Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Obywatel Ukrainy Serhij S. skazany na 8 lat więzienia za przygotowywanie w Polsce dywersji na zlecenie rosyjskich służb • • •

Saryusz-Wolski dla Niezalezna.pl: Unia Europejska zostanie z Zielonym Ładem jak Himilsbach z angielskim

Ograniczenie swobody przemieszczania się w ramach układu z Schengen, ogłoszone przez Niemcy w ubiegłym tygodniu, to w oczach Jacka Saryusza-Wolskiego, byłego europarlamentarzysty i jednego z negocjatorów przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, jedno z pęknięć na spójności Unii Europejskiej. Jednak prawdziwe wyzwanie, jakiemu będzie musiała sprostać Unia Europejska, leży zupełnie gdzie indziej.

Jacek Saryusz - Wolski z niepokojem patrzy w przyszłość UE.
Jacek Saryusz - Wolski z niepokojem patrzy w przyszłość UE.
L: European Union/P: Bogdan Hoyaux - L: Wikipedia/P: EC - Audiovisual Service

Niemcy zawieszają Schengen, Francja ponoć rozważa zawieszenie płacenia składki członkowskiej do UE, jak poinformował na X.com Bartłomiej Radziejewski. Można powiedzieć już, że Unia Europejska rozsypuje się na naszych oczach?

O tym, jakoby Francja zamierzała zawiesić płacenie składek do Unii Europejskiej przyznam, że słyszę po raz pierwszy. Nic mi nie wiadomo o takich planach Macrona. Rzecz wydaje mi się raczej nieprawdopodobna.


W spójności Unii Europejskiej pojawiają się natomiast faktycznie rysy i pęknięcia. Szereg elementów konstrukcji unijnej podawanych jest w wątpliwość.

Najbardziej jaskrawym przykładem tego zjawiska jest to, że układ z Schengen de facto działa wybiórczo - najłagodniej rzecz określając. Tak naprawdę on przestaje działać na wybranych granicach: tam, gdzie konkretne państwa uważają, że ich własny interes jest ważniejszy niźli utrzymanie swobody przepływu osób.

Przykładem tego jest właśnie ruch Niemiec, który zresztą zapowiadany był wcześniej przez Merza, przyszłego kanclerza Republiki Federalnej Niemiec. 

Jaka według Pana jest bardziej prawdopodobna droga UE: nacisk na federalizację i jeszcze silniejsze scalenie oraz scentralizowanie UE czy też rozpad unijnych struktur?

Te dwa przeciwstawne wektory, tak jak przeciąganie liny, wyrażają to napięcie, które w tej chwili są w Unii. 

Tendencje centralizacyjne nie ustają. To nadal są intencje "unijnego deep state-u". Nie ma jeszcze odpowiedzi na to, czy przyjmie to formę radykalnego, rewolucyjnego skoku, kiedy to wszystko zmienia się nagle i za jednym zamachem - tak, jak to opisuje nowy traktat autorstwa PE - czy też będzie to "metoda salami": ewolucyjne, pełzające wdrażanie elementów tej zmiany. Obie drogi są moim zdaniem ciągle możliwe. Podejrzewam też, że trwającej obecnie polskiej prezydencji w UE mogła zostać zlecona pewna rola do odegrania w tym procesie. 

Równolegle do tendencji centralizacyjnych pojawiają się w Unii pęknięcia. Jak to, o którym już wspominałem. Tych pęknięć jest jednak więcej. 

Głównym takim tąpnięciem - bo to już zbyt wiele jak na jedynie "pęknięcie" - jest zapaść europejskiej gospodarki, zdiagnozowana w raporcie Mario Draghiego. Ponoć Komisja Europejska, jak twierdzi, wyciągnęła już z niego wnioski. W środę przedstawiła ona dokument o nazwie "kompas konkurencyjności". To ma być odpowiedź na raport i zapowiedź, w jaki sposób Unia chce zmieniać swą gospodarkę, żeby odzyskać dynamikę gospodarczą i wyjść ze stagnacji. 

 

Tyle, że Komisja Europejska proponuje rozwiązania połowiczne zamiast radykalnych.

