Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Jak amerykańskie wybory wpłyną na polskie? Lisiewicz: Dał nam przykład Donald Trump, jak zwyciężać mamy

Jeśli kandydat PiS na prezydenta chce powielić model Donalda Trump w kampanii wyborczej, musi stać się głośnym, energetycznym, mówiącym dość ostrym językiem wyrazicielem wszystkich, bardzo różnorodnych, grup protestu: rolników, przeciwników Zielonego Ładu, pracowników niszczonych firm państwowych, jak Poczta Polska, PKP Cargo czy Orlen, górników, pielęgniarek i ratowników medycznych, pracowników koncernów wypychanych z Polski, zwolenników CPK, energetyki atomowej i żeglugi na Odrze, myśliwych, przeciwników nielegalnej imigracji, katolików, przeciwników zakłamywania historii w szkołach, aresztowania przeciwników politycznych, zwolenników Trójmorza i obecności armii amerykańskiej w Polsce.

Donald Trump i Kamala Harris
Donald Trump i Kamala Harris
wg - niezalezna.pl

Wygrana Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach bezspornie wpłynie na kampanię wyborczą w Polsce, tym bardziej że u nas też będziemy mieć wybory prezydenckie. Grzegorz Schetyna, który w nielegalnym Polskim Radiu 24 usiłował zakłamywać rzeczywistość, twierdząc, że nasze problemy są całkiem odmienne od amerykańskich, mówił to bez przekonania.

Świętości UE nie obowiązują, skoro najbogatsze państwo je odrzuciło

Psychologiczne znaczenie wygranej Trumpa dla polskich wyborów polega m.in. na zużyciu się haseł używanych przeciwko PiS przez jego najbardziej zagorzałych przeciwników. No bo obelga, że Kaczyński to faszysta, mocno zdewaluowała się po tym, jak Ameryka wybrała Trumpa, mimo że żona Radosława Sikorskiego porównała go do Hitlera, Stalina i Mussoliniego. Wybory w USA pokazały, że można zwyciężyć, broniąc religii, mimo że bywało się bohaterem obyczajowych skandali. Jednym słowem – wiara w Pana Boga to normalność, także dla grzeszników, a to zwolennicy walki z religią są zakręconymi ekstremistami.  

Moc sprawczą powinno stracić też przekonanie, że politycznie poprawne świętości UE są wyrazem wyższości cywilizacyjnej, której nie rozumieją mniej oświeceni Polacy. Oto w najbogatszym państwie świata wybory wygrał kandydat, który zapowiedział, że zakaże startów w zawodach transpłciowym sportowcom, zamiast Zielonego Ładu szykował odwierty, a za jeden z głównych postulatów uznał zatrzymanie nielegalnej imigracji.

Tusk wyrzuci Amerykanów z Polski? Złowroga zapowiedź

Krótko przed amerykańskimi wyborami Donald Tusk napisał na portalu X wręcz złowrogie słowa, które pokazują, jaka będzie stawka wyborów prezydenckich w Polsce: „Harris czy Trump? Niektórzy twierdzą, że od amerykańskich wyborów zależy przyszłość Europy, podczas gdy w pierwszej kolejności zależy ona od nas. Pod warunkiem, że Europa w końcu dojrzeje i uwierzy we własną siłę. Bez względu na wynik, era geopolitycznego outsourcingu dobiegła końca”. Słowa te padły w momencie, gdy Tusk z ogromnym prawdopodobieństwem mógł założyć, że to Trump wygra wybory; chociażby postawa bukmacherów była tu jednoznaczną wskazówką.

Nazwa outsouricing to skrót stworzony z trzech angielskich słów – outside-resource-using, czyli wykorzystywanie źródeł zewnętrznych. W biznesie outsourcing to przejęcie przez specjalistyczną w danej dziedzinie firmę części obowiązków innego podmiotu, na podstawie zawartej wcześniej umowy. Tusk zapowiedział więc właśnie, że Polska i Europa nie potrzebują, by Ameryka zajmowała się ich bezpieczeństwem. Jednym słowem, w razie ataku Rosji wystarczy nam wsparcie Niemiec, Francji itp. Po co nam w ogóle amerykańskie wojska na terenie naszego kraju?

Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy tak właśnie interpretować słowa Tuska, to niech przypomni sobie, jak zwodził on poprzedniego republikańskiego prezydenta George’a Busha w sprawie tarczy antyrakietowej, by w końcu z niej zrezygnować, narażając bezpieczeństwo Polski. To tak naprawdę zapowiedź nowego resetu, różniącego się od starego tym, że nie będzie się często wypowiadać słowa „Rosja”, ale interesy Putina będą realizowane z nie mniejszą gorliwością. Bo dla Putina nie ma ważniejszego celu niż osłabienie więzów transatlantyckich i uczynienie Europy bezbronną.

Zmęczeni i zniechęceni zwolennicy rządu

Donald Trump swoimi radykalnymi wypowiedziami zmobilizował własnych wyborców. Lewicowy elektorat zmobilizowany był o wiele słabiej. Czy u nas widać takie objawy zniechęcenia zwolenników dotychczasowej władzy?

