Na dziś Donald Tusk zapowiedział szczyt rolniczy. Trudno spodziewać się jednak przełomu, dla polskich chłopów Tusk nie poświęci przecież agendy, za którą stoi całe szaleństwo unijnych elit. Jedyna nadzieja w tym, że gniewu ulicy przestraszy się cała Europejska Partia Ludowa i ogłosi wycofanie się z Zielonego Ładu, lub przynajmniej jego części. Scenariusz ten jest możliwy, co pokazuje choćby przykład Niemiec, gdzie znany nam aż za dobrze Manfred Weber pokazywał się na rolniczych blokadach i nawet nie był z nich przeganiany, choć przecież powinien. Cóż, Weber w Unii jest w rodzinie rządzącej ale u siebie w Niemczech to opozycjonista pełną gębą.
To zła wróżba, ponieważ może okazać się, że cześć wyborców nabierze się na tę zmianę tylko po to, by zobaczyć po wyborach tych samych ludzi, wracających do tej samej polityki. Również w Polsce ekipa Tuska zdaje się nie pamiętać, że jej europosłowie poparli Zielony Ład i za wszystko winią PiS i komisarza Wojciechowskiego. PiS zresztą też pamięta te czasy słabo, przez co nie może wciąż wpaść na pomysł, by uznać własne błędy i przeprosić, co uwiarygodniło by chęć stania się politycznym głosem rolników.
A głos ten brzmi donośnie i dociera do miast, również w Polsce. Fakt, że postulaty rolników według sondaży popiera ponad połowa (według niektórych badań nawet ¾) Polaków wskazuje, że trafiają one w obawy społeczne ponad podziałami partyjnymi i klasowymi. Widzimy więc wielotorową próbę neutralizacji protestu w taki sposób, by stał się jak najmniejszym zagrożeniem dla nowej władzy.
Z jednej strony przedstawia się więc, głównie za pomocą sfanatyzowanych internautów i niektórych dziennikarzy, protestujących jako skrajnie roszczeniowych, leniwych producentów towarów wątpliwej jakości, sterowanych lub odwołujących się do Rosji. Nie sposób uciec od pytania, darem z jakich niebios był dla Donalda Tuska rolnik, wzywający Putina do rozprawy z Unią i zdobiący swój ciągnik flagą z sierpem i młotem. Czyżby marzyła mu się kolektywizacja?
Wróćmy do liberałów. W tony te uderzają nie tylko przeciętni fani włączy z internetu, nagle zachwyceni ukraińską żywnością (jest według nich lepsza, niż polska i równie dobra, jak każda, która polska nie jest) i przekonani, że to oni utrzymują rolników, lecz i tuzy typu Elizy Michalik czy Tomasza Lisa. Popularne jest też skupianie się na odpowiedzialności PiS tak, jakby to na Nowogrodzkiej powstał plan, przyjęty później przez całą Europę. Jest wreszcie łączący te wszystkie narracje element tej samej klasowej pogardy, która spajała wszystkie sezonowe lub trwałe niechęci, przeżywane przez obóz dawnego salonu i jego wychowanków. Na razie każda z tych prób nie odnosi skutku. Najważniejsze pozostaje więc, by rolnicy Polski i Europy nie nabrali się na zaklęcia urzędników i walczących o reelekcję polityków, bo wtedy chwilowa wygrana okaże się jutrzejsza egzekucją. Nie tylko tych, którzy żyją z roli i hodowli.