Marcin Romanowski musi siedzieć i następni muszą siedzieć, by Platforma tym samym zmaksymalizowała szanse swojego kandydata w wyborach prezydenckich - pisze Katarzyna Gójska w "Gazecie Polskiej".
Wicemarszałek senatu ogłosił wyraźnie rozczarowany, iż koalicja 13 grudnia miała być przygotowana do rozwalenia PiS – ale jak widać po sprawie posła Marcina Romanowskiego, owa gotowość nie zadowala nawet najwytrwalszych członków tej politycznej sekty. Dzięki wynikającej z tego frustracji prawdziwy powód wszystkich aresztowań, zakuwania w kajdany, budzenia co godzinę i rozkazów rozbierania się do naga został otwarcie nazwany w przestrzeni publicznej i za to panu Kamińskiemu można podziękować. Jednak każdy, kto w miarę wnikliwie śledzi doniesienia na temat tej tzw. afery funduszu sprawiedliwości, wyrobił sobie o niej opinię bez szczerości tego politycznego wolciarza. Zatem – nie ma afery. Bo gdyby było: przywłaszczenie mienia, korupcja, wyprowadzanie pieniędzy, to już dawno byśmy o tym wiedzieli, a premier nie musiałby podkręcać przekazu krzykami o pośle złodzieju.
Tymczasem w tej aferze co i rusz zmienia się główna zbrodnia. Najpierw były wozy strażackie, potem dorzucono garnki dla kół gospodyń wiejskich, a kiedy i to nie pomogło, to na ostro na celownik wzięto księdza i dwie urzędniczki. Sęk w tym, iż poza tymi, którzy łykną najgłupszą z głupot tylko dlatego, iż obwieścił ją jakże praworządny i uczciwy Kraśko z TVN, nikt inny nie rozumie, na czym ta afera ma polegać. Kto i jak się na niej do licha wzbogacił? Nie znam dokumentów, ale nie rozumiem opowieści uzurpatora Korneluka. Nawet więcej – jestem przekona, że i ten nieszczęsny człowiek sam się w nich gubi. Nie kupuję zarzutu o rozdawanie sprzętu w czasie kampanii wyborczej, bo polska (zresztą czy tylko ona? – no, nie) polityka stoi takimi praktykami. A wśród koalicji rządzącej są tacy mistrzowie tych zabiegów, którym posłowie prawicy nie dorastają do pięt. I bez względu na to, jak oceniam takie praktyki – a oceniam je źle – to, na Boga, tu nie ma ani złodziejstwa, ani afery. I zgadzam się z Piotrem Ikonowiczem, który na antenie Republiki szczerze powiedział, iż jednym z ewentualnych powodów niewnioskowania o uchylenie międzynarodowego immunitetu posła Suwerennej Polski była świadomość miałkości dowodów i samych zarzutów. W Radzie Europy to po prostu mogłoby nie przejść. Ale jestem daleka od przypuszczeń, że ta kompromitacja ostudzi autorytarne zapędy w głowach najbardziej twardogłowych polityków koalicji Tuska. Należy się spodziewać pójścia w zaparte choćby poprzez szukanie bardziej postępowego składu sądu odwoławczego w Polsce, który jednak przychyli się do opinii wybrańców ministra Myrchy. Obawiam się, że Romanowski musi siedzieć i następni muszą siedzieć, by Platforma tym samym zmaksymalizowała szanse swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Tu rzeczywiście chodzi o „rozwalenie PiS”, czyli po prostu „rozwalenie” jedynej prawdziwej konkurencji politycznej. To nie tylko zemsta polityczna, ale przede wszystkim przygotowanie gruntu pod domknięcie systemu, jakie może się dokonać poprzez zdobycie przez koalicję 13 grudnia także Pałacu Prezydenckiego. To powinno być ważnym ostrzeżeniem dla szeroko rozumianego środowiska prawicowego w Polsce – brak jedności przekreśli szanse na zwycięstwo. Brak współpracy między Zjednoczoną Prawicą a kończącym swą kadencję prezydentem Andrzejem Dudą właśnie w zbliżającej się kampanii wyborczej będzie miał złe konsekwencje. Stawką przyszłorocznego politycznego starcia jest coś znacznie większego niż urząd głowy państwa. To walka o obronienie niepodległości Polski między tymi, którzy chcą jej zachowania, a tymi już przebierającymi nogami do bycia namiestnikami polskiej prowincji nowego europejskiego tworu.