Wierzy Pan Komisji Europejskiej? Przypomina mi to dokument sprzed ponad 15 lat, czyli strategię lizbońską.

W historii unijnej takich podejść do pobudzenia gospodarki była już wiele. Zresztą o samej strategii lizbońskiej już mało kto pamięta. 

Problem polega na tym, że są to próby zaklinania rzeczywistości i używania instrumentów, które tejże rzeczywistości nie zmieniają. Na ogół jest to jeszcze więcej regulacji albo interwencjonizm neo-keynesistowskI, czyli "dosypmy więcej pieniędzy!". A ponieważ tych pieniędzy więcej nie ma, jest to równoznaczne z ich pożyczeniem. 

Tymczasem kryzys gospodarki europejskiej polega właśnie na przeregulowaniu i na zadłużeniu, zatem lekarstwo Komisji Europejskiej spowoduje jedynie pogłębienie choroby. To jest dziś największy problem gospodarczy. 

Jeszcze szereg lat temu gospodarka unijna była równa gospodarce USA, a teraz jest wielkości połowy gospodarki amerykańskiej. To pokazuje, jak bardzo UE odpada w tym wyścigu i w jakim tempie wypada z gry. Biurokracja unijna mnoży tylko dokumenty, które nie będą w stanie wiele  zdziałać. Jesteśmy obecnie w takiej sytuacji, że z jednej strony Unia chce utrzymać dotychczasowy poziom dobrobytu, z drugiej strony pragnie podnieść swoje zdolności militarne wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę, z trzeciej strony równocześnie chcą realizować swój sen klimatyczny, a z czwartej kontynuować kosztowną politykę migracyjną. Tego nie da się pogodzić ani sfinansować w ramach zasobów, które Unia posiada. 

Brakuje tymczasem odwagi, ażeby zawiesić Zielony Ład oraz poskromić migrację - tak, jak proponuje prawica europejska i jak Unia powinna zrobić. Są to dwa kamienie młyńskie, które wiszą u szyi unijnej gospodarki: polityka klimatyczna z systemem ETS oraz polityka migracyjna, która generuje koszty polityczne i ekonomiczne. W tych dwóch sprawach Komisja Europejska - odwrotnie, niż na to wskazywały wyniki wyborów - zamiast dokonać niezbędnej korekty i zmiany, dalej brnie w kontynuację niekorzystnych dla Europy rozwiązań. To, o czym się ostatnio słyszy, na temat planowanych zmian Zielonego Ładu, to są pozory i działania paliatywne! 

Komisja Europejska, zamiast zrezygnować z celów tej polityki, zaproponowała po prostu uproszczenie biurokracji i sprawozdawczości w tej dziedzinie.

To wszystko wobec imperatywów militarnego i inwestycyjnego, przy braku przyzwolenia społecznego na zmniejszanie konsumpcji. W ten sposób mamy w rękach bombę z opóźnionym zapłonem, która może wybuchnąć nam w twarz, bo tego wszystkiego nie da się sfinansować na raz. Z czegoś trzeba zrezygnować, ale do tego nie ma ani politycznej odwagi, ani determinacji, ani chęci.

Wobec zmian dokonujących się w świecie, a szczególnie "powiewu świeżości" z USA, nadal jest Pan przeciwnikiem federalizacji Unii Europejskiej?

Tym bardziej jestem przeciwny centralizacji Unii Europejskiej i budowie unijnego superpaństwa, czemu daję wyraz i przed czym ostrzegam od dawna, bo to tylko pogłębiłoby kryzys, nie mówiąc o tym, że nie ma dla tego demokratycznego przyzwolenia.

