W rozmowie z naszym portalem europoseł PiS Elżbieta Rafalska - była minister rodziny, pracy i polityki społecznej, stwierdziła, że „babciowe” ma wiele słabych punktów. Jednym z nich będzie – dodała europoseł Rafalska – pewnego typu społeczny przymus do tego, aby kobiety po urodzeniu dziecka szybko wracały do pracy. Bo będzie to dla nich korzystniejsze finansowo.
Rząd Donalda Tuska planuje wprowadzić w życie zapowiadane przez siebie już w kampanii wyborczej „babciowe”, czyli program społeczny o nazwie „Aktywny Rodzic”. Program ten tworzą trzy świadczenia: „Aktywni rodzice w pracy”, „Aktywni w żłobku”, Aktywni w domu”. Co pani sądzi o wspomnianym programie?
Co mogę powiedzieć? Wpierw to, że ostateczna propozycja przedstawiona do konsultacji społecznych jest trochę odległa od tego, o czym mówił i co obiecywał Donald Tusk w trakcie kampanii. Niemniej wszystkie działania, które mają wspierać rodzinę, zawsze są cenione. Jednak nie podoba mi się to, że ma być zlikwidowany program „Rodzinny Kapitał Opiekuńczy”. Nie będzie też możliwości rocznego okresu wybierania świadczenia w wysokości 1000 zł dla rodziców, którzy pozostają w domu z dziećmi.
Poza tym program „Aktywny Rodzic” jest naprawdę skomplikowany: ma trzystopniową ofertę. I wydaje mi się, że jego oddziaływanie może napotkać na pewne trudności. I tak na przykład, jeżeli chodzi o część żłobkową, to istota trudności tkwi w fakcie, że znaczna część samorządów nie jest zainteresowaną budową żłobków. A potem koniecznością ich utrzymywania ze środków samorządowych.
Co do zaś programu jako takiego, to czekamy na szczegółowe zapoznanie się z tym projektem i uwagi pochodzące z konsultacji społecznych. Choć już teraz powiem, iż nie sądzę, aby on miał jakiś wpływ prodemograficzny. Ale – oczywiście - cenne są wszystkie inicjatywy, które pomagają godzić role zawodowe i rodzinne.
Jednak w żaden sposób nie można deprecjonować tych kobiet, które podejmują decyzje o tym, że chcą pozostać w domu i wychowywać dzieci. Bo to jest ich indywidualna, osobista, rodzinna decyzja. I kierunek działań powinien być taki: wsparcie głównie dla osób z mniejszych miejscowości. Tam, gdzie do tej pory nie ma miejsc żłobkowych. I dlatego przewidywane w programie „Aktywny Rodzic” dofinansowanie do samego miejsca żłobkowego może być niewystarczające, bo w wielu miejscach żłobka po prostu nie ma!
Na razie czekam na debatę o tym programie. W odpowiednim momencie włączę się do niej. Nasze stanowisko jest zresztą otwarte na dyskusję. I na pewno będziemy zgłaszać poprawki. Bo słyszałam takie zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości.
Przejdźmy do szczegółów programu „Aktywny Rodzic”. Świadczenie „Aktywni rodzice w pracy” zasadniczo przewiduje 1500 zł miesięcznie wypłacane przez dwa lata od ukończenia przez dziecko pierwszego roku życia. Ale pod warunkiem zawarcia umowy! Rodzice więc będą musieli zawierać umowę. Na przykład z babcią. I jeszcze będą płacone składki od owej umowy. To wszystko jest i skomplikowane, i nie wiadomo, czy korzystne.
W ogóle – o czym już mówiłam - program jest skomplikowany. Proszę pamiętać, że ustawowo umowy aktywizacyjne i możliwości zawierania umów z nianiami były już wcześniej dopuszczone. A kwota 1500 zł nie jest kwotą odpowiadającą wynagrodzeniu za wysiłek sprawowania opieki nad dziećmi pod nieobecność rodziców.
