Dwie sędzie Sądu Apelacyjnego w Warszawie – Anna Kalbarczyk i Katarzyna Capałowska – publicznie ogłosiły, że żałują awansu i chcą wrócić na poprzednie stanowisko. Choć są „neo”, po tej deklaracji stały się bohaterkami prorządowych mediów. Minął rok. Jedna nie zmieniła sądu, druga orzeka wprawdzie szczebel niżej, ale w delegacji.
Po co była ta awantura? To było trwanie w nurcie dominującym w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie, a potem w nurcie władzy, który zakładał, że pewna kategoria sędziów to osoby, które można określić – jak mówiła sędzia Capałowska – błędem systemu – tłumaczy sędzia Piotr Schab, prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie, któremu minister Adam Bodnar bezprawnie uniemożliwił wykonywanie obowiązków. – Podobnie za błąd systemowy uważała się sędzia Kalbarczyk, która w ten sposób manifestowała podejście do własnego statusu zawodowego – dodaje.
– Pojawiają się w przestrzeni publicznej pytania, dlaczego obie sędzie podtrzymują trwanie w korporacji sędziowskiej. Generalnie nie znajdowały powodu, żeby być konsekwentne i po prostu odejść ze służby. Przyjęto postawę negacji organów konstytucyjnych, negacji własnego statusu. To jest hipokryzja. Jest to fałsz – dodał sędzia Schab.
Sędzia Anna Kalbarczyk to karnistka, która przez długi czas orzekała w Sądzie Okręgowym Warszawa Praga, ale pod koniec 2018 r. awansowała, biorąc udział w procedurze przed Krajową Radą Sądownictwa. Tą samą, której od lat nie uznają politycy koalicji 13 grudnia i jej sympatycy. Wówczas to nie przeszkadzało Kalbarczyk w przyjęciu awansu, trafiła więc do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Oczywiście została zaliczona do grona tzw. neosędziów, choć teraz Oko.press czy Wyborcza wręcz ją wychwalają. W lutym ub.r. ogłosiła bowiem, że żałuje awansu i chce wrócić na poprzednie stanowisko, a minister Adam Bodnar podpisał jej delegację do praskiego sądu.
Niemal w tym samym czasie podobną deklarację ogłosiła Katarzyna Capałowska, także z wydziału karnego stołecznej apelacji. Miała być gotowa na weryfikację i cofnięcie nominacji, którą otrzymała pod koniec 2019 r.
Od tych wydarzeń minął niemal równy rok, a na liście sędziów warszawskiego SA nadal można znaleźć nazwiska obu pań. W przypadku Kalbarczyk jest informacja o delegacji, a przy nazwisku Capałowskiej brak jakichś adnotacji. Chcąc mieć jednak pewność, wysłaliśmy pytania, a odpowiedź nadeszła jednoznaczna. Jeśli chodzi o sędzię Capałowską, „(…) nie został złożony wniosek Pani sędzi o delegowanie do innego sądu, w tym również niższego szczebla” – odpowiedziała sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak, rzecznik SA. Dodała, że cały czas orzeka w tym sądzie. „We wszystkich sprawach rozpoznawanych w ramach sekcji zażaleniowo-wnioskowej II Wydziału Karnego”.
A sędzia Kalbarczyk? Tu potwierdzenie znanych faktów: sędzia SA delegowany do SO; bez orzekania „w sprawach pozostających we właściwości Sądu Apelacyjnego w Warszawie”. Z jakiego sądu otrzymuje wynagrodzenie – okręgowego czy apelacyjnego, bo różnica z złotówkach zapewne istotna?
„Zapytanie odnośnie wynagrodzenia Pani sędzi Anny Kalbarczyk zostało przekazane do właściwej komórki celem udzielenia odpowiedzi w trybie dostępu do informacji publicznej” – odpowiedziała Leszczyńska-Furtak.
Zapytaliśmy o jeszcze jedną kwestię. Czy przez miniony rok ktoś inny zakwestionował swój awans? – Żaden inny sędzia, poza panią sędzią Anną Kalbarczyk, nie złożył w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie wniosku o delegowanie na poprzednio zajmowane stanowisko służbowe w sądzie niższego rzędu – stwierdziła rzecznik warszawskiego sądu.
Sędzia Schab zgadza się z opinią, że obie sędzie niejako stały się „pionierkami czynnego żalu”, który kilka miesięcy później znalazł się w projekcie Bodnara. – Z jednej strony mamy do czynienia z otwartą negacją procedury, w której się wzięło udział, a z drugiej z czerpaniem statusu publicznego wynikającego z tej procedury; także statusu finansowego, korzyści finansowych. Jaskrawo nieuczciwa postawa – zaznaczył.
Jeśli deklaracjami sprzed roku chciały sprowokować podobne decyzje innych osób, to chyba nie wyszło?
– Nie, zupełnie nie. Były osoby, które się nad tym zastanawiały. Były też takie, które zrezygnowały ze stanowisk, funkcji czy utrzymywania swych kandydatur w procesie nominacyjnym. Teraz niektórzy twierdzą, że żałują. Faktem jednak jest, że poza sędzią Kalbarczyk nikt takiego oświadczenia nie złożył – skomentował sędzia Schab.