Sygnały płynące ze strony administracji Trumpa wskazują raczej, że Amerykanie chcą raczej rozmawiać z poszczególnymi krajami z osobna, omijając instancje unijne. "Trump factor", czyli czynnik Trumpa, ten "nowy Waszyngton" - płynie w przeciwnym kierunku, niż chciałoby unijne superpaństwo w budowie. Przejawia się to np. w zapowiedziach, że administracja amerykańska będzie selektywnie traktowała poszczególne kraje w kontekście handlu, na zasadzie: "tego kocham, tego lubię, tego pocałuję", a temu nałożę wysokie cła. Takie działanie w zasadzie podważa przepotężny instrument i siłę, jaką jest unijna wspólna polityka handlu zagranicznego, która jest wyłączną kompetencją UE. Nowa administracja USA kwestionuje w ten sposób podstawy konstrukcji UE. Pytanie, jak mogłoby się skończyć dla Unii stosowanie tej selektywnej polityki handlowej?

 

W jaki sposób dotychczasowe decyzje Donalda Trumpa, także te dotyczące polityki wewnętrznej USA, mogą wpłynąć na Unię Europejską? Bo zakładam, że będą mieć jakieś konsekwencje - choćby plany zniesienia podatku dochodowego w USA na rzecz ceł.

Elementy polityki wewnętrznej USA rzecz jasna nie przekładają się na Unię Europejską bezpośrednio. Gospodarka amerykańska zawsze rządziła się nieco innymi regułami niż europejska. Jej wpływ jest głównie pośredni i to tylko w tych obszarach, które mają przełożenie na Europę.

Jeżeli z Zielonego Ładu wycofuje się Ameryka, to Europa zostaje sama ze swym Zielonym Ładem jak Himilsbach z angielskim. Są presje, żeby rewidować tę politykę. Na razie są nieskuteczne, ale przynajmniej słyszalne.

Podobnie jest z polityką energetyczną, dotycząca zwiększenia eksploatacji złóż kopalnych i pochodzących z nich źródeł energii. Trump chce dać przykład i zarazem wywrzeć presję na takie kraje, jak choćby Arabia Saudyjska, żeby obniżyć ceny energii, gazu i ropy po to, żeby wzorem niegdyś Reagana zagłodzić gospodarkę rosyjską.

Raz rzecz się udała. Niskie ceny energii spowodują redukcję wpływów do budżetu rosyjskiego pochodzących z ich eksportu, objętego częściowymi sankcjami Zachodu. To uczyni dalszy rosyjski wysiłek militarny podczas wojny na Ukrainie bardzo trudnym. Równocześnie wysiłki te zamierza sabotować Unia Europejska, reperując gazociąg Nord Stream i licząc na wznowienie importu rosyjskiego gazu. W ubiegłym tygodniu zapadła zgoda co do naprawy rurociągu Nord Stream. "Financial Times" donosił też o tym, że może to stanowić element dealu z Rosją w sprawie wojny na Ukrainie.

Różne źródła donoszą, że toczą się takie kuluarowe rozmowy. W tym obszarze UE będzie raczej na kursie kolizyjnym względem USA. Niektóre z obszarów relacji USA z Unią pozostają w synergii, a inne wręcz przeciwnie. To również jest źródło możliwych pęknięć wewnątrz samej UE. Przecież w Europie jest grupa krajów, która będzie ostro protestowała przeciwko wznowieniu importu gazu z Rosji. Inne z kolei kraje - mówi się tu o Niemczech i o Węgrzech, choć sądzę, że nie tylko - będą się tego domagać.

 

Jeśli zaś chodzi o podatki, to na razie są to projekty, zatem w sumie na ten moment nie można powiedzieć, czy i jak się ten pomysł Amerykanom uda. Wiemy, że w modelu ekonomicznym można nakładać podatki pośrednie albo bezpośrednie. Te drugie to - najprościej mówiąc - PIT i CIT. Podatki pośrednie to zaś VAT i jemu podobne daniny. Podatki bezpośrednie, dochodowe są domeną państw członkowskich, a podatki pośrednie często leżą w kompetencjach unijnych. Model europejski jest na tyle utrwalony i na tyle trudno było go skonstruować - a stanowi on miks podatków pośrednich i bezpośrednich - że nikt najprawdopodobniej nie tknie tego tematu. Po prostu każda zmiana śladem USA pochłonęłaby na Starym Kontynencie tyle energii i czasu, że nie będzie w ogóle brana pod uwagę.

 



Źródło: niezalezna.pl

#Jacek Saryusz-Wolski #Unia Europejska

JG