Przez ćwierć wieku III RP nie potrafiła podjąć decyzji uniezależniających nas od rosyjskiego gazu. Przez długie lata nie było w Polsce nie tylko lustracji, ale nawet… jawnych oświadczeń majątkowych posłów. Komunistyczną wojskową bezpiekę rozwiązaliśmy dopiero w 2006 r., a święto Żołnierzy Wyklętych po raz pierwszy obchodziliśmy w 2011 r. Co łączy wszystkie te kuriozalne opóźnienia z tak różnorodnych dziedzin? Oczywiste z punktu widzenia interesu państwa decyzje skutecznie torpedowała dawna komunistyczna bezpieka, najsilniejsze lobby w III RP - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszej „Gazecie Polskiej”.
Nie mam odrobiny wątpliwości, że przyczyna zeszłotygodniowej awantury w sejmie była tylko jedna – obniżenie emerytur byłym esbekom. Determinację tamtej strony w tej kwestii pokazała już wypowiedź Mateusza Kijowskiego z 13 grudnia. Całkowicie po bandzie i szkodząca samemu KOD, gdyby chciał on zabiegać o pozyskiwanie nowych zwolenników:
„Musimy wykazać solidarność z tymi, którzy bronili nas i chronili przez ostatnie lata w służbach mundurowych. Dzisiaj chce się ich pozbawić emerytur”.
Po co Kijowski wypowiedział słowa całkowicie rujnujące próby wykreowania KOD na kontynuatora idei KOR czy Solidarności? Nie chce się wierzyć, by działał wbrew własnemu interesowi. Oznacza to więc tyle, że z jakichś powodów to, by esbecy byli zadowoleni z jego wypowiedzi, było dla niego ważniejsze od kwestii wizerunkowych.
Bezpieka demonstruje, że nadal się liczy
Awantury w sejmie z ubiegłego tygodnia należy rozumieć jako czytelną demonstrację ze strony bezpieki: nadal jesteśmy na tyle silni, by zdestabilizować państwo. Skoro trudno bronić naszych emerytur, to zademonstrujemy wam, że za karę za naruszenie naszych interesów możemy narobić wam wielkich kłopotów, posługując się pierwszym lepszym z brzegu pretekstem. Wystarczą na przykład kompletnie nieistotne przepisy dotyczące funkcjonowania dziennikarzy w sejmie.
Nie wiem, czy organizatorzy akcji wierzyli w to, że uda im się powstrzymać sejm przed przyjęciem ustawy obniżającej esbekom emerytury. Ale niewątpliwie była to demonstracja, że choć opozycja jest skłócona, to jest za jej plecami ktoś, kto może ją zdyscyplinować, gdy tylko interesy kasty rządzącej III RP są poważnie zagrożone. Nie tylko wizerunek partii opozycyjnych, lecz także przestrzeganie jakichkolwiek reguł przestaje mieć znaczenie. Dozwolone jest zarówno paraliżowanie pracy parlamentu, jak i wystawianie „aktora”, który kładzie się na ulicy, by udawać rannego. Swoją drogą, bardzo w stylu bezpieki.
Ubocznym skutkiem tej operacji było przypomnienie wszystkim, że kostiumy ideologiczne partii w III RP są fikcją. PSL, przez lata reklamujące się jako partia najbardziej antyliberalna, bez problemu związał się z liberalną PO, która z kolei bez zmrużenia oka porzuciła swoje liberalne postulaty w kwestii podatków. Nazywanie się przez SLD partią „lewicową” nie niosło za sobą żadnych skutków praktycznych w sferze gospodarczej. W przypadku każdego z tych tworów wierność interesom oligarchii o bezpieczniackim rodowodzie zawsze była przed deklaracjami programowymi czy światopoglądowymi.
Przy okazji w mainstreamowych mediach w rolach głównych pojawiły się postaci, których niepojawienie się przy okazji podobnych prowokacji można by uznać za sensację, jak Tomasz Lis czy Roman Giertych.
26 lat bez gazoportu
Czy te wydarzenia okazały się manifestacją siły czy słabości? Jeszcze nie tak dawno bezpieka kontrolowała niemal całkowicie przekaz medialny, który trafiał do Polaków. Wystarczyło „przekręcenie wajchy” przez tajemniczy ośrodek i wszystkie media rzucały się do gardła ministrowi, który naraził się jakimś interesom bezpieki.
