- Nie da się pogodzić dłużej sytuacji, w której na najświętszej dla narodu nekropolii wojskowej na Powązkach Wojskowych największym budynkiem jest mauzoleum Bieruta. To po prostu nie jest na dalszą metę możliwe. Bezwzględna zmiana tego stanu rzeczy wymaga głębokich interwencji ustawowych. One są konieczne, ale wymagają wysiłku, determinacji i woli – mówi minister obrony narodowej Antoni Macierewicz w rozmowie z „Gazetą Polską”.
Podczas swojego przemówienia na uroczystościach pogrzebowych „Inki” i „Zagończyka” w Gdańsku Pan, podobnie jak prezydent Andrzej Duda i abp Sławoj Leszek Głódź, pytaliście, dlaczego dopiero dziś, po 27 latach, odzyskujemy prawdę o naszej historii. Co się takiego stało, że właśnie teraz nastąpił ten przełom?
Na naszych oczach załamuje się umowa Okrągłego Stołu. Jest to jedno z ważniejszych wydarzeń politycznych. Mogło do tego dojść tylko dzięki zwycięstwu wyborczemu PiS. Drugim czynnikiem jest dojście do głosu nowego pokolenia, które nie zostało ukształtowane przez propagandę Okrągłego Stołu. Współczynnikiem bardzo istotnym jest też dokonująca się zmiana geopolityczna, która sprawia, że w coraz większym stopniu jako naród uświadamiamy sobie, że w ostateczności możemy liczyć tylko na siebie, że musimy być samodzielni zarówno w podejmowaniu decyzji, jak i w możliwości ich realizacji. Musimy umieć sami stawić czoło powstającym zagrożeniom. Nie możemy już być swoistymi rentierami, liczącymi wciąż, że inni za nas załatwią kwestie najważniejsze.
Przez lata forsowano tzw. pedagogikę wstydu połączoną z polityką nieodpowiedzialności. Zmiana geopolityczna, która dokonuje się w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat, zmusza nas, byśmy stanęli na własnych nogach. Trudno już ukrywać zagrożenia i niebezpieczeństwa, bo stoją one u naszych granic i żadna propaganda tego nie zmieni. I to powoduje, że większość Polaków uświadamia sobie, iż musimy sięgnąć do tradycji związanej z walką o niepodległość – bo inaczej możemy wszystko stracić. A to zmusza do powiedzenia prawdy o historii ostatnich 50 lat, w tym prawdy o ostatnich 25 latach.
W niedzielę, 28 sierpnia, po raz pierwszy osoby odpowiedzialne za państwo określiły jasno, czym w Polsce był komunizm. Podczas uroczystości pogrzebu „Inki” i „Zagończyka” publicznie stwierdzono, że po 1945 r. w Polsce jedna okupacja została zastąpiona drugą, nie mniej niszczącą. Komunizm był po prostu sowiecką okupacją.
Większość Polaków, mimo relacji medialnych, jednak wciąż nie wie i nie chce wiedzieć, kim byli „Inka” czy „Zagończyk”, nie interesuje się historią ani polityką…
Na razie można powiedzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że ponad 10 procent Polaków usłyszało o uroczystościach pogrzebowych bohaterów, Żołnierzy Niezłomnych. Na ile te treści przeniknęły do świadomości na trwałe, będzie zależało od ciężkiej pracy informacyjno-edukacyjnej na co dzień – od programów szkolnych, działań mediów i od tego, na ile te wypowiedzi zostaną pogłębione i utrwalone. Ale musimy też pamiętać, że historia Niezłomnych tym różni się od innych polskich tradycji, że w każdym powiecie, a zapewne i w większości gmin, żyją krewni i potomkowie Niezłomnych, ludzie, którzy pamiętali ich życie i śmierć. Bo Niezłomni to byli głównie ludzie polskiej prowincji i dlatego pamięć o nich jest głęboka i tak szeroko odbierana. Dlatego oddźwięk jest tak żywy i spontaniczny, dlatego, że mamy do czynienia z prawdziwą tradycją ludową, w sensie: powszechną, ogólnonarodową.