Pojawiały się też głosy, że nie wszędzie dziadkowie będą mogli opiekować się dziećmi lub będą tym zainteresowani, bo część z nich pracuje. A wspomniana kwota – jak już wspomniałam - jest dosyć odległa od kwoty wystarczającej dla pokrycia kosztów opieki nad dzieckiem. Czyli dochodzimy do tego, że – moim zdaniem – to wsparcie jest korzystniejsze dla osób, które są w dobrej lub w bardzo dobrej sytuacji dochodowej, bo one będą mogły dopłacić brakującą sumę. Będzie natomiast niewystarczające dla osób mieszkających w małych miejscowościach. Mniej zarabiających. I dodatkowo, niemających dostępności do opieki żłobkowej.
Więc słabych punktów omawianej regulacji jest sporo. Myślę, że ten projekt po prostu będzie wymagał poprawy w toku prac nad nim. On przecież dopiero co został przyjęty przez Radę Ministrów. Idzie teraz do konsultacji społecznych. W ich trakcie będą zgłaszane uwagi. Zatem trzeba będzie nad tym pracować!
Stwierdziła Pani, że Rodzinny Kapitał Opiekuńczy zostanie zlikwidowany. Co będzie w zamian?
Tak. „Rodzinny Kapitał Opiekuńczy” - jako projekt czy program Prawa i Sprawiedliwości - ma zostać zlikwidowany. Z całą pewnością te elementy, które mają znak Prawa i Sprawiedliwości i są firmowane przez nas, bolą trochę rząd czy Ministerstwo Rodziny. I obecnie rządzący chcą się ich pozbyć. I dlatego formuła „Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego” będzie zlikwidowana. Natomiast środki zabezpieczone w budżecie na finansowanie „Kapitału Opiekuńczego” na rok 2024 pewnie zostaną przeniesione na program „Aktywny Rodzic”. I jaka tu jest zmiana! Przede wszystkim taka, że nie będzie stosowany ten element, iż „Kapitał Opiekuńczy” przysługuje na drugie dziecko. A nie ma go przy pierwszym dziecku. W tej chwili pieniądze będą przysługiwały od pierwszego dziecka. To jest ta różnica między ich pomysłem a naszym: brak prodemograficzności!
Kolejna sprawa: wydaje się, że w propozycjach rządu widać to, o czym już pani wspomniała. A mianowicie propagowanie pewnego stylu życia: rodzice mają być w pracy, a dziecko jest albo pod opieką kogoś innego, albo w żłobku.
Na pewno tak jest! Widzimy tu pewnego rodzaju społeczny przymus: kobieta powinna wracać do pracy. Tymczasem ja zawsze mówię, że to ma być swobodna decyzja kobiety. I czasem bardzo trudno ją podjąć!
Widzę to sama, bo jestem babcią trojga dzieci. Synowa pracuje. Ale gdy wnuczęta chorują, to jedno po drugim: jedno wyzdrowieje, następne zaczyna chorować. A potem kolejne wchodzi w chorobę. Musimy więc pamiętać o tym, że opieka nad małymi dziećmi jest szalenie trudna. Zarówno nad jednym dzieckiem, jak i nad trójką, albo czwórką dzieci. I to nie tylko ze względu na brak zewnętrznych usług opiekuńczych. Czasami zatem łączenie opieki nad dziećmi z pracą zawodową jest niemożliwe. Więc trzeba dostrzegać i doceniać to, że kobiety mają przerwę zawodową. A potem wracają do pracy.
Uwzględnia to tak chwalona dzisiaj polityka rodzinna w Czechach. Bo owa polityka opiera się na tym, że kobiety do trzeciego roku życia dziecka pobierają świadczenie wspierające, mając pewnego typu urlop wychowawczy. Wspomniane świadczenie nie jest zresztą bardzo wysokie. A gdy skończy się jego otrzymywanie, większość kobiet wraca do pracy. I widać, że jest to z korzyścią i dla kobiet, i dla dzieci. Jednocześnie w Czechach nie wydaje się dużych środków na tworzenie żłobków albo na ich dofinansowanie. W Czechach więc uznaje się za dobre rozwiązanie dofinansowanie rodzin. A nie żłobków.
