Dotychczasowy przewodniczący Izby Reprezentantów Mike Johnson został w piątek ponownie wybrany na to stanowisko. Uzyskał 218 głosów, czyli dokładnie tyle, ile wynosiła wymagana większość bezwzględna.
Główny rywal Johnsona, lider Demokratów Hakeem Jeffries, zdobył 215 głosów. Jedynym "buntownikiem" wśród Republikanów okazał się Thomas Massie, który oddał swój głos na Toma Emmera, trzeciego w hierarchii partyjnej.
Mimo początkowego braku wymaganej większości głosów, Johnson ostatecznie wygrał głosowanie. Kluczowe okazały się negocjacje z dwoma kongresmenami, którzy pierwotnie głosowali przeciwko niemu, ale zmienili swoje stanowisko.
Johnson zarzekał się później, że nie poszedł na żadne ustępstwa wobec "buntowników". Self powiedział z kolei, że on i Norman w międzyczasie odbyli rozmowę z prezydentem elektem Donaldem Trumpem.
Trump zdecydowanie popierał Johnsona i powtórzył to poparcie w piątek przed głosowaniem, a po nim pogratulował mu.
Piątkowe głosowanie oraz następujące po nim zaprzysiężenie kongresmenów rozpoczęło 119. kadencję Kongresu. W najbliższy poniedziałek obie izby parlamentu oficjalnie zatwierdzą wyniki wyborów prezydenckich.
W nowym Kongresie Republikanie mają obecnie przewagę czterech głosów w Izbie Reprezentantów, 219-215, lecz ich liczba mandatów tymczasowo zmniejszy się do 217 po tym, jak stanowiska w nowej administracji po 20 stycznia obejmą Mike Waltz (doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA) i Elise Stefanik (ambasador USA przy ONZ).
Republikanie w piątek objęli też kontrolę nad Senatem, obejmując 53 ze 100 mandatów. Nowym liderem większości w Senacie został senator z Dakoty Południowej John Thune.