikarkę „Gazety Polskiej”, pokazuje, że ludzie komuny przegrali bitwę o pamięć. Gdy 7 lat temu sejm przyjął inicjatywę śp. prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, chyba nikt wówczas nie przypuszczał, że będzie to miało taki odzew.
Bohaterska sanitariuszka
Jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci jest Danuta Siedzikówna ps. Inka, sanitariuszka i łączniczka V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Aresztowana w lipcu 1946 r., po ciężkim śledztwie została skazana na śmierć przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku. Szczątki „Inki”, pochowane pod chodnikiem gdańskiego cmentarza, odnalazła ekipa prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Razem z bohaterską sanitariuszką komunistyczni oprawcy pogrzebali ppłk. Feliksa Selmanowicza ps. Zagończyk, dowódcę patrolu bojowo-dywersyjnego V Wileńskiej Brygady AK. 28 sierpnia 2016 r., w rocznicę zamordowania „Inki” i „Zagończyka”, w Gdańsku odbył się ich uroczysty pogrzeb, który był jednocześnie ogólnonarodową manifestacją pamięci. Jej wyrazem są również powstające w kolejnych miastach pomniki „Inki”.
Jeden z nich stanie w Gruszkach, nieopodal Guszczewiny, gdzie urodziła się Danuta Siedzikówna.
– Nie wyobrażałem sobie, by nie uczcić pamięci „Inki”, dziewczyny związanej z Puszczą Białowieską. Jej ojciec był leśniczym, a ona urodziła się zaledwie 800 m od obecnej siedziby nadleśnictwa Browsk. Chcemy przywrócić jej pamięć i godność na tym terenie, bo muszę z przykrością powiedzieć, że ta pamięć w niektórych środowiskach jest nadal hańbiona – mówi "Gazecie Polskiej" Andrzej Nowak, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, przewodniczący komitetu honorowego budowy pomnika.
Zostanie on uroczyście odsłonięty na przełomie maja i czerwca tego roku.
– Będzie to pełna postać „Inki”, jej realny wizerunek. Chcemy też zrewitalizować park, gdzie stanie pomnik; znajdą się w nim tablice upamiętniające leśników, Żołnierzy Wyklętych, którzy walczyli z czerwoną nawałnicą. Będzie to nasz park historii, park pamięci – podkreśla nadleśniczy Robert Miszczak z nadleśnictwa Browsk.
Czarne legendy
Ataki na Żołnierzy Wyklętych przybierają na sile w okolicach ich święta – krucjatę nienawiści rozpoczęła lata temu „Gazeta Wyborcza”. Teksty, które publikował dziennik Adama Michnika, pokazują, jak nadal Niezłomni są zagrożeniem dla środowiska elit wyrosłych z nadania Stalina. To właśnie te „elity” tworzą czarne, nieprawdziwe legendy, które – niestety – powtarzają ludzie nieznający faktów.
Klasycznym przykładem jest historia Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych, którą rewelacyjnie opisała Elżbieta Chrezińskia w książce pt. „Legion”, wydanej w 2013 r. przez wydawnictwo Zysk i S-ka.
Mieli być wyklęci. Okazali się zwycięscy. Walcząc z Sowietami i Niemcami, dawali dowody, że państwo polskie trwa – karze przestępców, likwiduje zdrajców, chroni ludność i przygotowuje kadry dla niepodległego kraju. Byli solą tej ziemi, wyrośli w polskich lasach – liczyli tylko na siebie. Nie mieli broni ani z Londynu, ani z Moskwy. Ich jedynym orężem była odwaga. Generał Patton przywitał ich słowami: "Na Boga, powinniśmy podrzeć te cholerne, podłe porozumienia z Sowietami i ruszyć prosto na wschodnie granice” – pisał wydawca w charakterystyce książki, po której wydaniu szarżę rozpoczęła „GW”. Na jej łamach m.in. dr hab. Rafał Wnuk, wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, bezpardonowo zaatakował żołnierzy Brygady.