Niezależnie od tego cały czas podkreślam: nie wolno tworzyć pewnego przymusu co do sposobu opieki nad dziećmi, lecz należy tworzyć dobre warunki i dawać rodzinie wolność. Bo rodziny mieszkają w różnych miejscach i mają rozmaite możliwości, otoczenie i ambicje. Ale zawsze dziecko, jego rozwój oraz zdrowie, są absolutnie pierwszoplanowe!
O ile pamiętam, to czeskie rozwiązanie przyniosło nawet pewien pozytywny skutek demograficzny!
Tak! Czechy wskaźniki dzietności mają całkiem wysokie. Chyba więc ta polityka przynosi efekty. A podkreślam: świadczenia wychowawcze w Czechach naprawdę nie są tak wysokie, jak sądziliby Polacy.
Jeżeli jednak dają dobre rezultaty, to w takim razie może są lepiej sprofilowane niż nasze. Bo nie są przeznaczane na żłobki czy na opiekę przez kogoś innego niż rodzice. Tylko właśnie na tych ostatnich!
Czechy prezentują zupełnie inną filozofię polityki rodzinnej. Starając się o to, żeby opiekę nad małym dzieckiem sprawowali głównie rodzice.
Rozumiem, że albo kobieta albo mężczyzna. Jest tu wybór.
Nie można jednak dyskredytować innych rozwiązań. Przykładem obserwowana przeze mnie polityka rodzinna na Węgrzech i rozwój tam opieki żłobkowej. A z drugiej strony na przykład, gdy przyglądniemy się średniej frekwencji dzieci w żłobkach, to bywa tak, że czasami jest to średnio pięćdziesiąt procent dzieci. Bo reszta choruje.
Ale - żeby była jasność - chcę wyraźnie powiedzieć, że za naszych ośmioletnich rządów nastąpił spory rozwój opieki żłobkowej. Bo przybyło chyba ponad sto tysięcy miejsc opieki żłobkowej. A niedawno uruchomiono potężny program ponad 5 mld zł na żłobki samorządowe, niepubliczne i na różne formy dofinansowania opieki nad małymi dziećmi.
I – tak jak mówiłam – nie jest tak, że wszystkie samorządy natychmiast są chętne i tworzą miejsca żłobkowe. Bo inwestycje można zrealizować. Ale potem jest problem z utrzymaniem stałych miejsc żłobkowych. Nie wszystkie samorządy chcą je finansować. Trzeba to uczciwie powiedzieć!
A obecny rząd kontynuuje wspomniany przez Panią program budowy żłobków?
On został uruchomiony w zeszłym roku Rozumiem, że zostały już zawarte umowy i one będą kontynuowane. Bo tam są terminy i one oczywiście obowiązują. Przecież znaczna część wszystkich polityk (również tych społecznych) jest po prostu kontynuowana. Bo w dużej mierze one są regulowane wciąż obowiązującymi ustawami.
A wracając do programu „Aktywny Rodzic”: jego efekty są bardzo trudne do przewidzenia. A tym, czego w projekcie ustawy dotyczącej tego programu, nie znalazłam, to właśnie opis i ocena skutków owej regulacji. Skutków gospodarczych i społecznych. Na przykład nie ma informacji o tym, jaki będzie koszt zatrudnienia kobiet. Wiadomo tylko, że koszt całego programu to 8 mld zł.
Tymczasem - moim zdaniem – zaplanowana w tym programie kwota 1500 zł w wielu przypadkach może być zwyczajnie niewystarczająca.
Niewystarczająca do zatrudnienia opiekunki. I mam wrażenie, że wspieranie rodziców, którzy jednak pozostają w domu, nie jest wystarczające. Nie jest sprawiedliwie potraktowane.
Ale przecież głównym celem wspomnianego programu jest skłonienie kobiet do pójścia do pracy! Co raczej nie jest jakimś realnym, palącym problemem. Ponieważ trzeba otwarcie powiedzieć to, że w ostatnich latach aktywność zawodowa Polek po prostu rośnie. Szczególnie młodych. Ale też tych w wieku emerytalnym, które kontynuują pracę. I nie jesteśmy pod tym względem gdzieś „w ogonie” Europy!