Skalę panowania bezpieki w III RP w sposób najbardziej wyrazisty pokazuje sprawa wiecznie nieudanego uniezależniania się przez Polskę od rosyjskiego gazu. Historycy opisując w przyszłości niesuwerenne państwo, jakim była III RP, jako koronny dowód w tej sprawie podawać będą, iż pierwszy statek ze skroplonym gazem przybił do gazoportu w Świnoujściu 11 grudnia 2015 r. Po 26 latach transformacji i po 9 latach od podjętej za poprzednich rządów PiS decyzji o budowie terminalu.
Tego nie da się wytłumaczyć inaczej jak tym, że przez te wszystkie lata żyliśmy w ubekistanie, w którym nawet najbardziej oczywiste z punktu widzenia suwerenności kraju decyzje dało się nie tylko zablokować, lecz także zapewnić takiej operacji osłonę medialną.
Dowodem na to, że jeszcze sześć lat temu dało się rządzić 40-milionowym krajem poprzez kreowanie medialnego Matrixu, było to, co działo się po 10 kwietnia 2010 r., a w szczególności głośny Big Brother pod Krzyżem Pamięci, mający zniechęcić Polaków do dochodzenia prawdy. Na tym tle obecna akcja medialna nie wygląda zbyt imponująco.
Torpedowanie lustracji i bezkarna wojskówka
Za sprawą tego lobby przez osiem lat, do 1997 r., w III RP nie było w ogóle lustracji, co pozwalało na całkowicie bezkarne sterowanie życiem politycznym Polski przez bezpiekę. Ma rację premier Jan Olszewski, gdy mówi, że w czasie „nocnej zmiany” z 1992 r. i podczas obecnej prowokacji chodzi o to samo, inna jest tylko proporcja sił po obu stronach. Dopiero w 1997 r. uchwalona została pierwsza ustawa lustracyjna, której zasięg był bardzo ograniczony. Rozszerzyła go ustawa z 2006 r. Ale do dziś nie znamy zawartości zbioru zastrzeżonego IPN. Mamy go poznać niebawem.
Interesom komunistycznej bezpieki sprzyjał brak jawności oświadczeń majątkowych parlamentarzystów przez kilkanaście lat III RP. Mało kto pamięta dziś, że Unia Wolności i SLD głosowały przeciwko temu oczywistemu dziś rozwiązaniu.
Wojskowe Służby Informacyjne, które z komunizmu do III RP przeszły bez żadnej weryfikacji, Antoni Macierewicz zlikwidował dopiero w 2006 r., czyli po 17 latach trwania „niepodległej” Polski. Wskazuje to jasno, kto był w III RP silniejszy – bezpieka wojskowa czy cywilna. O ile ta druga podlegała choćby szczątkowej weryfikacji, o tyle pierwsza nie przeszła jej wcale. Nie musiała, bo była silniejsza w mediach, biznesie czy świecie polityki. Im kto realnie silniejszy, tym bardziej bezkarny – taka obowiązywała w III RP reguła.
Ważna bitwa o historię
Wbrew stereotypom bezpieka nie ograniczała się do realizacji swoich celów biznesowych. Autorzy bezpieczniackiego scenariusza doskonale rozumieli znaczenie sfery symboliki. Wiedzieli, że jest to część systemu naczyń połączonych.
Prezydent Andrzej Duda pytał na pogrzebie „Inki” i „Zagończyka”:
„O ile do ’89 roku można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy zamordowali »Inkę« i »Zagończyka«, to przecież po ’89 roku teoretycznie nie. To jak to się stało, że trzeba było 27 lat czekać? To jak to się stało, że trzeba było 27 lat czekać na to, by Polska mogła pochować swoich bohaterów?”.
Bezpieka wiedziała, że przywrócenie pamięci Żołnierzy Wyklętych delegitymizuje ich obecność w życiu III RP, co z czasem odbije się także na ich interesach. Dlatego nie szukano ciał bohaterów, a Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych ustanowiony został dopiero z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2010 r.
Źródło: Gazeta Polska
#bezpieka
#III RP
Piotr Lisiewicz