Podobny, a być może nawet większy atak został skierowany na Romualda Rajsa ps. Bury, twórcę III Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, o którym kilka tygodni temu na łamach „Gazety Polskiej” Dariusz Jarosiński
pisał, że czarna legenda „Burego” jest tworzona z premedytacją i w celu dyskredytacji całego podziemia niepodległościowego.
Protesty
Romuald Rajs jest przedstawiany jako „morderca białoruskich furmanów”, co nie jest prawdą.
Faktem jest, że kierował akcjami zbrojnymi na terenie powiatu Bielsk Podlaski, w wyniku których śmierć ponieśli mieszkańcy wsi, jak Zaleszany, Wólka Wygonowska, Zanie, Szpaki. Trzeba więc wyjaśnić, iż "Bury" podejmował walkę w ramach ogólnopolskiego powstania antykomunistycznego, w której drugą stroną byli Sowieci i komuniści, do których należeli zabici mieszkańcy wymienionych wsi. Za wolnej Polski byli oni działaczami i współpracownikami Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi deklarującymi chęć oderwania Podlasia i Białostocczyzny od Macierzy, by włączyć te polskie ziemie do Związku Sowieckiego. Za sowieckiej okupacji ci sami ludzie byli współpracownikami sowieckiego kontrwywiadu wojskowego Smiersz (Smiert’ Szpionam) oraz NKWD ścigającego "wrogów władzy radzieckiej” – pisali rok temu historycy w liście otwartym opublikowanym w „Naszym Dzienniku”. W dalszej części listu czytamy:
Niektórzy obserwatorzy powołują się na opinię prokuratorów z białostockiego oddziału IPN jako dokument przesądzający o winie kapitana "Burego". Trzeba zaznaczyć, iż w cywilizacji łacińskiej akt oskarżenia nie jest w żadnym razie równoznaczny z wyrokiem.
– „Bury” jest postacią tragiczną. Aresztowany przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, po wielomiesięcznym śledztwie został stracony, a miejsce jego pochówku jest nieznane. W sprawie furmanów wiemy tak naprawdę niewiele. Nie znamy rzeczy podstawowych; nie znamy liczby ofiar. W 1995 r. zapadł wyrok Sądu Wojskowego unieważniający wyrok skazujący „Burego” na śmierć w 1949 r. W uzasadnieniu napisano, że działalność „Burego” była związana z odzyskaniem niepodległego bytu państwa polskiego – mówi "Gazecie Polskiej" Piotr Łapiński z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
– Sąd zajął się także sprawą śmierci białoruskich furmanów. Sąd wojskowy uznał, że „Bury” działał w stanie wyższej konieczności – dodaje Piotr Łapiński.
Przeciwko dyskredytacji Romualda Rajsa, tym razem przez środowisko prawicy, po artykule Piotra Zychowicza w „Do Rzeczy”, zaprotestował wnuk „Burego” Arkadiusz Rajs, który skontaktował się z portalem niezależna.pl. Poruszył m.in. sprawę prowadzonego przez IPN śledztwa, na które w swoim tekście powołuje się Piotr Zychowicz.
– Kuriozum jest również stwierdzenie: „Po latach IPN uznał, że czyny kpt. Rajsa »nosiły znamiona ludobójstwa«” . To kłamstwo – nie IPN, lecz prokurator Olszewski z białostockiego oddziału IPN. Co więcej, jest to opinia ze śledztwa, które nie zostało ukończone (notabene prowadzone nierzetelnie). Nie jest to stwierdzenie w żaden sposób wiążące. Prawomocny wyrok Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego z 1995 r. mówi co innego. Żołnierze podziemia antykomunistycznego byli niezłomni. To źli ludzie i zbrodniczy system zrobili z Nich Żołnierzy Wyklętych
– podkreślił Arkadiusz Rajs.
Materiał pt. „Kto się boi Żołnierzy Niezłomnych” ukazał się w programie „Koniec systemu”, który jest emitowany w każdy wtorek o godz. 21:30 na antenie Telewizji Republika, powtórki środa 11:20 oraz sobota 9:20. Archiwalne odcinki tego programu można obejrzeć na Facebooku na stronie Koniec Systemu
Źródło: Gazeta Polska
#Żołnierze Wyklęci
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Jacek Liziniewicz,Dorota Kania