Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Wstrząsająca relacja z zatrzymania urzędniczki KPRM. Bodnarowcy działają bez skrupułów

Dwie kamery były zainstalowane w celi, plus jedna kamera w toalecie. Gdy korzystałem z natrysku, który przysługiwał mi dwa razy w tygodniu, to funkcjonariusz stał obok. Byłem zdumiony - opowiedział na antenie Telewizji Republika Marek W. zatrzymany w śledztwie dotyczącym rzekomych nieprawidłowości w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Mężczyzna w środę wyszedł na wolność. W areszcie nadal jednak przebywa jego żona, choć wypuszczono już głównego podejrzanego w sprawie.

Marek W.
Marek W.
zrzut ekranu - Telewizja Republika

Mimo wypuszczenia z aresztu głównego podejrzanego w śledztwie dotyczącym rzekomych nieprawidłowości w RARS, za kratami nadal przebywa urzędniczka Anna W. Ją i jej męża pozbawiono wolności, choć bez opieki pozostały jej dzieci, z czego syn ma zdiagnozowaną Zespół Aspergera. Więcej o sprawie pisaliśmy w poniższym tekście.

W środę na wolność wyszedł mąż urzędniczki - Marek W. W piątek mężczyzna gościł w studio Telewizji Republika, gdzie opowiedział o wstrząsającym przebiegu zatrzymania. 

"Nastąpiło to pod koniec stycznia, była środa. O godzinie 6. z minutami ktoś zapukał do drzwi. Żona pobiegła otworzyć i od tego momentu zaczęło się przeszukanie i wręczenie informacji,, że jesteśmy zatrzymani"

– mówił.

W czasie, gdy małżeństwo było zatrzymywane, dzieci ze strachu udawały, że śpią. Służby kompletnie nie przejęły się ich losem, a przypomnijmy - jedno z nich ma poważną dysfunkcję. - To polega generalnie na tym, że dziecko musi być pod stałą opieką rodziców, wychowawców i terapeutów. Nie powinno się stresować - przede wszystkim - i ta sytuacja źle wpłynęła na dziecko. No i tutaj cały ten dramat tej sytuacji na tym polegał - opowiadał mężczyzna.

"Nas wyprowadzono z domu po kilku godzinach przeszukań i konfiskaty dokumentów i nośników. Były dwie ekipy - jedna ekipa się zajęła małżonką, druga mną. Dziećmi się nikt nie zajął. Pertraktowaliśmy, co w tej sytuacji z dziećmi - było na początku powiedziane Izba Dziecka, czy jakiś tam opieka zastępcza. No niestety, takie były pierwsze pomysły - żeby zabrać"

– powiedział.

Mężczyzna przyznał, że razem z żoną byli zdumieni sytuacją. Spodziewał się, że przez współpracę jego małżonki z byłym premier mogą zostać wezwani na przesłuchanie. Ale zamiast tego służby wtargnęły do ich domu.

"Byłem zdumiony, czemu ja jestem winien, jako małżonek. Teraz to już zrozumiałem, że to było uderzenie w rodzinę. To jest element walki politycznej"

– zaznaczył.

Dodał, że ostatecznie dziećmi zaopiekował się szwagier. Ale on jednak nie był przygotowany do opieki nad dzieckiem z Zespołem Aspergera. Gość Republiki podkreślił, że w przypadku syna najważniejszą osobą jest jego matka.

"Pamiętam taką sytuację z jakiegoś wczesnego okresu edukacji, gdy pani wychowawczyni wezwała mnie i powiedziała: niech pan dba o małżonkę. Gdy pytałem, dlaczego, odpowiedziała: "jeśli coś stanie się jego matce, to pana syn tego nie przeżyje"   

– powiedział.

Po aresztowaniu małżeństwo zostało odizolowane. - Dbano o to, żebym nie miał kontaktu z żadną osobą, która nie jest pracownikiem aresztu. Kiedy wychodziłem na spacer, który mi przysługiwał na godzinę, pilnowano tego, żebym się z żadnym więźniem nie mijał. Dopiero, jak wszyscy zeszli z drogi, to mogłem przechodzić. Była pełna izolacja, nie wiem, czemu to miału służyć - opowiedział, dodając, że traktowano go jak niebezpiecznego więźnia.

"Dwie kamery były zainstalowane w celi, plus jedna kamera w toalecie. Gdy korzystałem z natrysku, który przysługiwał mi dwa razy w tygodniu, to funkcjonariusz stał obok. Byłem zdumiony"

– powiedział.

Przyznał, że nie ma możliwości skontaktować się z żoną, ma ona tylko kontakt z adwokatem. Przypuszcza jednak, że jest traktowana tak samo. 

Podkreślił, że jego żona wciąż siedzi w areszcie, mimo że nigdy nie pracowała w RARS.

 



Źródło: niezalezna.pl

#RARS #Paweł SZ #bodnarowcy