Walka o polską granicę trwa od trzech lat. Do tej pory nie były konieczne żadne zespoły prokuratorskie śledzące żołnierzy. One są wynalazkiem rządu szefa Platformy. Kto na nich korzysta? To jasne jak słońce – agresorzy - pisze w "Gazecie Polskiej" red. Katarzyna Gójska.
Ataki na polską granicę od strony Białorusi trwają od trzech lat. W szczytowych momentach nasze państwo było wręcz szturmowane przez kilkutysięczne hordy wspierane logistycznie przez służby z Mińska i z Moskwy. Jesienią 2021 roku rozgrywały się tam prawdziwe bitwy z funkcjonariuszami broniącymi terytorium Rzeczypospolitej. Agresorzy byli uzbrojeni w sprzęt mogący zranić, a nawet zabić.
Dziwnym trafem to właśnie Polska, mimo najlepszego zabezpieczenia granicznego, stała się obiektem najbardziej zaciekłych i długofalowych ataków. Dlaczego? Otóż dlatego, iż celem tych akcji nie jest fizyczne przedarcie się na nasz teren, lecz oddziaływanie na społeczeństwo: straszenie, generowanie konfliktów, rozbijanie jedności wobec realnego zagrożenia. To po prostu przygrywka przed potencjalnie znacznie poważniejszym atakiem. Okazało się, że u nas nad wyraz skuteczna.
Można śmiało powiedzieć, iż cel został osiągnięty: wywołano zamęt społeczny, uwolniono nieprawdopodobną falę pogardy wobec żołnierzy i funkcjonariuszy, wręcz krępując ich determinację. I dziś mamy pierwszą realną ofiarę wszystkich tych, którzy włączyli się – niby ze względów humanitarnych – w wymierzoną wobec RP akcję hybrydowej napaści. A główną siłą uczestniczącą od samego początku po stronie agresorów była partia Tuska z nim samym na czele. W tej sprawie nic się nie zmieniło.
Opowieści o jakiejś Tarczy Wschód to bujdy na resorach. Plany przedstawione przez ministra obrony narodowej w tej sprawie (wiem, iż ogólne, bo ze zrozumiałych względów szczegółowe być nie mogły) ukazują jakąś banalną sieć umocnień, która w zestawieniu w zasiekami zbudowanymi przez Ukraińców na granicy z Białorusią wydaje się być co najwyżej torem przeszkód, a nie zaporą zdolną do choćby chwilowego powstrzymania realnego najazdu. To wszystko teatr mający uśpić czujność Polaków, którzy w ogromnej większości są przekonani o konieczności wzmacniania potencjału obronnego. Pijarowy pic na wodę fotomontaż.
Prawdziwe jest za to co innego – blokowanie determinacji obrony Polski przez instytucje nielegalnie zawładnięte przez rządzącą koalicję. Widać to jak na dłoni – prokuratura powołuje zespoły śledczych, które mają czuwać nad służbą żołnierzy i funkcjonariuszy na granicy. To nic innego jak wywieranie presji, odbieranie pewności siebie, dawanie sygnału, iż lepiej będzie, jeśli nie będą szczególnie angażować się w działania strzegące terytorium RP, bo to oznacza problemy.
Kiedyś środowisko polityczne Tuska dezorganizowało pracę, nasyłając swoich posłów, media i tzw. wolontariuszy na granicę, robiąc z nas wszystkich naród zwyrodnialców popierających pastwienie się nad dziećmi i kobietami w ciąży, a dziś już innymi metodami próbuje osłabić morale naszych obrońców. Walka o polską granicę trwa od trzech lat. Do tej pory nie były konieczne żadne zespoły prokuratorskie śledzące żołnierzy. One są wynalazkiem rządu szefa Platformy. Kto na nich korzysta? To jasne jak słońce – agresorzy.