Rosyjskiej agresji nie powstrzyma się apelami. Jak widać, machiny wojennej nie powstrzyma się też sankcjami. Musimy więc dążyć do odstraszenia Rosji przez zwiększony potencjał NATO - mówi w wywiadzie dla portalu niezalezna.pl były minister spraw zagranicznych, dziś europoseł Prawa i Sprawiedliwości Witold Waszczykowski.
Aleksander Mimier, niezalezna.pl: Przy udziale polskich liderów doszło do precedensu w Białym Domu. Oprócz polskiego odpowiednika Joe Bidena, prezydenta Andrzeja Dudy, w spotkaniu udział wziął również premier Donald Tusk. Kto i po co zainicjował taki skład?
Witold Waszczykowski, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, były minister spraw zagranicznych: Rzeczywiście to nietypowa wizyta, bez precedensu. Amerykańscy prezydenci głównie przyjmują prezydentów, z wyjątkiem tych państw, gdzie są układy rządowe kanclerskie, gdzie premier jest głównym egzekutorem polityki. Tak jest na przykład w Niemczech, gdzie prezydent ma władzę symboliczną.
Zaproszenie tej dwójki polityków powoduje pewną konfuzję dla analityków i obserwatorów, jest też podłożem szeregu spekulacji. W mojej opinii to pomysł ambasadora Marka Brzezinskiego. Uznał, że w obecnej sytuacji międzynarodowej trzeba spotkać się z Polską. Wiadomo, że w naszym kraju prezydent ma bardzo dużo do powiedzenia w kwestiach wojskowych, bezpieczeństwa, w relacjach z NATO i w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Oczywistym jest więc, że to główny interlokutor, ale biorąc pod uwagę sympatie ambasadora, dokoptowano Donalda Tuska, jako rzekomego przedstawiciela powrotu do demokracji.
Niedługo po spotkaniu w Białym Domu, premier Tusk poinformował o rychłym szczycie Trójkąta Weimarskiego. „Sytuacja jest trudna, nie ma co ukrywać” - przekazał. Kilka dni wcześniej pisał „przedwojennej epoce”. W społeczeństwie narastają coraz większe obawy.
Tusk jeszcze bardziej zagmatwał sytuację, bo poza przywołanymi przez pana faktami, podczas spotkania z prezydentem Joe Bidenem polski premier powiedział, że „Polska nie jest bezpośrednio zagrożona”. Publicznie przyznał, że nie należy podkręcać histerii. On w tej chwili jest źródłem zamieszania. Powinien uzgodnić z prezydentem (Andrzejem Dudą -red.) jednolity przekaz.
Ta wizyta została perfekcyjnie zorganizowana. Prezydent uzmysłowił w Kongresie, ile Polska wydaje na zbrojenia pokazując, jak ważnym jest sojusznikiem. Spotkał się z prezydentem Joe Bidenem. Odbywa wizyty w elektrowni atomowej i w jednostce wojskowej. W drodze powrotnej zatrzyma się w Brukseli na spotkanie z sekretarzem NATO. To wszystko koliduje z rozchwianym przekazem Tuska. Z jednej strony narzeka na sytuację, po czym równoważy wizytę w Stanach Zjednoczonych z Trójkątem Weimarskim, który - w dziedzinie bezpieczeństwa - nie ma wiele do powiedzenia. Z drugiej strony mówi, że Polska nie jest zagrożona. To było pewne wahnięcie w tej wizycie.
Szerokim echem odbił się apel prezydenta Andrzeja Dudy o zwiększenie nakładów na obronność każdego państwa Sojuszu do poziomu 3 proc. PKB. Jaka jest szansa na realne skutki takiego apelu?
Uważam, że prezydent Duda jest jednym z nielicznych polityków w NATO, który ma prawo i obowiązek podnosić kwestię zwiększenia wydatków. Ten apel jest wiarygodny ze względu na to, ile Polska wydaje. Oczywiście w NATO te procesy trwają długo więc jeden apel nie przyniesie natychmiastowej decyzji. Prezydent dziś rzuca hasło, które będzie dyskutowane w miarę trwającej rosyjskiej agresji, albo - nie daj Boże - eskalacji na inne kraje.
Rosyjskiej agresji nie powstrzyma się apelami. Jak widać, machiny wojennej nie powstrzyma się też sankcjami. Musimy więc dążyć do odstraszenia Rosji przez zwiększony potencjał NATO. Apel prezydenta będzie rozpatrywany w najbliższych miesiącach. Część polityków już to popiera; w Polsce na przykład były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Znów jednak dziwi wydziwianie Tuska, że „może inaczej”, że „nie ma klimatu”…
Nie tylko na Polsce spoczywa ciężar obrony NATO. Tusk, który w tej chwili siedzi na kasie polskiego budżetu, powinien być zainteresowany apelem prezydenta, aby inni również przyłączyli się do obrony NATO.
Apel prezydenta o wzmocnienie militarne Sojuszu to coś, czego żaden zachodni lider nie zakwestionuje. Jednocześnie to też puszczenie oczka do kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, który ostatnio - bardziej radykalną figurą retoryczną - apelował dokładnie o to samo.