Mam więc nadzieję, że po deklaracjach wypowiedzianych podczas pogrzebu „Inki” i „Zagończyka” nie będzie można już uchylić się od podjęcia konkretnych rozwiązań ustawowych, które wprzęgną te deklaracje do powszechnej praktyki. To muszą być głębokie przemiany przeprowadzone w całym aparacie państwowym.
Nie da się np.pogodzić dłużej sytuacji, w której na najświętszej dla narodu nekropolii wojskowej na Powązkach Wojskowych największym budynkiem jest mauzoleum Bieruta. To po prostu nie jest na dalszą metę możliwe. Bezwzględna zmiana tego stanu rzeczy wymaga głębokich interwencji ustawowych. One są konieczne, ale wymagają wysiłku, determinacji i woli.
Na jakie jeszcze rozstrzygnięcia czeka resort obrony, który na brak radykalnych zmian chyba nie może narzekać?
Z punktu widzenia wojskowego dotyczy to rozstrzygnięć związanych z sytuacją ludzi odpowiedzialnych za zbrodnie na narodzie polskim, na przykład rozstrzeliwanie robotników na Wybrzeżu czy górników z kopalni Wujek. Oni mieli przecież epolety generalskie! Armia nie może na dłuższą metę znosić tak schizofrenicznej sytuacji. Z jednej strony decyzje te podejmował generał, który był członkiem najbardziej elitarnej części armii polskiej, ze wszystkimi domniemaniami honoru, bohaterstwa, wiedzy i odpowiedzialności, wzoru patriotyzmu i poświęcania dla ojczyzny. Z drugiej strony wiemy, że to jest morderca, i to morderca własnego narodu.
W jakim celu powołana została Akademia Sztuki Wojennej?
Trzeba wrócić do starych, dobrych wzorów traktowania służby państwowej bardzo odpowiedzialnie i na serio. Taka jest różnica między podejściem II RP do funkcji państwowych a tym, z czym mieliśmy do czynienia w tzw. III RP. Cel powstania tej akademii jest zawarty w głębszej analizie słów podporucznik Danuty Siedzikówny „Inki” – tego Jej „Zachowałam się, jak trzeba”. To sformułowanie odnosi się nie do formalnoprawnego porządku państwowego, lecz do obowiązku narodowego, do świadomości, że są wartości, które są najistotniejsze. Wartości, które bardziej człowieka obligują niż na przykład postanowienia ustawy czy formalnoprawny porządek, nawet jeżeli jest on międzynarodowo uznawany. Takim sprawdzianem dla pani pokolenia był na przykład Smoleńsk, gdzie bardzo wielu funkcjonariuszy zostało postawionych wobec takiego dylematu. Musieli stanąć z jednej strony przed legalnymi władzami, które nakazują im działania zmierzające do ukrycia prawdy o śmierci polskiej elity narodowej, a z drugiej strony rozumieli, że te legalne władze działają przeciwko państwu polskiemu i polskiej racji stanu. „Czy mamy wypełniać zalecenia, które przychodzą od premiera i współpracować z Rosjanami, czy mamy zachować się >>jak trzeba<<?” – przed takimi dylematami stawali. Aparat państwowy nie zdał tej ostatniej próby zbyt dobrze. Podobnie było z niektórymi wojskowymi. I dlatego potrzebna jest Akademia Sztuki Wojennej, która nie tylko będzie uczyła nowoczesnej sztuki wojennej, lecz także pokazywała i nauczała, czym jest racja stanu.
Czy wobec tego zaufanie do tzw. aparatu państwowego nie spadło? Czy młodzi ludzie z organizacji proobronnych garną się do państwowo zorganizowanej Obrony Terytorialnej?
