Premier znikającego rządu oznajmiła, że nie zamierza odwoływać ministra zdrowia. Oburzyło ją żądanie związkowców dotyczące odwołania Mariana Zembali, po tym jak zaprezentował swoją wersję dialogu z pracownikami. Minister stwierdził, że w jego szpitalu każdy, kto odważyłby się zastrajkować, z miejsca zostałby wyrzucony na bruk.
Premier wspomniała wprawdzie o przeprosinach profesora, ale to chyba nie ta sama Ewa Kopacz, która w 2007 r. stała na pierwszej linii frontu wsparcia protestu pielęgniarek przeciw rządowi Jarosława Kaczyńskiego. W zenicie medialnej histerii osobiście zagrzewała je przecież do walki. To nie może być ta sama osoba, która przechodzi lekko nad słowami swojego ministra... Powstaje niepokój o spójność jej osobowości. Ale rozwiązanie jest proste. Ewy Kopacz są dwie. Tylko czasem przez pomyłkę się je łączy.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Maciej Marosz