Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Politolog dla Niezalezna.pl: Przyszłe wybory prezydenckie będą ostatnią szansą Francuzów!

Komentując wyniki wyborów parlamentarnych w Wielkiej Brytanii i we Francji, politolog dr Krzysztof Kawęcki stwierdził, że fakt, iż centroprawica nie wypełnia swoich zobowiązań wobec wyborców, często pomaga „zaistnieć” bardziej wyrazistym partiom: prawicowym, konserwatywnym czy narodowym. Takim jak hiszpański „Vox”, partia Nigela Faraga w Wielkiej Brytanii czy Zjednoczenie Narodowe we Francji – dodał nasz ekspert.

Francja
Francja
gregroose - pixabay.com

Porozmawiajmy o ostatnich wyborach parlamentarnych w Wielkiej Brytanii i we Francji. I tak w Wielkiej Brytanii wygrała Partia Pracy, czyli laburzyści, którzy już utworzyli nowy rząd. Dlaczego oni właściwie wygrali i czy program nowego rządu będzie się jakoś specjalnie różnił od tego, co robili torysi, czyli członkowie Partii Konserwatywnej? W końcu ta partia bardzo upodobniła się do lewicy!

Rzeczywiście, w tej chwili zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w ogóle w całej Europie, różnice między centroprawicą a lewicą coraz bardziej się zacierają.

I wydaje się, że wygrana w Wielkiej Brytanii laburzystów, czyli socjalistów lub socjaldemokratów, jest w dużym stopniu pochodną właśnie tego, że kwestie – powiedziałbym - społeczne, niewiele różnią konserwatystów i tych, którzy teraz wygrali w brytyjskich wyborach parlamentarnych.

Poza tym wydaje się, że brytyjska Partia Konserwatywna już od dłuższego czasu przeżywa kryzys. Kryzys przywództwa i wyrazistości. Ostatnim naprawdę wybitnym liderem tej partii była Margaret Thatcher. Później różnie to wyglądało. Można powiedzieć, że liderzy byli mało wyraziści. A polityka w Zachodniej Europie (a chyba szczególnie w Wielkiej Brytanii) jest bardzo spersonalizowana: dużą rolę odgrywa osoba lidera. Może nawet bardziej głosuje się na lidera niż na program partii politycznej. Więc brak wyrazistości i wyraźnego lidera, jeżeli chodzi o konserwatystów, niewątpliwie też miał wpływ na efekt wyborów. Mimo tego, że przecież gospodarcza sytuacja Wielkiej Brytanii jest dobra. Po wyjściu z Unii Europejskiej wcale nie nastąpiło tam jakieś załamanie!

A z czego wyniknął względny sukces mocno prawicowej partii Nigela Faraga? Czy z tego, że konserwatyści przestali być już konserwatywni?

Niewątpliwie, w sukcesie Faraga również i to odegrało swoją rolę. Z drugiej strony on jest bardzo wyrazistym politykiem. Co na pewno też ma znaczenie. Bo w obecnym systemie demokratycznym podejmowanie decyzji i wyrazistość w jakiś sposób procentują. 

Wydaje się przy tym, że Farage po prostu przejął część wyborców torysów. I to jest oczywiście kwestia tego, że mamy zaniechania ze strony konserwatystów. Ale to jest zjawisko  – powiedziałbym –  ogólnoeuropejskie: fakt, że centroprawica, czyli partie – powiedziałbym - „umiarkowanej prawicy” nie wypełniają swoich zobowiązań wobec wyborców i nie realizują tego programu, który wcześniej głosiły, często pomaga „zaistnieć” wyrazistym partiom: prawicowym, konserwatywnym, narodowym...

Taka sytuacja miała miejsce w Hiszpanii, gdzie nominalnie konserwatywna Partia Ludowa z konserwatyzmem w zasadzie już nie ma nic wspólnego i niewiele różni się od socjalistów. Z czego wynikają sukcesy partii Vox. Taka sytuacja jest również w innych krajach. Przykładów można by podawać więcej. Bo życie polityczne nie znosi próżni!

Przejdźmy do Francji.  Gdzie właśnie bardzo wyrazista partia była bliska zdobycia władzy. Przynajmniej tak się mówiło. A jednak do tego przejęcia sterów rządu przez Zgromadzenie Narodowe nie doszło! Co więc stało się we Francji?

Przede wszystkim można powiedzieć, że przegrała Francja. Przegrała przede wszystkim Francja! Przegrała nadzieja na normalność we Francji. I przegrali również wyborcy, którzy głosowali – przynajmniej w pierwszej turze – w dużym stopniu na Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen.