Na razie zgłasza się bardzo wielu ochotników. Na obecnym etapie mamy więcej chętnych niż miejsc. Kształt Obrony Terytorialnej związany z funkcjonowaniem sił specjalnych będzie bardzo istotną częścią kształtowania tej nowej formacji. Obrona terytorialna jest jedną z odpowiedzi na działania hybrydowe, jest naturalną odpowiedzią na działania choćby SPECNAZ. To po prostu odpowiada oczekiwaniom, jakie towarzyszyły narodzeniu się stowarzyszeń proobronnych, do których tak chętnie garnęli się młodzi ludzie. Bo powstawanie tych stowarzyszeń było spontaniczną reakcją młodzieży na narastające zagrożenie rosyjskie. Dwa, trzy lata temu, gdy państwo propagowało przyjaźń z Putinem, a Polakom groza coraz bardziej zaglądała w oczy, młodzież spontanicznie zaczęła się zrzeszać w organizacjach proobronnych. Dzisiaj to będzie ważne zaplecze Obrony Terytorialnej. Jak ci ludzie sprawdzą się wtedy, kiedy zostaną poddani bardzo wymagającemu treningowi w ramach zdolności sił specjalnych – zobaczymy. Wtedy będę mógł odpowiedzieć pani na to pytanie w pełni.
Czy to prawda, że chce Pan także znacznie „odmłodzić” armię?
To nie jest tak, że wszyscy nowo mianowani oficerowie mają na początku PESEL rocznik 1990 czy 1980. Ale rzeczywiście dążę do odmłodzenia kadry. Tendencja oficerów starszych jest taka, żeby utrzymywać korpus oficerski, a zwłaszcza grono dowódcze, gdzieś na poziomie urodzin lat 60. XX w. Jestem wobec tego sceptyczny. Grozi to kontynuacją dotychczasowego układu wiekowego. Co najmniej połowa nowo mianowanych to oficerowie, którzy urodzili się w latach 70. XX w. Chcę przesunąć tę granicę tak, żeby do wyższej kadry dowódczej dołączyli oficerowie niemający jeszcze 40 lat.
Czy zamierzacie współpracować także ze środowiskami kibicowskimi?
Tak, to są środowiska, z którymi już od jakiegoś czasu współpracujemy. Nie idzie za tym jakaś nieformalna kooperacja organizacji. To zupełnie inne struktury, ale chętnie czerpiemy z tych środowisk i jesteśmy otwarci na ich kandydatury np. do Obrony Terytorialnej. Wśród kibiców jest wiele osób o proobronnym i patriotycznym nastawieniu.
25 sierpnia zwołał Pan na nadzwyczajną odprawę dowództwa operacyjnego szefów SKW i SWW. Czy posiedzenie związane było ze zintensyfikowaniem działań Rosji? Czy mamy się czego bać, czy może zachowanie Rosji ma głównie znaczenie propagandowe?
Na pewno element propagandowy miał przy tej operacji duże znaczenie. Bazował on jednak na realiach i dążeniu Rosji do przeforsowania swojego stanowiska podczas rokowań, które się zbliżają. Rosja chce zalegalizowania zmian, jakich dokonała na Ukrainie przy pomocy agresji wojskowej, i otwarcia drogi do działań na terenach, które uważa za swoją strefę wpływów. Traktuję to bardzo poważnie i stąd ta narada. Rosja, mimo że jest zobowiązana postanowieniami m.in. Konferencji Wiedeńskiej o informowaniu o manewrach i ćwiczeniach z udziałem ponad 12 600 żołnierzy, podejmuje je. Przy pomocy pewnej socjotechniki wykazuje, że żadnego z tych partykularnych działań określonych postanowieniami tej konferencji nie łamie, choć ćwiczenia odbywają się równolegle na pięciu różnych poligonach. Wszystkie mają agresywny charakter sugerujący gotowość do ewentualnych działań wymierzonych w państwa NATO i Ukrainę.
Czy mamy się czego bać? Szczególnie po wspólnych rozmowach, na razie telefonicznych, na linii Merkel–Putin?