Ma pan absolutną rację. Wypowiedzi Donalda Trumpą są wykoślawiane od maja 2017 roku. Wówczas uczestniczyłem w NATO-wskim mini-szczycie w Brukseli. Tam prezydent Trump zbeształ Niemcy i Francję. Już wtedy jego słowa tłumaczono w Europie jako chęć odwrócenia się od NATO. Jego wypowiedzi nie oznaczają, że Ameryka nie będzie bronić cywilizacji Zachodu. Oznaczają tyle, że konsekwentnie, od początku swojej prezydentury, dyscyplinował bogatą Europę, szczególnie zachodnią, aby wzięła na siebie część kosztów za obronę.
Prezydent Trump i jego akolici zwracali uwagę, że przez kilkadziesiąt lat Europa korzystała z parasola atomowego i olbrzymiej obecności wojskowej Stanów Zjednoczonych, przez co mogła poświęcić się budowie welfare state (państwo dobrobytu -red.). Dziś Trump chce bardziej sprawiedliwego rozłożenia wydatków na obronność. To Europie się nie podoba, szczególnie kręgom lewicowo-liberalnym, które chciałaby zabezpieczyć bezpieczeństwo przy współpracy z Rosją. To jest mrzonka. Trump o tym wie, my o tym wiemy.
To oczywiście nie znaczy, że my bezrefleksyjnie popieramy Trumpa. Oznacza tyle, że dostrzegamy podobieństwo w myśleniu.
Europa musi wydawać więcej pieniędzy i współpracować z Ameryką, jeśli chce zapewnić bezpieczeństwo. Mamy doświadczenie I i II wojny światowej, zimnej wojny… Europa nigdy nie rozwiązała żadnego konfliktu na swoim kontynencie. Dzisiaj w konflikcie Izrael-Palestyna w nowej odsłonie Unia Europejska nawet się nie wychyla, aby cokolwiek tam zrobić, poza dostarczaniem pomocy humanitarnej. Z historii wiemy, że szukanie alternatyw do NATO to mrzonka. I to myślenie łączy nas z Amerykanami.
W wywiadzie dla Telewizji Republika prezydent Duda powiedział: „każdy kto ma odrobinę zdrowego rozsądku i orientacji w naszej historii o tym doskonale wie, że byliśmy państwem, gdzie rosyjskie służby hulały jak chciały przez 40 lat. Nie ma tego następstw dzisiaj, naprawdę? Nie ma rosyjskiej agentury wpływu w Polsce? Jest ogromna. I spotykamy się z tym wielokrotnie, na wielu płaszczyznach i na wielu poziomach”.
W Polsce od dwustu pięćdziesięciu lat mamy rywalizację dwóch stronnictw. Jedno z nich mówi, że Polska ma wystarczająco siły, zasobów, woli i determinacji, aby była krajem niepodległym, suwerennym i znaczącym.
Drugie stronnictwo mówi: „nie, nie poradzimy sobie sami; musimy się na kimś oprzeć”. I tutaj mamy dwa podstronnictwa - jedni wskazują na Niemcy, inni na Rosję. Jak pan prześledzi dwa wieki, łatwo pan odpowiednio przyporządkuje do konkretnych stronnictw Piłsudskiego, Dmowskiego, KPP, PZPR, PiS czy PO.
W Polsce jest potężna grupa ludzi - nie tylko polityków - myślących: „jak byśmy żyli w zgodzie z wielką Rosją to Polska byłaby krajem mlekiem i miodem płynącym”. Zapewniam, że na każdym spotkaniu poselskim zawsze znajdzie się człowiek, który to podniesie. Stare sympatie prorosyjskie, probolszewickie dalej są.
Jest to potworny i szkodliwy mit. W Rosji na temat Polski panuje stare stwierdzenie: „kurica nie ptica, Polsza nie zagranica” (kura nie jest ptakiem, a Polska nie jest zagranicą -red.). Oni nigdy nie zaakceptują Polski jako partnera. Zawsze będą chcieli Polskę podporządkować, bo im jest potrzebna współpraca z Niemcami. To klucz do panowania w Europie. Rosyjsko-niemieckie kondominium to dla Kremla klucz do panowania w Europie.
Jest część społeczeństwa w Polsce, która tę narrację powtarza. Proszę porozmawiać z PSL-owcem, który wysyła jabłka, ziemniaki, ogórki czy mięso do Rosji. Jemu polska polityka niepodległościowa bardzo przeszkadza.
Proszę porozmawiać z platformersami, którzy uważają, że Polska może się rozwijać w symbiozie z Niemcami. Zapewniam, że jedyne, czego potrzebują nasi zachodni sąsiedzi, to Rosja i jej zasoby energetyczne.
Stąd właśnie przed laty wziął się prorosyjski reset, aby wkupić się w łaski niemieckie. Trzeba było udowodnić spolegliwość, brak wrogości wobec Rosji.
Dzisiejsza agresja przytłumiła to myślenie. Tylko przytłumiła.