W Polsce około 53 proc. wyborców chce nadal głosować na partie koalicji 13 grudnia. Bardzo niepokojące są jednak dla obozu władzy szczegółowe wyniki kilku sondaży, z których można wysnuć wnioski, że od połowy do jednej trzeciej z tych 53 proc. jest zniechęcona,  a więc skłonna do demobilizacji. Według sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej”, tylko 25 proc. Polaków deklaruje, że za obecnej władzy żyje się im lepiej, 44 proc. że  bez zmian, a 27 proc. że gorzej. Według sondażu United Surveys, rząd Tuska zbiera 38 proc. ocen pozytywnych, 28 proc. neutralnych i 32 proc. negatywnych. Według tej samej pracowni, 36,9 proc. Polaków uważa, że rząd wywiązuje się z obietnic, przeciwnego zdania jest 51,4 proc. badanych, a 11,7 proc. nie ma w tej sprawie zdania. Z kolei 57 proc. nie jest zadowolonych z tempa realizacji obietnic wyborczych, a zadowolonych jest 41 proc.

W sondażu United Surveys dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” padło też pytanie, która z obietnic wyborczych rządu Donalda Tuska powinna być zrealizowana jak najszybciej. Ankietowani mieli możliwość zaznaczenia do trzech odpowiedzi. Najwięcej z nich postawiło na to, czego Tusk z pewnością nie zrobi, czyli poprawę ochrony zdrowia. Tę odpowiedź wskazało 55,6 proc. pytanych. 40,5 proc. ankietowanych chciałoby jak najszybszego obniżenia podatków, a 37,8 proc. – reformy wymiaru sprawiedliwości. Szybkiej modernizacji polskiej armii chciałoby 25,9 proc., a 17 proc. wskazało na transformację energetyczną. 16,8 proc. stwierdziło, że powinno nastąpić przyspieszenie realizacji obietnicy likwidacji Funduszu Kościelnego, 16 proc. – odpolitycznienia spółek Skarbu Państwa, a zaledwie 15,4 proc. – rozliczenia poprzedniej władzy.  15,2 proc. chciało jak najszybszego ułatwienia dostępu do prawa aborcyjnego, a 11,1 proc. – wprowadzenia związków partnerskich. Sprawa zniesienia zakazu handlu w niedzielę okazała się pilna dla 6,4 proc. ankietowanych.

Oni muszą kłamać o faktach. A to w kampanii prezydenckiej ryzykowne

Podsumowując – objawy zniechęcenia jak na czas zaledwie 11 miesięcy sprawowania władzy są znaczące, a widoki na poprawę tej sytuacji mgliste.

Dlatego politycy koalicji 13 grudnia muszą coraz częściej udawać kogoś, kim nie są. Tusk najpierw ogłosił się największym wrogiem imigrantów, a potem stwierdził, że nie mówił o Trumpie tego, co mówił, nazywając go kimś, kto może być rosyjskim agentem. A dziennikarce Monice Rutke, która zadała kłopotliwe pytanie w tej sprawie, powiedziano, że nie będzie więcej zapraszana na konferencje.

O swoich bluzgach na Trumpa zapomnieć chciałby także Radosław Sikorski, który rozpoczął właśnie ten sam festiwal obłudy, jaki odgrywa od ponad 30 lat, czyli przechwałki, jakim jest wielkim światowcem i kogo to on w Ameryce, także spośród republikanów, nie zna. 30 lat temu, gdy Polacy mało znali Zachód, robiło to wrażenie, dziś częściej budzi politowanie i prowokuje najważniejsze pytanie: a jaki pożytek miała dotąd z tych znajomości Polska i dlaczego żaden?

Tusk, patologiczny łgarz, który umie kłamać jak z nut, stał się z dnia na dzień przeciwnikiem imigrantów, ale najbardziej prawdopodobnym kandydatem KO na prezydenta ma być Rafał Trzaskowski, z którym jest ten problem, że gdy kłamie, od razu to widać. Niegdyś zapowiedzi, że pójdzie na Marsz Niepodległości, nie dały mu jakoś zwycięstwa w wyborach. Wyobrażają go sobie Państwo, jak wygraża nielegalnym imigrantom i trochę odcina się od parad równości, bo to zalecą mu zapewne doradcy?

Taka nieszczerość widoczna jest bardziej w kampanii prezydenckiej, będącej starciem osobowości kandydatów. W wyborach prezydenckich w 2015 roku dynamiczny i energetyczny Andrzej Duda właśnie swoją osobowością przyćmił Bronisława Komorowskiego, przysypiającego lub plączącego się w kłamstwach, gafach i szemranych rosyjskich związkach. Kamali Harris w kampanii także nie pomogły całkiem odmienne przekazy do sympatyków Izraela i Palestyny.

PiS potrzebuje swojego Elona Muska. I Joego Rogana

Kandydat PiS musi ponadto opakować swój program w porywającą wizję, co Trumpowi zapewnić miał Elon Musk. I prześcignąć rywala technologicznie.

Ważną rolę w sukcesie Trumpa odegrała taktyka „bro-whispering”, czyli komunikacja z młodszymi mężczyznami, prowadzona za pośrednictwem influencerów, podcasterów i komików, mających duży wpływ na tę grupę wyborców. Duże znaczenie miał fakt, że wystąpił on w popularnym podcaście „The Joe Rogan Experience”. Program prowadzony przez Joego Rogana miał duży wpływ na opinię młodszych wyborców. Rogan, mający ponad 18 milionów subskrybentów na YouTube, stał się kluczową postacią w kampanii Trumpa. Tymczasem Kamala Harris odmówiła występu w jego programie, na czym niewątpliwie straciła. Podobne niesztampowe pomysły na kampanię kandydata PiS muszą powstawać już teraz, to ostatni dzwonek.

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz