Dla nich najważniejsze jest to, żeby rząd w Polsce był proniemiecki. Mało istotne, czy on będzie demokratyczny, czy nie, istotne jest, żeby ich polityka była realizowana. I nie chcą, żeby Polska przeszkadzała w ich brudnych geszeftach – mówi portalowi Niezalezna.pl prof. Bogdan Musiał, komentując przyznanie Donaldowi Tuskowi kolejnej niemieckiej nagrody.
W czwartek w Poczdamie Donald Tusk zostanie uhonorowany prestiżową nagrodą M100 Media Award przyznawaną przez organizację M100 Sanssouci Colloquium. Będzie to dla niego kolejny z wielu dowodów uznania ze strony naszych zachodnich sąsiadów, nie licząc oczywiście tych nieoficjalnych i być może także tych, o których sam Tusk wolałby nie mówić.
Wcześniej laudacje na cześć Tuska wygłaszała była kanclerz Angela Merkel, a tym razem miał to zrobić Olaf Scholz. Okazało się jednak, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom, w Poczdamie ani Tuska, ani Scholza nie będzie, a nagrodę w imieniu polskiego premiera odbierze minister sprawiedliwości Adam Bodnar.
Być może wynika to z pewnej niezręczności, bo Tusk został tym razem doceniony – uwaga! – za „walkę z autokracją” oraz „przywrócenie w Polsce demokracji i praworządności”. A jak pokazują ostatnie miesiące, z praworządnością i demokracją jego rząd ma niewiele wspólnego, a i Niemcy w tym zakresie nie mają się czym pochwalić.
Pytany, czym Donald Tusk zaskarbił sobie tak ogromne uznanie za Odrą, historyk, zajmujący się w badaniem relacji Niemiec, Polski i Rosji w XX w. prof. Bogdan Musiał przypomniał w rozmowie z Niezalezna.pl, że – jak wynika z uzasadnienia – Tusk zostanie przez Niemców uhonorowany „za walkę z PiS-em, czyli rządem demokratycznym w Polsce, który rządził przez dwie kadencje”. - Ich zdaniem rządy PiS-u były autokratyczne i Donald Tusk się bardzo w walce z nimi zasłużył – dodał nasz rozmówca.
Zwrócił uwagę, że kanclerz Scholz, który miał wygłosić dla Tuska laudację, „razem z Gerhardem Schröderem i Frankiem-Walterem Steinmeierem tworzyli tzw. partnerstwo z bandytami, z Putinem”. - A niedawno Scholz pojechał do Chin, robić brudne geszefty ze zbrodniczym totalitarnym państwem. I to jest właśnie problem niemieckiej klasy politycznej i niemieckich mediów, że oni tego nie dostrzegają – dodał.
- Scholz wie z kim robi interesy, wie, że Putin jest zbrodniarzem, to nic nowego. Ale on jest jednym z ojców Nord Stream II, to są jego działania jako wicekanclerza. I to jest człowiek, który chce kogoś nagradzać za walkę z autokracją i wygłaszać mowy pochwalne
- wskazał prof. Musiał.
Rozmówca Niezalezna.pl podkreślił, że wręczając nagrodę Tuskowi za rzekomą walkę z autokracją, „Niemcy chcą odwrócić uwagę od własnych działań, brudnych geszeftów z Putinem czy brudnych geszeftów z Chinami, które są obecnie ich najważniejszym partnerem”. - Ich cały model gospodarczy opiera się na współpracy z Pekinem i z Moskwą. Były ambasador USA w Berlinie powiedział im: „nie tuczcie bestii”. Chodziło mu oczywiście o Putina. A oni robili to i dalej robią interesy z bandytami i przestępcami. A przecież to już nawet nie są systemy autokratyczne, tylko zbrodnicze, totalitarne – ocenił.
- To jak ze słoniem na scenie, którego przez umiejętne oświetlenie czegoś innego można nie zauważyć. Tu chodzi o niemieckiego słonia, który robi brudne interesy z przestępczymi reżimami i chce od nich odwrócić uwagę. I tutaj właśnie mamy Donalda Tuska, który rzekomo walczy z autokracją, ponieważ rządy prawicy kontestowały, krytykowały właśnie m.in. te działania niemieckie, w szczególności politykę pro-putinowską
- tłumaczył historyk, podkreślając, że „PiS od samego powstania – i słusznie - był krytyczny wobec niemieckiej polityki na kierunku wschodnim, bo była to polityka przestępcza”.
Zdaniem prof. Musiała, laudacja, którą miał wygłosić niemiecki kanclerz mogła być w tej sytuacji wyrazem pewnego wyrachowania. - Teraz mu nie wyszło, bo Donald Tusk chyba tą niestosowność zauważył, że Scholz, który uważał się za przyjaciela Putina miałby przemawiać na jego cześć. Sądzę, że to była ta przyczyna, że dla Tuska byłoby to może trochę za mocne – wyjaśnił.
Prof. Musiał podkreślił, że Niemcy mają pełną świadomość tego co się dzieje w Polsce, w tym także tego, że Tusk nie przywraca żadnej praworządności, ale łamie wręcz konstytucję.
- Dla nich najważniejsze jest to, żeby rząd w Polsce był proniemiecki. Mało istotne czy on będzie demokratyczny czy nie. Istotne jest, żeby ich polityka była realizowana. Bo ich interesem jest, żeby w Polsce nie było rządu krytycznego wobec Berlina, żeby nie przeszkadzał w ich brudnych geszeftach
- stwierdził rozmówca Niezalezna.pl.
Przyznał też, że „w pakiet zasług rządu Tuska dla niemieckiej gospodarki wpisać można wstrzymanie lub opóźnienia w realizacji kluczowych dla Polski inwestycji, jak budowę CPK, elektrowni jądrowych czy portu kontenerowego w Świnoujściu i użeglownienie Odry”. - Ale chyba najważniejsze było jednak kontestowanie przez Polskę ich polityki wschodniej. Jeżeli spojrzymy na historię – nie chciałbym przesadzać - ale to dzięki PiS-owi Ukraina nie upadła w początkowym okresie wojny, co było w interesie Niemiec. Z ich punktu widzenia, bardzo egoistycznego i przestępczego, Polska pisowska bruździła w polityce niemieckiej i europejskiej – podsumował prof. Bogdan Musiał.