Trzeba tu przede wszystkim powiedzieć, że porażka Zjednoczenia Narodowego i zwycięstwo skrajnej lewicy i komunistów oraz drugie miejsce obozu prezydenckiego Macrona było możliwe tylko i wyłącznie dzięki temu, że doszło do porozumienia tych dwóch grup politycznych. Tworzących – powiedziałbym - pewien obóz masońsko-lewicowy. Obóz, który właśnie zablokował Zjednoczenie Narodowe!

A zatem Zjednoczenie Narodowe padło ofiarą ordynacji wyborczej pozwalającej na pewne manipulacje. I one właśnie nastąpiły: w wielu okręgach wyborczych wszyscy inni wystąpili przeciw kandydatowi Zjednoczenia Narodowego. Bo gdyby w drugiej turze nie wycofano z udziału w wyborach ponad dwustu kandydatów (mówię o socjalistach, lewicy i obozie Macrona), to zwycięstwo Zjednoczenia Narodowego byłoby oczywiste. A więc – powiedziałbym – w dużym stopniu nie została uszanowana wola wyborców. Francuzów, którzy chcieli pewnych zmian.

Trzeba też jeszcze powiedzieć, że Zjednoczenie Narodowe nie jest żadną partią skrajnie prawicową. Jest to partia, która w sferze obyczajowej czy światopoglądowej głosi poglądy niezbyt odległe od poglądów „Centrum”. Można powiedzieć, że są to poglądy centrowe.

Natomiast walka ze Zjednoczeniem Narodowym jest podyktowana tym, że ono występuje przeciwko imigracji. To w zasadzie jedyny taki naprawdę wyrazisty punkt, który różni Zjednoczenie Narodowe od establishmentu wszystkich innych partii politycznych. Ale to potwierdza, że we Francji (ale pewnie i w całej Europie) klasa polityczna nadal opowiada się za polityką proimigracyjną. I dlatego sprzeciw Zjednoczenia Narodowego wobec niekontrolowanej imigracji (ale też obawa przed utratą władzy) wywołał ostrą reakcję właśnie ze strony sił lewicowych i liberalnych.

A co będzie dalej? Czy Pana zdaniem prezydent Macron zdoła utworzyć nowy rząd z tak zwanych sił centrowych? Jak to - zdaje się – miał w planie! Bo chciał odsunąć i skrajnie lewicową „Francję nieujarzmioną” i rzekomo skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe. A może we Francji po prostu nie będzie rządu?

Nie wiem, czy naprawdę Macron, mówiąc o oddaleniu skrajności, wierzył w to. Wydaje mi się, że chyba nie. Bo biorąc pod uwagę jego niskie notowania, to zapewne zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie odsunąć  – tak, jak rzeczywiście mówił –  tak zwanych skrajnej lewicy i skrajnej prawicy. Sądzę więc, że te wypowiedzi były raczej dyktowane jego wyborcom. Po prostu pojawiły się na użytek francuskiej opinii publicznej!

Aby pokazać to, że prezydent Macron rzekomo chce doprowadzić do pewnej normalności. Do „cięcia po skrzydłach” - jak sam mówił. Natomiast chyba doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ta jego gra: ogłoszenie przedterminowych wyborów, prawdopodobnie skończy się  tak, że nie uda się utrzymanie władzy przez jego obóz polityczny. I będzie musiał w jakiś sposób podzielić się władzą ze skrajną lewicą. Być może nie sądził, że komuniści, socjalistyczna lewica i skrajna „Francja Nieujarzmiona  Jeana Luca Melenchona uzyskają aż taki wynik. Być może tego nie przewidywał.

Ale cóż: uprawnienia prezydenta są daleko idące. Myślę, że rząd Francji będzie tworzył się przez co najmniej kilkanaście tygodni. Albo jeszcze  dłużej!

Później, po roku – zgodnie z francuskim prawem – mogą nastąpić nowe wybory i tak dalej. 

Lecz wcześniej pewnie rozpocznie się tam jakaś walka o wpływy, o stanowiska. Walka w ramach tak zwanego frontu republikańskiego. A więc między obozem Macrona i obozem skrajnie lewicowym. Ale niechęć, a nawet – powiedziałbym - nienawiść wobec Zjednoczenia Narodowego oraz proimigracyjna i prounijna polityka w wydaniu obecnych elit brukselskich to coś, co ich po prostu łączy. I to jest czynnik nawet silniejszy niż oczywiste różnice, które między nimi występują.

Za trzy lata będą we Francji wyboru prezydenckie. Czy kandydat Zjednoczenia Narodowego będzie miał wreszcie szansę na to, aby zostać prezydentem? Czy też „front republikański” po prostu zatrzyma go? Jak to było do tej pory zawsze.

