Zakończyły się oględziny pogorzeliska po majowym pożarze hali targowej przy Marywilskiej. Służby wśród zabezpieczonych śladów znaleźli elementy urządzeń zapalających oraz ślady biologiczne i odciski palców. Śledczy nie wykluczają, że mogło to być podpalenie na zlecenie rosyjskich służb.
Gigantyczne targowisko przy ul. Marywilskiej 44 w Warszawie spłonęło 12 maja br. Zniszczeniu uległo 1,5 tys. sklepów i punktów usługowych. Oględziny ogromnego pogorzeliska dopiero się zakończyły.
Jak dowiedziała się nieoficjalnie rp.pl, na miejscu znaleziono "fragmenty urządzeń zapalających i wybuchowych, co wskazuje na celową ingerencję". Dziennikarzom udało się także ustalić, że w zgliszczach hali zabezpieczono odciski palców i ślady biologiczne, które zostaną poddane odpowiednim badaniom.
Odkryte na miejscu ślady pomogą wyjaśnić, czy to kolejny atak sabotażu na zlecenie rosyjskich służb, które stały za serią innych podpaleń w kraju.
Jedną z hipotez jest podpalenie na zlecenie rosyjskich służb
– powiedział prok. Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej.
Wiadomo, że wcześniej za pomocą urządzeń zapalających najemnicy werbowani przez rosyjskie służby dokonywali (lub próbowali) podpaleń najróżniejszych obiektów w Polsce. Np. centrum z farbami we Wrocławiu, koło bazy Orlenu z 56 mln litrów paliwa.
Zatrzymano za to (w styczniu, na dworcu PKS) niejakiego Serhieja S. Podawał się za prorosyjskiego Ukraińca, pochodzącego z Odessy, a mieszkającego z żoną w Niemczech. Serhii był jednym z 17 zatrzymanych przez ABW i Prokuraturę Krajową, zwerbowanych do akcji szpiegowskich i dywersyjnych na terenie Polski przez rosyjskie FSB. Przyznał się, że stąd dostał zlecenie.