8 września na oddziale covidowym w Kamieńcu Podolskim walkę z wirusem przegrał 51-letni ojciec Alojzy Kosobucki. Paulin był znany i kochany nie tylko wśród swoich parafian i miejscowych katolików, lecz także na całym Podolu, gdzie aktywnie działał na rzecz renowacji kościołów, zabytków i zachowania śladów polskości. 13 września w kościele pw. św. Mikołaja w Kamieńcu Podolskim z żalem i smutkiem po takiej stracie dla Kościoła, Polski i Ukrainy żegnały go tłumy wiernych, przyjaciele i przedstawiciele władz polskich oraz służb mundurowych.
13 września był bardzo gorącym dniem na Podolu. Już od wczesnego ranka wierni gromadzili się przy wystawionej trumnie, otoczonej wiązankami kwiatów, zniczy, przy której widniał Krzyż Komandorski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej, pośmiertnie przyznany zmarłemu paulinowi przez prezydenta Andrzeja Dudę. Na trumnie zdjęcie uśmiechniętego ojca Alojzego – człowieka na wskroś dobrotliwego i pełnego pokory, któremu przyszło żyć w ciężkich czasach sowieckich i trudnych trzech pierwszych dekadach niepodległej Ukrainy.
Życie ojca Alojzego, jego rodziny, to niejako w pigułce los Polaków na południowo-wschodnich Kresach, szczególnie tej części, która nie miała szczęścia znaleźć się w granicach II Rzeczypospolitej. „Ja was przepraszam, panowie, tak nie miało być” – miał powiedzieć Józef Piłsudski, gdy ponad milion Polaków został po drugiej stronie granicy polsko-sowieckiej w latach 1920−1939, i to oni stali się pierwszymi ofiarami czystek etnicznych i wywózek do Kazachstanu w czasie tzw. operacji polskiej NKWD pod koniec lat 30. Rodzina Kosobuckich była dotkliwie represjonowana w czasach stalinizmu, ale tak jak wielu Polaków na Ukrainie przechowała pamięć o swoim pochodzeniu i wyznaniu.
Ojciec Alojzy urodził się jako Leon Kosobucki w 1969 r. w Szepietówce na historycznym Wołyniu (dzisiaj obwód chmielnicki). Wraz z siostrą bliźniaczką w miarę możliwości, jakie istniały w sowieckich realiach, praktykował rzymsko-katolickie wyznanie oraz pielęgnował polskość. Na szczęście młody Leon uniknął losu wielu polskich przyszłych duchownych mieszkających w Związku Sowieckim i nie został wysłany do Afganistanu okupowanego przez Armię Czerwoną. Sowieckie władze bowiem wychodziły z założenia, że droga do seminarium musi wieść przez okupacyjne kontyngenty, i tu, szczęście w nieszczęściu, choroba i zły stan zdrowia przyszłego kapłana uniemożliwiły dłuższy pobyt w sowieckim wojsku.
W 1988 r. Leon Kosobucki przyjechał na Jasną Górę i to doświadczenie zmieniło jego życie. W rodzinne strony Leon wracał już jako ojciec Alojzy, paulin, a dzięki zmianom politycznym w ZSRS uzyskał możliwość wyjazdu na studia do seminarium w Rydze na Łotwie, a później w Krakowie. W 1995 r. otrzymmał święcenia prezbiteriatu w Satanowie na Podolu, a w 1997 r. uzyskał od generała zakonu upoważnienie do prowadzenia rozmów z ukraińskimi władzami państwowymi w sprawie przejęcia ruin kościoła pw. św. Mikołaja i klasztoru podominikańskiego w Kamieńcu Podolskim, w którym od 1998 r. zakonnik pracował z przerwami aż do swojej przedwczesnej śmierci.
„Obok Maryi jego drugą miłością była Polska” – tak żegnali bracia paulini z Jasnej Góry ojca Alojzego. I rzeczywiście, zakonnik był Polakiem z Kresów, a więc zapalonym patriotą, aktywnie wspierał i organizował pomoc dla swoich parafian (Polaków i Ukraińców), dbał o zachowanie naszych wspólnych miejsc pamięci, których jest pełno na ziemi podolskiej. Działania ojca Alojzego nie były skupione tylko na przeszłości i historycznym dziedzictwie – lecz także dzięki spotkaniom, wycieczkom, wykładom i opowieściom zakonnika polscy turyści w Kamieńcu Podolskim dotykali świadectwa minionych lat ku pokrzepieniu serc. Paulin doskonale sobie zdawał sprawę ze współczesnych zagrożeń dla chrześcijaństwa, polskości i cywilizacji zachodniej – i często dawał temu wyraz.
