Chyba nigdy w dziejach nie było tak, żeby każdy gest, słowo, oddech, a prawie spojrzenie nie miały takiego znaczenia dla sytuacji politycznej, czy nawet losów świata. Niczym w słynnym „efekcie motyla” może się okazać, że podniesienie ręki za oceanem może wywołać tsunami po drugiej stronie Wielkiej Wody. „Salut rzymski” Elona Muska wykonany w trakcie ceremonii zaprzysiężenia Donalda Trumpa spowodował takie właśnie tsunami komentarzy na całym świecie, od Wysp Zielonego Przylądka po stacje arktyczne na Biegunie Północnym. Lewicowe media i komentatorzy korzystali z pociętego, krótkiego nagrania, na którym sprawia to wrażenie nazistowskiego pozdrowienia. Inni pokazywali całość, razem z tekstem Muska: „Rzucam wam swoje serce”, co zmieniało zupełnie kontekst. Ale nie zmieniało tego, że samo wykonanie gestu wywołało burzę. A jeśli wywołało, to oznacza, że Musk nie zapanował nad sytuacją, i nawet jeśli z emocji chciał „rzucać serce”, to winien, jako człowiek posiadający rozum i mający świadomość, iż każdy jego ruch obserwuje świat, wziąć pod uwagę konsekwencje i możliwe interpretacje. Czyli – nawet zakładając, że w intencjach nie był to wcale żaden „rzymski salut”, i tak można mieć do Muska pretensje. Trzeba nad sobą panować, gdy jest się w miejscach publicznych. Wiedzą to piłkarze i trenerzy, którzy prywatne rozmowy na boiskach piłkarskich prowadzą tak, że zasłaniają usta dłonią, by nikt nie mógł odczytać z ruchu warg tego, co mówią. Nie zamawia się w knajpie pięciu piw podnosząc dłoń (jak w słynnym żarcie), bo ktoś może to odczytać jako nazistowskie pozdrowienie. A właśnie w przypadku Muska to ma znaczenie w Europie, bo to tutaj zaczyna się przeciwko niemu bój i za chwilę zostaną wytoczone działa biurokracji brukselskiej, które zostaną wymierzone w platformę X. Rzucanie serca w tłum w USA na pewno w kontekście tych rozgrywek nie pomoże. W obecnej dobie naprawdę trzeba uważać na każde słowo i gest.