Nie, nie mamy się czego bać, ponieważ decyzje szczytu NATO sprawiły, że gotowość sojuszników do zareagowania także jest podwyższona, a siły NATO-wskie nieporównanie przekraczają te, które Rosjanie są w stanie zmobilizować. Do czasu warszawskiego szczytu Zachód bagatelizował i lekceważył agresywne zapowiedzi Putina. Teraz nastąpiła zmiana w ocenie jego zachowań, zwłaszcza przez naszych amerykańskich sojuszników. Wojskowi amerykańscy naprawdę dobrze rozumieją, co robi prezydent Rosji.
Czego nie można powiedzieć o amerykańskich politykach…
Ja mogę mówić tylko o sprawach swojego resortu i na tym szczeblu współpracuję z amerykańskimi wojskowymi, z ludźmi odpowiedzialnymi za działanie systemu obronnego Stanów Zjednoczonych i NATO. Amerykańskie kręgi wojskowe są bardzo skuteczne. Muszę powiedzieć, że zmiana polityki NATO, jaką udało nam się przeprowadzić w ciągu tych dziesięciu miesięcy, ma znaczenie historyczne i jest oczywistym przełomem, a nie kontynuacją ustaleń z Newport. Aby do tego doszło, niezbędny był olbrzymi wysiłek negocjacyjny zawierający decyzje polityczne, finansowe i militarne. Trzeba też było dużej odporności na prowokacje wewnętrzne i zagraniczne, a także wewnętrznego zaufania w ekipie prowadzącej tę rozgrywkę. Wystarczy powiedzieć, że bez Jarosława Kaczyńskiego i naszego wzajemnego zrozumienia i zaufania zapewne nie udałoby się tak wiele osiągnąć. Dwa tygodnie przed szczytem NATO obecność wojsk NATO-wskich w Polsce była jeszcze nie do końca rozstrzygnięta. Ważna była współpraca z niemiecką minister obrony Ursulą von der Leyen, która układa się dobrze, choć zdajemy sobie sprawę, że obok obszarów wspólnych są też rozbieżności. Nikt też nie ma wątpliwości, że głównym elementem siły NATO są Stany Zjednoczone i ciężar decyzyjny należy do Anglosasów; Brytyjczyków, Kanadyjczyków i Stanów Zjednoczonych. Ściana wschodnia będzie broniona głównie właśnie przez ich wojska.
My musimy przede wszystkim liczyć na siebie i to jest podstawowa prawda, o której zawsze trzeba pamiętać.
Panie Ministrze, za co Pan Misiewicz dostał złoty medal zasługi? W całym szumie medialnym związanym z tą decyzją nie zadano chyba zbyt wyraźnie tego podstawowego pytania…
Gdyby wszyscy oficerowie wojska polskiego wykazywali się taką jasnością umysłu, zdolnością podejmowania decyzji, determinacją i odwagą, jaką wykazał się pan dyrektor Misiewicz przy zapobieżeniu prywatyzacji polskiego kontrwywiadu w związku z Centrum Doskonalenia NATO, to nasza armia nie miałaby żadnych kłopotów z żadnym przeciwnikiem. Został odznaczony za całokształt swej służby, ale medal ten jest przede wszystkim wyróżnieniem za skuteczne zapobieżenie zagrożeniom bezpieczeństwa państwa przy nielegalnej prywatyzacji kontrwywiadu. Funkcjonariusze SKW nielegalnie gromadzili tajną dokumentację dotyczącą m.in. Smoleńska, którą wynieśli z instytucji państwowej. Pan Bartłomiej Misiewicz, dysponując żandarmerią wojskową, na moje polecenie w ciągu jednej nocy uciął tę patologiczną sytuację i za to mu się ten medal po prostu należał.
Na stronach dodatku specjalnego dołączonego do bieżącego wydania „GP” znajdą Państwo drugą rozmowę z ministrem Antonim Macierewiczem nt. stanu polskiej armii i planów jej unowocześnienia
Źródło: Gazeta Polska
#Antoni Macierewicz
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Magdalena Piejko