Po 2015 r. głos ojca Alojzego zaczął docierać do warszawskich kół parlamentarnych, a rząd Prawa i Sprawiedliwości wiedział, że w odległym Kamieńcu Podolskim jest paulin, z którym można współpracować na rzecz pomocy dla Kresów. Ojciec Alojzy, mieszkając poza granicami Polski, nigdy nie wyparł się polskości na dodatek płacił za nią bardzo wysoką cenę przez całe życie. Nigdy nie starał się o polski paszport, co bardzo ułatwiałoby przekraczanie granicy, bo uważał, że byłoby to niestosowne wobec Ukrainy. – Był Polakiem z Ukrainy – tak wspominał przyjaciela działacz opozycji antykomunistycznej i organizator wyjazdów oraz akcji pomocy dla Kresów Wschodnich Jarosław Gabryelczyk. − Mieliśmy tyle planów, tyle do zrobienia w Chocimiu, Żwańcu czy tutaj w Kamieńcu, ale najpierw pojawiła się pandemia, a teraz nastąpiła ta tragedia – żalił się Gabryelczyk.
Przed godz. 12 kościół pw. św. Mikołaja był już wypełniony po brzegi, podobnie uliczka prowadząca do świątyni. To tutaj zaledwie trzy–cztery tygodnie temu, gdy byłem w Kamieńcu z harcerzami, witałem ojca Alojzego, tutaj żegnaliśmy go, gdy wyjeżdżaliśmy. Ojciec Alojzy dwa dni po naszym wyjeździe trafił do szpitala. Wcześniej w szpitalu znalazł się ojciec Walery, który też zmarł w wyniku zarażenia się koronawirusem. Z trzech paulinów dwóch nie przeżyło infekcji COVID-19. Trzeci z nich dzięki jednej dawce szczepionki przeszedł chorobę i wrócił do pracy w klasztorze.
W uroczystościach pogrzebowych oprócz rodziny i wiernych wzięła udział delegacja przybyła z Polski, na czele z szefem KPRM, ministrem Michałem Dworczykiem i pełnomocnikiem rządu do spraw Polonii i Polaków za granicą Janem Dziedziczakiem. Obecni byli również przedstawiciele Rzeczypospolitej Polskiej na Ukrainie, w tym ambasador Bartosz Cichocki oraz konsulowie RP. Ponadto przybyły delegacje Służby Leśnej, policji, Straży Miejskiej, Służby Więziennej, straży pożarnej, a także harcerze Rzeczypospolitej Polskiej. Pojawiły się również media. Uroczystościom przewodniczył ordynariusz diecezji kamieniecko-podolskiej bp Leon Dubrawski wraz paulinami i przedstawicielami innych zakonów oraz księży diecezjalnych na Ukrainie i przybyłych z Polski. Byli też przedstawiciele Kościoła prawosławnego. Pomimo upału i ścisku nie było omdleń czy zasłabnięć, chociaż msza trwała ponad trzy godziny. W czasie nabożeństwa wierni zaczęli chóralnie wołać: „Santo subito!”.
I rzeczywiście zdaniem parafian, jak też przyjaciół ojca Alojzego życie i praca paulina nosiły znamiona świętości. W przemowach pożegnalnych nie brakowało świadectw jego codziennych cnót i słów uznania dla jego dokonań. Na twarzach duchownych widać było łzy wzruszenia i czysto ludzki żal, że taki człowiek, taki brat w kapłaństwie, opuścił nas nazbyt wcześnie, i to w tak trudnych, niepewnych czasach. Na koniec uroczystości trumna z ojcem Alojzym została zniesiona do krypty pod ołtarzem. Przy boku kapłana złożono też Krzyż Komandorski Orderu Zasług Rzeczypospolitej Polskiej. To wymowne świadectwo zasług zmarłego na drodze przywracania Kamieńca Podolskiego i Podola sercom Polaków mieszkających w kraju, a także tych rozsianych po całym świecie.