Szanse pewnie są! Powiedziałbym nawet, że przyszłe wybory prezydenckie naprawdę będą ostatnią szansą i ostatnią nadzieją Francuzów na to, żeby przywrócić we Francji jakąś normalność i jakieś wewnętrzne bezpieczeństwo. A także zastopować politykę proimigracyjną, która prowadzi do rozkładu Francji. Wręcz do jej upadku i zaniku!

Więc to ostatnia szansa dla Francji. Oczywiście, dużo tu będzie zależało od mobilizacji elektoratu: jednego i drugiego. Ale widać, że już w tych wyborach nastąpiła mobilizacja zarówno zwolenników „Nowego Frontu Ludowego”, jak i zwolenników tej tak zwanej republiki laickiej. I najbardziej prawdopodobny scenariusz wydaje mi się taki, że ta sytuacja, która miała miejsce teraz, powtórzy się również w wyborach prezydenckich. Sytuacja, kiedy wszyscy są przeciwko Marine Le Pen!

Zatem aby ona została prezydentem, musi wygrać w pierwszej turze wyborów. Ale to wydaje się bardzo mało prawdopodobne, że Marine Le Pen już w pierwszej turze uzyska ponad 50 procent głosów. Choć oczywiście wszystko jest jeszcze możliwe! Nic nie zostało przesądzone! Ale – powtarzam - na pewno można przyjąć, że francuskie siły lewicowo-liberalne zastosują ten sam manewr jak obecnie po to, aby w drugiej turze zablokować Marine Le Pen. Poprą tego kandydata, który w pierwszej turze wyborów prezydenckich uzyska najlepszy wynik. Po to, żeby skutecznie rywalizował z Marine Le Pen. Jeśli więc ona uzyska naprawdę dobry wynik - w granicach 45 procent w pierwszej turze, to być może ma szansę na zwycięstwo. Ale to wielka niewiadoma. Jeszcze wiele rzeczy może się wydarzyć!

Niewątpliwie szansą dla Marine Le Pen jest to, że nowy francuski rząd będzie bardzo niespójny i niestabilny. I nie przetrwa. Albo będzie trwał rządowy chaos. I Francuzi może będą chcieli jakiejś zmiany.

Chociaż, trzeba dodać, zwycięstwo Marine Le Pen nie oznacza radykalnej zmiany sytuacji politycznej we Francji. Ale byłaby to szansa na tak zwaną kohabitację, bardzo trudną. Ale być może część centrowych wyborców będzie kierowało się tą zasadą, że „cóż, Marine Le Pen niech będzie prezydentem, ale wiadomo, że i tak rząd będzie lewicowo-liberalny. Więc zostanie zachowana zasada pewnej równowagi”.

Zatem w dużym stopniu wynik wyborów prezydenckich będzie zależał od elektoratu „niezdecydowanego” czy „centrowego”. Bo widać, że polaryzacja jest mocna i na pewno nastąpi mobilizacja jednej i drugiej strony.

Sprawa francuskich wyborów prezydenckich jest wciąż otwarta. Mamy trochę czasu, więc wewnętrzna sytuacja Francji może się jeszcze zmienić! 

Mówił Pan o mobilizacji elektoratów. Nawiązując do tego, chcę zapytać się o to, czy jest prawdą, że w niedawnych wyborach we Francji nastąpiła mobilizacja elektoratu imigranckiego. Tych – powiedzmy - „kolorowych” mieszkańców przedmieść, którzy zwłaszcza zagłosowali na skrajnie lewicową „Francję Nieujarzmioną”. W przestrzeni liberalnych mediów pojawiły się już takie opinie. Czy są prawdziwe?

Być może są już badania na ten temat. Ale nie sądzę, żeby tak było. Bo - jak wiemy - ośrodki badawcze w imię politycznej poprawności na ogół pomijają rzetelne badania na temat tego, jak głosują poszczególne grupy. Również etniczne. W tym imigrantów w kolejnych pokoleniach: pierwszym, drugim czy trzecim. Uwzględniając więc poprawność polityczną badaczy, można tylko intuicyjnie orzec, że zapewne było tak, jak pan zasugerował..

Na koniec dodam, że Francja jest państwem zmierzającym ku upadkowi co najmniej od Rewolucji Francuskiej. A zmierzch potęgi Francji już nastąpił. Z krótką przerwą w okresie pierwszej wojny światowej. Kiedy to Francja rzeczywiście poniosła główny ciężar zwycięstwa nad Niemcami. I przez pewien czas po I wojnie światowej prowadziła politykę prawdziwie europejską. Mocarstwową. Po II wojnie światowej nastąpiła próba odbudowania tej polityki, podjęta przez generała de Gaulla.

Więc są pewne tradycje, do których da się jeszcze nawiązać. I być może sytuacja we Francji zmieni się na lepsze.       
   


    
 

 



Źródło: niezalezna.pl

Eryk Łażewski